15 lutego 2015

Rozdział 12 Ostatni

            Przez moment stałam nad ciałem Teda kompletnie sparaliżowana. Dopiero po upływie kilkunastu sekund dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam. Zamordowałam mężczyznę, którego przez dziewiętnaście lat uważałam za ojca. Gwałtownie odsunęłam się pod ścianę, chowając twarz w dłoniach. Z mojego gardła wyrwał się cichy szloch. Zabijanie nie było dla mnie nowością, ale nigdy nie podniosłam ręki na nikogo bliskiego. Aż do dzisiaj. Szybko wytarłam spływające łzy i wzięłam kilka głębszych wdechów. To nie był czas na mazanie się. Nie ulegało wątpliwości, że Ted sobie na to zasłużył. Nadal nie mogłam uwierzyć, że przez tyle lat żyłam w kłamstwie. Pomyślałam od razu o mamie. Jakie ona przeżyła piekło. Straciła ukochanego męża zaraz po urodzeniu córki i jeszcze została zmuszona do wyjścia za jego mordercę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogła się tym z nikim podzielić. Siedziała w tym zupełnie sama, a mimo to na jej twarzy zawsze widniał uśmiech. Co prawda nie wiedziałam, czy za każdym razem był on szczery, może miała to być jedynie maska, aby nikt się nie zorientował, że coś jest nie tak.
            Dłużej nie mogłam przebywać w tamtym gabinecie. Poza tym to nie był koniec moich kłopotów. Na głowie miałam jeszcze wielką rewolucję, której zatrzymanie było teraz w moich rękach. Złapałam za klamkę i odwróciłam się, aby jeszcze raz spojrzeć na Teda. Nadal się nie ruszał. Wtedy uświadomiłam sobie, że naprawdę go zabiłam, a ta cała historia to prawda. Poczułam pod powiekami kolejną falę łez, ale jak najszybciej ją powstrzymałam. Jeszcze będzie wiele okazji do płaczu, a teraz musiałam być silna. Wybiegłam z pomieszczenia, kierując się od razu do windy. Moim pierwszym celem było odnalezienie przyjaciół. Miałam nadzieję, że dowiedzieli się czegoś, co pomogłoby nam zatrzymać tę całą katastrofę. Nacisnęłam przycisk windy. Jak na złość była ona kilkadziesiąt pięter wyżej. Zaczęłam nerwowo chodzić od ściany do ściany. Marnowałam tylko czas, ale nie było innej drogi na wyższe poziomy. Kiedy tylko metalowe drzwi się rozsunęły, weszłam do środka i kilkakrotnie nacisnęłam przycisk z numerem piętra, gdzie znajdowała się świetlica. Był to właściwie sam środek Orionu, więc może właśnie tam byli moi przyjaciele. Momentalnie przypomniałam sobie o Arthurze. Siedział zamknięty w celi, ale w każdej chwili mógł ktoś przyjść i go najzwyczajniej w świecie wypuścić. Skoro był on drugim dowódcą, była to tylko kwestia czasu. Tym bardziej, że głównodowodzący właśnie został zabity. Zaraz po odnalezieniu Noemi i Matiasa, powinniśmy zająć się Hansonem. Jazda zajęła mi kolejną chwilę, a moje zdenerwowanie rosło wraz z liczbami na wyświetlaczu. Gdy tylko dotarłam do celu, po prostu zaczęłam biec wzdłuż korytarza. Zmarszczyłam drzwi ze zdezorientowania. Od dłuższego czasu nie minęłam ani jednej, żywej duszy. Może wszyscy zebrali się w jednym miejscu, aby omówić strategię.
            Kiedy oglądałam się za siebie, czy nikt nowy się nie pojawił, wpadłam na jakąś przeszkodę. Od razu się odwróciłam, a moim oczom ukazał się Aiden. Przyglądał się mi z wyciągniętymi przed siebie dłońmi i zmarszczonymi brwiami. Zrobiłam dwa kroki w tył. Przecież mógł to być Arthur. Właściwie to na pewno był on. Przybrałam pozycję do ataku i rzuciłam się na chłopaka. Ten jednak był szybszy, blokując mój cios oraz moje ręce przy okazji, a następnie przygwoździł mnie do ściany, unieruchamiając mi również nogi. Zaczęłam się szarpać, ale jego uścisk był zbyt mocny. Traciłam jedynie siły.
