Przez moment
stałam nad ciałem Teda kompletnie sparaliżowana. Dopiero po upływie kilkunastu
sekund dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam. Zamordowałam mężczyznę, którego
przez dziewiętnaście lat uważałam za ojca. Gwałtownie odsunęłam się pod ścianę,
chowając twarz w dłoniach. Z mojego gardła wyrwał się cichy szloch. Zabijanie
nie było dla mnie nowością, ale nigdy nie podniosłam ręki na nikogo bliskiego.
Aż do dzisiaj. Szybko wytarłam spływające łzy i wzięłam kilka głębszych
wdechów. To nie był czas na mazanie się. Nie ulegało wątpliwości, że Ted sobie
na to zasłużył. Nadal nie mogłam uwierzyć, że przez tyle lat żyłam w kłamstwie.
Pomyślałam od razu o mamie. Jakie ona przeżyła piekło. Straciła ukochanego męża
zaraz po urodzeniu córki i jeszcze została zmuszona do wyjścia za jego
mordercę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogła się tym z nikim
podzielić. Siedziała w tym zupełnie sama, a mimo to na jej twarzy zawsze
widniał uśmiech. Co prawda nie wiedziałam, czy za każdym razem był on szczery,
może miała to być jedynie maska, aby nikt się nie zorientował, że coś jest nie
tak.
Dłużej nie mogłam
przebywać w tamtym gabinecie. Poza tym to nie był koniec moich kłopotów. Na
głowie miałam jeszcze wielką rewolucję, której zatrzymanie było teraz w moich
rękach. Złapałam za klamkę i odwróciłam się, aby jeszcze raz spojrzeć na Teda. Nadal
się nie ruszał. Wtedy uświadomiłam sobie, że naprawdę go zabiłam, a ta cała
historia to prawda. Poczułam pod powiekami kolejną falę łez, ale jak
najszybciej ją powstrzymałam. Jeszcze będzie wiele okazji do płaczu, a teraz
musiałam być silna. Wybiegłam z pomieszczenia, kierując się od razu do windy.
Moim pierwszym celem było odnalezienie przyjaciół. Miałam nadzieję, że dowiedzieli
się czegoś, co pomogłoby nam zatrzymać tę całą katastrofę. Nacisnęłam przycisk
windy. Jak na złość była ona kilkadziesiąt pięter wyżej. Zaczęłam nerwowo
chodzić od ściany do ściany. Marnowałam tylko czas, ale nie było innej drogi na
wyższe poziomy. Kiedy tylko metalowe drzwi się rozsunęły, weszłam do środka i
kilkakrotnie nacisnęłam przycisk z numerem piętra, gdzie znajdowała się
świetlica. Był to właściwie sam środek Orionu, więc może właśnie tam byli moi
przyjaciele. Momentalnie przypomniałam sobie o Arthurze. Siedział zamknięty w
celi, ale w każdej chwili mógł ktoś przyjść i go najzwyczajniej w świecie
wypuścić. Skoro był on drugim dowódcą, była to tylko kwestia czasu. Tym
bardziej, że głównodowodzący właśnie został zabity. Zaraz po odnalezieniu Noemi
i Matiasa, powinniśmy zająć się Hansonem. Jazda zajęła mi kolejną chwilę, a
moje zdenerwowanie rosło wraz z liczbami na wyświetlaczu. Gdy tylko dotarłam do
celu, po prostu zaczęłam biec wzdłuż korytarza. Zmarszczyłam drzwi ze
zdezorientowania. Od dłuższego czasu nie minęłam ani jednej, żywej duszy. Może
wszyscy zebrali się w jednym miejscu, aby omówić strategię.
Kiedy
oglądałam się za siebie, czy nikt nowy się nie pojawił, wpadłam na jakąś przeszkodę.
Od razu się odwróciłam, a moim oczom ukazał się Aiden. Przyglądał się mi z
wyciągniętymi przed siebie dłońmi i zmarszczonymi brwiami. Zrobiłam dwa kroki w
tył. Przecież mógł to być Arthur. Właściwie to na pewno był on. Przybrałam
pozycję do ataku i rzuciłam się na chłopaka. Ten jednak był szybszy, blokując
mój cios oraz moje ręce przy okazji, a następnie przygwoździł mnie do ściany,
unieruchamiając mi również nogi. Zaczęłam się szarpać, ale jego uścisk był zbyt
mocny. Traciłam jedynie siły.
– Nie dam
się już nabrać na te twoje numery, Arthur. Puszczaj – wysyczałam, patrząc się
na bruneta ze zmrużonymi oczami. Chłopak od razu się odsunął, co jedynie mnie
zdziwiło. Nie sądziłam, że tak po prostu wypełni rozkaz. Również dalsze zachowanie
Hansona wywoływało lekką konsternację. Korzystając z tego, że mężczyzna zaczął
się nad czymś zastanawiać, a przynajmniej na to wskazywał fakt, że drapał się
po brodzie, dodałam: – Miałam się z tobą rozprawić później, ale skoro sam na
mnie wpadłeś, załatwmy to teraz.
Brunet
spojrzał na mnie i ponownie wyciągając przed siebie ręce, zaczął kręcić głową. Zrobił
również kilka kroków w moją stronę, na co od razu się odsunęłam.
– Vanessa,
uspokój się. To ja, Aiden. – Przez cały czas uważnie przyglądał się mojej twarzy,
czekając na reakcję na swoje słowa. Nie miałam zamiaru mu wierzyć.
– Jasne,
już to kupiłam – prychnęłam. Chłopak przewrócił oczami i głośno westchnął. –
Udowodnij.
– Żarówka, nie
mamy czasu na takie zabawy – powiedział już ostrzej, a w jego głosie słychać
było wyraźną irytację. Użycie mojej ksywki jaką nadał mi Aiden nie wystarczyło.
W końcu Arthur bardzo łatwo mógł się o niej dowiedzieć. Brunet widząc, że nadal
nie jestem przekonana co do jego słów, przeczesał nerwowo włosy. – Dalej masz
te koszmary i nie możesz spać?
Zmarszczyłam
brwi, zupełnie nie rozumiejąc pytania jakie usłyszałam. Dlaczego miałby mnie
pytać o tak nieistotne rzeczy. Nagle mnie oświeciło. Spojrzałam na chłopaka z
szeroko otwartymi oczami i celując w niego palcem. To naprawdę Aiden. Nawiązał
do tej nocy, kiedy wpadłam na niego w kuchni. Wtedy to był jeszcze on, bo było
to dzień przed wyjazdem Arthura. Już miałam się odezwać, gdy dotarł do mnie
dźwięk czyichś kroków. Przywarłam do ściany, przygotowując się do ewentualnej
walki. Na szczęście zza zakrętu wybiegła Noemi, a zaraz za nią Matias. Poczułam
ogromną ulgę na ich widok. Nagle moi przyjaciele zastygli w ruchu. Po prostu
się zatrzymali. Zaczęłam do nich powoli podchodzić, uważnie się im
przyglądając. Gdy dotarłam do dziewczyny, pomachałam jej przed twarzą dłonią,
ale ona nawet nie mrugnęła. Odwróciłam się do Aidena, który nadal mógł się
poruszać, tak jak ja. Nic z tego nie rozumiałam. Uniosłam pytająco brew z
nadzieją, że brunet wie, co się właśnie wydarzyło.
– Potrafię
zatrzymywać czas i mogę wybierać osoby lub rzeczy, które temu nie podlegają,
tak jak ty teraz – wytłumaczył, wzruszając ramionami. Otworzyłam ze zdumienia
usta i szybko do niego podeszłam.