            – Nie dam się już nabrać na te twoje numery, Arthur. Puszczaj – wysyczałam, patrząc się na bruneta ze zmrużonymi oczami. Chłopak od razu się odsunął, co jedynie mnie zdziwiło. Nie sądziłam, że tak po prostu wypełni rozkaz. Również dalsze zachowanie Hansona wywoływało lekką konsternację. Korzystając z tego, że mężczyzna zaczął się nad czymś zastanawiać, a przynajmniej na to wskazywał fakt, że drapał się po brodzie, dodałam: – Miałam się z tobą rozprawić później, ale skoro sam na mnie wpadłeś, załatwmy to teraz.
            Brunet spojrzał na mnie i ponownie wyciągając przed siebie ręce, zaczął kręcić głową. Zrobił również kilka kroków w moją stronę, na co od razu się odsunęłam.
            – Vanessa, uspokój się. To ja, Aiden. – Przez cały czas uważnie przyglądał się mojej twarzy, czekając na reakcję na swoje słowa. Nie miałam zamiaru mu wierzyć.
            – Jasne, już to kupiłam – prychnęłam. Chłopak przewrócił oczami i głośno westchnął. – Udowodnij.
            – Żarówka, nie mamy czasu na takie zabawy – powiedział już ostrzej, a w jego głosie słychać było wyraźną irytację. Użycie mojej ksywki jaką nadał mi Aiden nie wystarczyło. W końcu Arthur bardzo łatwo mógł się o niej dowiedzieć. Brunet widząc, że nadal nie jestem przekonana co do jego słów, przeczesał nerwowo włosy. – Dalej masz te koszmary i nie możesz spać?
            Zmarszczyłam brwi, zupełnie nie rozumiejąc pytania jakie usłyszałam. Dlaczego miałby mnie pytać o tak nieistotne rzeczy. Nagle mnie oświeciło. Spojrzałam na chłopaka z szeroko otwartymi oczami i celując w niego palcem. To naprawdę Aiden. Nawiązał do tej nocy, kiedy wpadłam na niego w kuchni. Wtedy to był jeszcze on, bo było to dzień przed wyjazdem Arthura. Już miałam się odezwać, gdy dotarł do mnie dźwięk czyichś kroków. Przywarłam do ściany, przygotowując się do ewentualnej walki. Na szczęście zza zakrętu wybiegła Noemi, a zaraz za nią Matias. Poczułam ogromną ulgę na ich widok. Nagle moi przyjaciele zastygli w ruchu. Po prostu się zatrzymali. Zaczęłam do nich powoli podchodzić, uważnie się im przyglądając. Gdy dotarłam do dziewczyny, pomachałam jej przed twarzą dłonią, ale ona nawet nie mrugnęła. Odwróciłam się do Aidena, który nadal mógł się poruszać, tak jak ja. Nic z tego nie rozumiałam. Uniosłam pytająco brew z nadzieją, że brunet wie, co się właśnie wydarzyło.
            – Potrafię zatrzymywać czas i mogę wybierać osoby lub rzeczy, które temu nie podlegają, tak jak ty teraz – wytłumaczył, wzruszając ramionami. Otworzyłam ze zdumienia usta i szybko do niego podeszłam.
            – Więc wtedy, gdy chciałam cię oblać sokiem, to wcale się nie teleportowałeś, a zatrzymałeś czas i stanąłeś gdzie indziej – stwierdziłam, wciąż zszokowana. Aiden w odpowiedzi jedynie kiwnął głową z tym jego triumfalnym uśmieszkiem. Miał dwie niesamowite moce. Nie dość, że mógł przejmować kontrolę nad ludźmi, to jeszcze zatrzymywał czas. Odsunęłam od siebie te myśli, mieliśmy ważniejszy temat do rozmowy. – Jak się uwolniłeś?
            – Rozumiem, że wiesz już, co ojciec mi zrobił. Przejąłem kontrolę nad jednym ze strażników i się po prostu wypuściłem – oznajmił, wzruszając ramionami. Zaczynała mnie irytować ta jego obojętność wobec wszystkiego. Jakby fakt, że własny ojciec zamknął go w więzieniu, w ogóle nie robił na nim wrażenia.
            – Ale dlaczego zrobiłeś to dopiero teraz? Przecież przetrzymywali cię od trzech dni.