– Więc
wtedy, gdy chciałam cię oblać sokiem, to wcale się nie teleportowałeś, a
zatrzymałeś czas i stanąłeś gdzie indziej – stwierdziłam, wciąż zszokowana. Aiden
w odpowiedzi jedynie kiwnął głową z tym jego triumfalnym uśmieszkiem. Miał dwie
niesamowite moce. Nie dość, że mógł przejmować kontrolę nad ludźmi, to jeszcze
zatrzymywał czas. Odsunęłam od siebie te myśli, mieliśmy ważniejszy temat do
rozmowy. – Jak się uwolniłeś?
– Rozumiem,
że wiesz już, co ojciec mi zrobił. Przejąłem kontrolę nad jednym ze strażników
i się po prostu wypuściłem – oznajmił, wzruszając ramionami. Zaczynała mnie
irytować ta jego obojętność wobec wszystkiego. Jakby fakt, że własny ojciec zamknął
go w więzieniu, w ogóle nie robił na nim wrażenia.
– Ale
dlaczego zrobiłeś to dopiero teraz? Przecież przetrzymywali cię od trzech dni.
– Ojczulek
był bardzo ostrożny. Nie pozwolił się nikomu zbliżać do mojej celi. Zamknął
mnie w najbardziej oddalonej izolatce, jaką posiada Horologium. Dopiero dzisiaj
jakiś facet przebiegł obok mnie. Udało mi się go złapać w ostatniej chwili.
Zsunęłam
się na podłogę, podsuwając kolana pod brodę. Skoro czas się zatrzymał, miałam
zamiar z tego korzystać jak najdłużej i pozbierać wszystkie informacje do kupy.
Nadal nie miałam pewności, że Aiden jest przeciwko tej całej rewolucji, ale z
drugiej strony Hanson nie zamykałby go bez powodu. Zanim jednak zaczniemy
rozmawiać o teraźniejszości, chciałam wyjaśnić naszą przeszłość. Chłopak idąc w
ślady za mną, również usiadł na podłodze obok mnie. W pierwszej sekundzie
chciałam się odsunąć, ale w końcu zrezygnowałam.
– Już na
obozie wiedziałeś, kim jestem? Dlatego cały czas mi dokuczałeś – spytałam,
przyglądając się brunetowi. Jego wzrok był skierowany na ścianę naprzeciw nas.
Dopiero po chwili spojrzał w moje oczy. Dotychczasową obojętność zastąpił… żal.
Miałam wrażenie, że tylko mi się to przewidziało.
– Wiedziałem.
Ojciec o wszystkim mi powiedział i praktycznie wpoił mi nienawiść do twojej
rodziny. – Przez moment jeszcze patrzył na mnie, ale z powrotem przeniósł wzrok
na szarą ścianę. Nie wiedziałam co właściwie odpowiedzieć. Obiecałam sobie, że
nigdy mu tego nie wybaczę, ale uświadomiłam sobie, że oboje byliśmy po prostu
kukiełkami, którymi Arthur i Ted kierowali wedle swojego widzimisię.
– Ale skoro
nie podzielasz wizji swojego ojca, dlaczego nadal byłeś dla mnie taki wredny? –
spytałam, bo ta kwestia nadal nie dawała mi spokoju. O ile na obozie Aiden
jeszcze niczego nie rozumiał i po prostu robił to, co mu kazano, o tyle podczas
mojej obecności w jego domu był już świadomy planu ojca i tego, że się z nim
nie zgadza. Przynajmniej tak wywnioskowałam z jego słów.
– Musiałem
stwarzać pozory. Cały czas pilnował mnie pupilek ojca, Nathaniel. – Uniosłam
zszokowana brwi i cicho prychnęłam. – Zdziwiona? Twój pomocny Nathaniel tak naprawdę
był żywym podsłuchem.
Schowałam
twarz w dłonie i po prostu zaczęłam płakać. W tamtym momencie uświadomiłam
sobie, że prawie wszyscy, którym ufałam, okazali się tymi złymi. Zaczęło się od
Nathaniela, później Oliver, a na końcu ojciec, którego nie powinnam już tak nazywać.
Czułam, że cała moja energia i zawziętość będące moimi atutami w pracy, tym
razem nie wystarczą. Zaczęłam myśleć, że w ogóle mnie opuściły. Miałam już dość
tego bałaganu w jaki zamieniło się moje życie. Po chwili poczułam jak Aiden
mnie obejmuje. Niewiele myśląc, położyłam głowę na jego klatce piersiowej,
wtulając się przy tym w niego. Moje zdanie o nim obróciło się o sto
osiemdziesiąt stopni i z tego złego zamienił się w tego dobrego. Kiedy tak nad
tym myślałam, przypomniał mi się mężczyzna, który wpadł do mojego auta. Wtedy
uznałam go za wariata, ale teraz wszystko zrozumiałam. Nie miałam pojęcia, kim
on był, ale wiedział o planie, jaki szykował Ted. Gdybym nie zbagatelizowała
jego słów, może to wszystko inaczej by się potoczyło. Podniosłam się do
poprzedniej pozycji, cicho wzdychając. Aiden od razu skupił swój wzrok na mnie.
Jedną ręką wciąż mnie obejmował, a drugą wytarł mój mokry od łez policzek. Zdziwiła
mnie delikatność, z jaką to zrobił. Przez moment wpatrywałam się w jego oczy, a
moje kąciki ust minimalnie drgnęły do góry. Podobał mi się spokój, jaki panował
wokół. Jednak byłam świadoma, że nie mogliśmy siedzieć tak przez wieczność. Nagle
chłopak zaczął się do mnie przybliżać. Na początku nawet chciałam tego. Chciałam,
żeby mnie wtedy pocałował, ale uświadomiłam sobie, że to i tak nie miałoby
sensu. Dlatego szybko się podniosłam. Gdy spojrzałam na bruneta przyglądał mi
się z ustami zaciśniętymi w cienką linię. Nie wyglądał na zadowolonego moją
reakcją, ale nie miałam zamiaru się tym teraz przejmować.
– Musimy
wymyślić jakiś plan – oznajmiłam zachrypniętym głosem. Od razu odchrząknęłam,
zagarniając włosy za ucho. Chłopak podniósł się z podłogi i wsunął dłonie w
kieszeń. Na jego twarz wróciła stara obojętność, której tak nie lubiłam, a
którą sama wywołałam. To była jego maska i sposób radzenia sobie z uczuciami.
Nic nie odpowiadając, pstryknął palcami. Do moich uszu dotarły kroki
przyjaciół. Podbiegli do nas, a Matias od razu przygwoździł Aidena do ściany.
– Zostaw
go. To prawdziwy Aiden. – Złapałam trenera za ramiona, odciągając go tym samym
od chłopaka. Mężczyzna nie był przekonany do moich słów, ale spełnił prośbę. –
Dowiedzieliście się czegoś?
– Nie. Nie
mogliśmy nikogo znaleźć. Właśnie biegliśmy na arenę, a jak u ciebie? –
wytłumaczyła Noemi. Przez moment przyglądała się Aidenowi, a następnie
spojrzała na mnie i uniosła jedną brew.
– Zabiłam
Teda, znaczy ojca – wyrzuciłam jak najszybciej. Podniosłam wzrok, patrząc na
każdego po kolei. Zatrzymałam się na Matiasie, który zaczął kręcić głową.
– To niemożliwe.
Ted jest nieśmiertelny.
– Naprawdę
to zrobiłam. Uderzyłam w niego moim najsilniejszym pociskiem. Nie ruszał się. –
Zaczęłam wypowiadać wszystko, co tylko mi ślina naniosła na język. Nie chciałam
dopuścić do siebie faktu, że moje starania poszły na marne i nic Tedowi nie
zrobiłam.
– Mógł
jedynie stracić przytomność – stwierdził Matias, wzdychając.