            – Ojczulek był bardzo ostrożny. Nie pozwolił się nikomu zbliżać do mojej celi. Zamknął mnie w najbardziej oddalonej izolatce, jaką posiada Horologium. Dopiero dzisiaj jakiś facet przebiegł obok mnie. Udało mi się go złapać w ostatniej chwili.
            Zsunęłam się na podłogę, podsuwając kolana pod brodę. Skoro czas się zatrzymał, miałam zamiar z tego korzystać jak najdłużej i pozbierać wszystkie informacje do kupy. Nadal nie miałam pewności, że Aiden jest przeciwko tej całej rewolucji, ale z drugiej strony Hanson nie zamykałby go bez powodu. Zanim jednak zaczniemy rozmawiać o teraźniejszości, chciałam wyjaśnić naszą przeszłość. Chłopak idąc w ślady za mną, również usiadł na podłodze obok mnie. W pierwszej sekundzie chciałam się odsunąć, ale w końcu zrezygnowałam.
            – Już na obozie wiedziałeś, kim jestem? Dlatego cały czas mi dokuczałeś – spytałam, przyglądając się brunetowi. Jego wzrok był skierowany na ścianę naprzeciw nas. Dopiero po chwili spojrzał w moje oczy. Dotychczasową obojętność zastąpił… żal. Miałam wrażenie, że tylko mi się to przewidziało.
            – Wiedziałem. Ojciec o wszystkim mi powiedział i praktycznie wpoił mi nienawiść do twojej rodziny. – Przez moment jeszcze patrzył na mnie, ale z powrotem przeniósł wzrok na szarą ścianę. Nie wiedziałam co właściwie odpowiedzieć. Obiecałam sobie, że nigdy mu tego nie wybaczę, ale uświadomiłam sobie, że oboje byliśmy po prostu kukiełkami, którymi Arthur i Ted kierowali wedle swojego widzimisię.
            – Ale skoro nie podzielasz wizji swojego ojca, dlaczego nadal byłeś dla mnie taki wredny? – spytałam, bo ta kwestia nadal nie dawała mi spokoju. O ile na obozie Aiden jeszcze niczego nie rozumiał i po prostu robił to, co mu kazano, o tyle podczas mojej obecności w jego domu był już świadomy planu ojca i tego, że się z nim nie zgadza. Przynajmniej tak wywnioskowałam z jego słów.
            – Musiałem stwarzać pozory. Cały czas pilnował mnie pupilek ojca, Nathaniel. – Uniosłam zszokowana brwi i cicho prychnęłam. – Zdziwiona? Twój pomocny Nathaniel tak naprawdę był żywym podsłuchem.
            Schowałam twarz w dłonie i po prostu zaczęłam płakać. W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że prawie wszyscy, którym ufałam, okazali się tymi złymi. Zaczęło się od Nathaniela, później Oliver, a na końcu ojciec, którego nie powinnam już tak nazywać. Czułam, że cała moja energia i zawziętość będące moimi atutami w pracy, tym razem nie wystarczą. Zaczęłam myśleć, że w ogóle mnie opuściły. Miałam już dość tego bałaganu w jaki zamieniło się moje życie. Po chwili poczułam jak Aiden mnie obejmuje. Niewiele myśląc, położyłam głowę na jego klatce piersiowej, wtulając się przy tym w niego. Moje zdanie o nim obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i z tego złego zamienił się w tego dobrego. Kiedy tak nad tym myślałam, przypomniał mi się mężczyzna, który wpadł do mojego auta. Wtedy uznałam go za wariata, ale teraz wszystko zrozumiałam. Nie miałam pojęcia, kim on był, ale wiedział o planie, jaki szykował Ted. Gdybym nie zbagatelizowała jego słów, może to wszystko inaczej by się potoczyło. Podniosłam się do poprzedniej pozycji, cicho wzdychając. Aiden od razu skupił swój wzrok na mnie. Jedną ręką wciąż mnie obejmował, a drugą wytarł mój mokry od łez policzek. Zdziwiła mnie delikatność, z jaką to zrobił. Przez moment wpatrywałam się w jego oczy, a moje kąciki ust minimalnie drgnęły do góry. Podobał mi się spokój, jaki panował wokół. Jednak byłam świadoma, że nie mogliśmy siedzieć tak przez wieczność. Nagle chłopak zaczął się do mnie przybliżać. Na początku nawet chciałam tego. Chciałam, żeby mnie wtedy pocałował, ale uświadomiłam sobie, że to i tak nie miałoby sensu. Dlatego szybko się podniosłam. Gdy spojrzałam na bruneta przyglądał mi się z ustami zaciśniętymi w cienką linię. Nie wyglądał na zadowolonego moją reakcją, ale nie miałam zamiaru się tym teraz przejmować.
            – Musimy wymyślić jakiś plan – oznajmiłam zachrypniętym głosem. Od razu odchrząknęłam, zagarniając włosy za ucho. Chłopak podniósł się z podłogi i wsunął dłonie w kieszeń. Na jego twarz wróciła stara obojętność, której tak nie lubiłam, a którą sama wywołałam. To była jego maska i sposób radzenia sobie z uczuciami. Nic nie odpowiadając, pstryknął palcami. Do moich uszu dotarły kroki przyjaciół. Podbiegli do nas, a Matias od razu przygwoździł Aidena do ściany.
            – Zostaw go. To prawdziwy Aiden. – Złapałam trenera za ramiona, odciągając go tym samym od chłopaka. Mężczyzna nie był przekonany do moich słów, ale spełnił prośbę. – Dowiedzieliście się czegoś?
            – Nie. Nie mogliśmy nikogo znaleźć. Właśnie biegliśmy na arenę, a jak u ciebie? – wytłumaczyła Noemi. Przez moment przyglądała się Aidenowi, a następnie spojrzała na mnie i uniosła jedną brew.
            – Zabiłam Teda, znaczy ojca – wyrzuciłam jak najszybciej. Podniosłam wzrok, patrząc na każdego po kolei. Zatrzymałam się na Matiasie, który zaczął kręcić głową.
            – To niemożliwe. Ted jest nieśmiertelny.
            – Naprawdę to zrobiłam. Uderzyłam w niego moim najsilniejszym pociskiem. Nie ruszał się. – Zaczęłam wypowiadać wszystko, co tylko mi ślina naniosła na język. Nie chciałam dopuścić do siebie faktu, że moje starania poszły na marne i nic Tedowi nie zrobiłam.
            – Mógł jedynie stracić przytomność – stwierdził Matias, wzdychając.
            – Musimy iść do Arthura. Może jeszcze nikt go nie wypuścił, wtedy Aiden przejmie nad nim kontrolę i dowiemy się, co się właściwie dzieje. – Podzieliłam się z moimi towarzyszami, tym co właśnie wymyśliłam. Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami, więc od razu ruszyliśmy do windy. Ponownie musieliśmy zjechać na sam dół. To krążenie między piętrami robiło się męczące, ale nikt głośno na to nie narzekał. Po chwili znaleźliśmy się przy celach. Arthur znajdował się prawie że na końcu, dlatego całą drogę przebiegliśmy dla zaoszczędzenia czasu. Hanson wydawał się zdziwiony widokiem syna, ale nie zdążył tego skomentować, bo ten od razu przejął nad nim kontrolę. Mężczyzna wytłumaczył, że w tym momencie wszystkie oddziały zebrały się na arenie, gdzie Ted ma wygłosić mowę, a dokładnie zaznajomić Obdarowanych ze szczegółami swojego planu, który w skrócie polegał na tym, że Orion razem z Horologium miało po kolei napadać na oddziały na całym świecie. Zaraz po zabiciu dowódcy, Obdarowani mieliby wybór: albo szliby dalej z Tedem, albo byliby zamykani lub zabici. Miałam wrażenie, że wielkie ambicje ojca musiały przysłonić logiczne myślenie, bo nie sądziłam, żeby taki plan wypalił. Może i był potężny, ale nie aż tak. Na koniec jeszcze spytałam Hansona, co jeszcze robi w celi.
            – Chyba zostałem zdradzony i Edgar wcale nie miał zamiaru mnie uwalniać. – Mówił to z takim opanowaniem, jakby już się pogodził z tym losem i było mu to zupełnie obojętne, ale kto wie, co siedzi w tej jego głowie.