– Musimy
iść do Arthura. Może jeszcze nikt go nie wypuścił, wtedy Aiden przejmie nad nim
kontrolę i dowiemy się, co się właściwie dzieje. – Podzieliłam się z moimi
towarzyszami, tym co właśnie wymyśliłam. Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami, więc od
razu ruszyliśmy do windy. Ponownie musieliśmy zjechać na sam dół. To krążenie
między piętrami robiło się męczące, ale nikt głośno na to nie narzekał. Po
chwili znaleźliśmy się przy celach. Arthur znajdował się prawie że na końcu,
dlatego całą drogę przebiegliśmy dla zaoszczędzenia czasu. Hanson wydawał się
zdziwiony widokiem syna, ale nie zdążył tego skomentować, bo ten od razu
przejął nad nim kontrolę. Mężczyzna wytłumaczył, że w tym momencie wszystkie
oddziały zebrały się na arenie, gdzie Ted ma wygłosić mowę, a dokładnie
zaznajomić Obdarowanych ze szczegółami swojego planu, który w skrócie polegał
na tym, że Orion razem z Horologium miało po kolei napadać na oddziały na całym
świecie. Zaraz po zabiciu dowódcy, Obdarowani mieliby wybór: albo szliby dalej
z Tedem, albo byliby zamykani lub zabici. Miałam wrażenie, że wielkie ambicje
ojca musiały przysłonić logiczne myślenie, bo nie sądziłam, żeby taki plan
wypalił. Może i był potężny, ale nie aż tak. Na koniec jeszcze spytałam
Hansona, co jeszcze robi w celi.
– Chyba
zostałem zdradzony i Edgar wcale nie miał zamiaru mnie uwalniać. – Mówił to z
takim opanowaniem, jakby już się pogodził z tym losem i było mu to zupełnie
obojętne, ale kto wie, co siedzi w tej jego głowie.
Po
wysłuchaniu Hansona stwierdziliśmy, że nie ma czasu do stracenia i od razu
musimy udać się na arenę. Zanim jednak się tak stało, Matias trochę ostudził
nasze zapędy, oznajmiając, że najpierw trzeba ustalić, co w ogóle zrobimy z
Tedem. Fakt, że jest on nieśmiertelny, komplikował sprawę, nawet bardzo. Przez
moment przeprowadziliśmy wielką burzę mózgów.
– Wiem.
Musimy pojmać Teda i zamknąć go w twierdzy Inferis – odezwał się jak oświecony Matias.
– Ale jak
my go zatrzymamy? – spytałam, bo teraz wydawało mi się to niemożliwe.
– Przejmę
nad nim kontrolę podczas przemówienia i oznajmię wszystkim, że plan jest
odwołany – wtrącił się Aiden.
Wymyślanie
reszty poszło już znacznie szybciej. Każdy dorzucał jakiś pomysł, aż w końcu
wszystko mieliśmy dopracowane, więc przeszliśmy do jego realizacji. Matias
pierwsze co zrobił, to zadzwonił do zarządcy twierdzy Inferis i wytłumaczył
całą sytuację. Było to więzienie dla najgroźniejszych Obdarowanych, którzy
odsiadywali dożywocie, a znajdowało ono się na wyspie, którą wymazano z mapy. O
jej położeniu wiedzieli nieliczni i jeszcze nikomu nie udało się z niej uciec.
To miejsce było wręcz stworzone dla Teda, skoro nie można go było zabić. Kiedy
mój trener skończył rozmawiać, pognaliśmy w stronę areny. Zakradliśmy się na
samą górę na trybuny, tak aby nie zwracać na siebie uwagi. Aidenowi do
przejęcia kontroli wystarczył sam fakt, że widział daną osobę, więc duża
odległość do sceny w niczym mu nie przeszkadzała. Na szczęście Ted jeszcze nie
zaczął przemawiać. Z szeptów między Obdarowanymi dowiedzieliśmy się, że było
duże opóźnienie. Widocznie Edgar potrzebował więcej czasu na regenerację po
moim ataku. W tamtym momencie poczułam ogromną satysfakcję i dumę ze swojego
czynu. Oddziały zaczynały się coraz bardziej niecierpliwić. Ludzie zaczęli
wątpić, że mężczyzna w ogóle się pojawi. W końcu szepty ustały, a przy ambonie
stanął Ted. Aiden od razu przejął nad nim kontrolę.