            Po wysłuchaniu Hansona stwierdziliśmy, że nie ma czasu do stracenia i od razu musimy udać się na arenę. Zanim jednak się tak stało, Matias trochę ostudził nasze zapędy, oznajmiając, że najpierw trzeba ustalić, co w ogóle zrobimy z Tedem. Fakt, że jest on nieśmiertelny, komplikował sprawę, nawet bardzo. Przez moment przeprowadziliśmy wielką burzę mózgów.
            – Wiem. Musimy pojmać Teda i zamknąć go w twierdzy Inferis – odezwał się jak oświecony Matias.
            – Ale jak my go zatrzymamy? – spytałam, bo teraz wydawało mi się to niemożliwe.
            – Przejmę nad nim kontrolę podczas przemówienia i oznajmię wszystkim, że plan jest odwołany – wtrącił się Aiden.
            Wymyślanie reszty poszło już znacznie szybciej. Każdy dorzucał jakiś pomysł, aż w końcu wszystko mieliśmy dopracowane, więc przeszliśmy do jego realizacji. Matias pierwsze co zrobił, to zadzwonił do zarządcy twierdzy Inferis i wytłumaczył całą sytuację. Było to więzienie dla najgroźniejszych Obdarowanych, którzy odsiadywali dożywocie, a znajdowało ono się na wyspie, którą wymazano z mapy. O jej położeniu wiedzieli nieliczni i jeszcze nikomu nie udało się z niej uciec. To miejsce było wręcz stworzone dla Teda, skoro nie można go było zabić. Kiedy mój trener skończył rozmawiać, pognaliśmy w stronę areny. Zakradliśmy się na samą górę na trybuny, tak aby nie zwracać na siebie uwagi. Aidenowi do przejęcia kontroli wystarczył sam fakt, że widział daną osobę, więc duża odległość do sceny w niczym mu nie przeszkadzała. Na szczęście Ted jeszcze nie zaczął przemawiać. Z szeptów między Obdarowanymi dowiedzieliśmy się, że było duże opóźnienie. Widocznie Edgar potrzebował więcej czasu na regenerację po moim ataku. W tamtym momencie poczułam ogromną satysfakcję i dumę ze swojego czynu. Oddziały zaczynały się coraz bardziej niecierpliwić. Ludzie zaczęli wątpić, że mężczyzna w ogóle się pojawi. W końcu szepty ustały, a przy ambonie stanął Ted. Aiden od razu przejął nad nim kontrolę.
            – Na początek przepraszam wszystkich zebranych za spóźnienie. Aby dłużej nie tracić czasu, przejdę do sedna sprawy. Zawieszam naszą akcję. – Na sali od razu podniósł się szum. Obdarowani zaczęli się przekrzykiwać. Jedni zadawali masę pytań, a drudzy zaczęli wyzywać dowódcę. Ted podniósł rękę, żeby uspokoić tłum. – Wynikły pewne komplikacje, z którymi muszę się uporać przed wcieleniem moich założeń w życie. Wiem, że wielu z was pali się już do walki, ale musicie być cierpliwi. To tyle.
            Gdy mężczyzna skończył przemawiać, w tym samym momencie za jego plecami pojawiła się Noemi z kajdankami, tymi samymi, w które ja zostałam zakuta, i na oczach wszystkich Obdarowanych zamknęła je na nadgarstkach Edgara. Po tym podeszła do mikrofonu.
            – Ted Edgar został skazany za zdradę całej społeczności Obdarowanych i zostanie zamknięty w Inferis.
            W całym chaosie jaki wywołały jej słowa na sali, dziewczyna wyprowadziła wciąż kontrolowanego mężczyznę. Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, od razu wstaliśmy, by ruszyć za nią. Całą grupą wyszliśmy przed centrum, gdzie czekał już na nas zarządca, po którego dzwonił Matias. Rozpoznałam go, jak tylko go zobaczyłam. To on wtedy pojawił się w moim samochodzie i mnie ostrzegał. Posłał mi szeroki uśmiech, widząc zdezorientowanie na mojej twarzy, po czym wysunął swoją dłoń na powitanie. Od razu ją uścisnęłam.
            – Logan Turner. Byłem znajomym twoich rodziców, prawdziwych rodziców. Twoja matka opowiedziała mi o wszystkim i kazała mi mieć na ciebie oko. Wybacz, że cię tak wtedy wystraszyłem – wytłumaczył, a ja od razu odwzajemniłam jego wcześniejszy uśmiech.
            Dopiero, gdy Teda przejął pan Turner, Aiden zdjął z niego swoją kontrolę. Od razu zaczął się szarpać i krzyczeć, że mamy go natychmiast wypuścić. Przy okazji rzucił jeszcze parę obelg w moją stronę, za co dostał z pięści w twarz od Aidena. Nie mogłam wtedy powstrzymać uśmiechu. Już myślałam, że cała sytuacji została opanowana, kiedy znikąd pojawił się Oliver.
            – Wiedziałem, że coś tu jest nie tak – stwierdził, patrząc na wszystkich zgromadzonych. Na końcu spojrzał na mnie, a przez nienawiść jaką zobaczyłam w jego oczach, poczułam ukłucie w sercu. Nadal do mnie nie docierało, że mój przyjaciel mógł zrobić mi coś takiego. Jak mógł dać się tak zmanipulować Tedowi? Co on mu takiego obiecał?
            – Zastrzel ją, Oliver! – krzyknął Edgar. Następne sekundy były jak w zwolnionym tempie, a jednak nie zdążyłam nic zrobić. Oliver wyciągnął broń i wycelował ją w moją stronę, ale pocisk do mnie nie dotarł. Trafił natomiast Matiasa, który zasłonił mnie własnym ciałem. Trener przewrócił się zaraz przede mną. Krzyknęłam, upadając na kolana. Na jego klatce piersiowej pojawiła się wielka czerwona plama, którą zaraz zaczęłam uciskać. Wiedziałam, że to na nic, bo kula trafiła prosto w serce. Widok zasłoniły mi łzy, które teraz jedna po drugiej spadały na mężczyznę i mieszały się z jego krwią. Przytuliłam się do niego, już ledwo co oddychał.
            – Uważaj na siebie, mała – wychrypiał, a następnie przymknął oczy. Zaczęłam kręcić głową, prosząc go, żeby mnie jeszcze nie opuszczał, że go teraz potrzebuję, ale nie mógł już tego słyszeć. Podniosłam wzrok na Olivera, który stał z szeroko otwartymi oczami i ustami, nie wierząc w to, co się stało.
            – Jak mogłeś?! – wrzasnęłam do blondyna. Mimo pogodnego nieba, nad nami pojawiła się ciemna chmura. Motywowana wściekłością jaką teraz czułam, wyciągnęłam rękę, a z granatowego obłoku strzelił piorun prosto w mojego byłego przyjaciela. Chłopak upadł, tak samo jak wcześniej Ted. Podbiegła do niego Noemi, aby sprawdzić czy żyje. Sprawdzając puls, kiwnęła jedynie głową. Nie chciałam go zabijać, więc poczułam lekką ulgę, ale zaraz przysłonił ją żal. Obok mnie pojawił się Aiden, który mnie podniósł. Byłam cała mokra od łez i co chwilę wstrząsał mną kolejny szloch. Objął mnie, pozwalając mi się wypłakać. W między czasie z budynku wybiegali kolejni Obdarowani, aby zobaczyć widowisko, więc pan Turner oznajmił, że na niego już czas i po prostu zniknął razem z Edgarem. Po chwili odsunęłam się od Hansona, wzięłam głęboki wdech, po czym korzystając z okazji, że przyglądali się nam ludzie i z Orionu i z Horologium, wyciągnęłam do Aidena rękę, oznajmiając:
            – Ja, Vanessa Edgar, jako nowy zarządca Orionu, proponuję, aby nasze oddziały się połączyły i działały jako jedna jednostka. – Postarałam się, aby mój głos brzmiał najpewniej jak potrafiłam. Z tłumu przeniosłam wzrok na młodego Hansona, który przyglądał się mi z małą konsternacją, ale po chwili uścisnął moją dłoń, akceptując tym samym złożoną prze mnie propozycję.

KONIEC


Dobrnęliśmy do końca. Wiem, że wiele osób jest teraz na mnie naprawdę wściekłych. Rozumiem to. Sama chciałam, aby to opowiadanie było dłuższe, ale wyszło inaczej. Przez długie przerwy między rozdziałami chyba straciliście zainteresowanie, a ja motywację do pisania. Nie jestem też zadowolona z zakończenia, ale trudno. Generalnie przepraszam za wszystko oraz dziękuję za to, że byliście, czytaliście, komentowaliście i za wszystkie miłe słowa.