– Na
początek przepraszam wszystkich zebranych za spóźnienie. Aby dłużej nie tracić
czasu, przejdę do sedna sprawy. Zawieszam naszą akcję. – Na sali od razu
podniósł się szum. Obdarowani zaczęli się przekrzykiwać. Jedni zadawali masę
pytań, a drudzy zaczęli wyzywać dowódcę. Ted podniósł rękę, żeby uspokoić tłum.
– Wynikły pewne komplikacje, z którymi muszę się uporać przed wcieleniem moich
założeń w życie. Wiem, że wielu z was pali się już do walki, ale musicie być
cierpliwi. To tyle.
Gdy
mężczyzna skończył przemawiać, w tym samym momencie za jego plecami pojawiła
się Noemi z kajdankami, tymi samymi, w które ja zostałam zakuta, i na oczach
wszystkich Obdarowanych zamknęła je na nadgarstkach Edgara. Po tym podeszła do
mikrofonu.
– Ted Edgar
został skazany za zdradę całej społeczności Obdarowanych i zostanie zamknięty w
Inferis.
W całym
chaosie jaki wywołały jej słowa na sali, dziewczyna wyprowadziła wciąż
kontrolowanego mężczyznę. Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, od razu wstaliśmy,
by ruszyć za nią. Całą grupą wyszliśmy przed centrum, gdzie czekał już na nas
zarządca, po którego dzwonił Matias. Rozpoznałam go, jak tylko go zobaczyłam. To
on wtedy pojawił się w moim samochodzie i mnie ostrzegał. Posłał mi szeroki
uśmiech, widząc zdezorientowanie na mojej twarzy, po czym wysunął swoją dłoń na
powitanie. Od razu ją uścisnęłam.
– Logan Turner.
Byłem znajomym twoich rodziców, prawdziwych rodziców. Twoja matka opowiedziała
mi o wszystkim i kazała mi mieć na ciebie oko. Wybacz, że cię tak wtedy
wystraszyłem – wytłumaczył, a ja od razu odwzajemniłam jego wcześniejszy
uśmiech.
Dopiero,
gdy Teda przejął pan Turner, Aiden zdjął z niego swoją kontrolę. Od razu zaczął
się szarpać i krzyczeć, że mamy go natychmiast wypuścić. Przy okazji rzucił
jeszcze parę obelg w moją stronę, za co dostał z pięści w twarz od Aidena. Nie mogłam
wtedy powstrzymać uśmiechu. Już myślałam, że cała sytuacji została opanowana, kiedy
znikąd pojawił się Oliver.
– Wiedziałem,
że coś tu jest nie tak – stwierdził, patrząc na wszystkich zgromadzonych. Na
końcu spojrzał na mnie, a przez nienawiść jaką zobaczyłam w jego oczach, poczułam
ukłucie w sercu. Nadal do mnie nie docierało, że mój przyjaciel mógł zrobić mi
coś takiego. Jak mógł dać się tak zmanipulować Tedowi? Co on mu takiego
obiecał?
– Zastrzel
ją, Oliver! – krzyknął Edgar. Następne sekundy były jak w zwolnionym tempie, a
jednak nie zdążyłam nic zrobić. Oliver wyciągnął broń i wycelował ją w moją
stronę, ale pocisk do mnie nie dotarł. Trafił natomiast Matiasa, który zasłonił
mnie własnym ciałem. Trener przewrócił się zaraz przede mną. Krzyknęłam,
upadając na kolana. Na jego klatce piersiowej pojawiła się wielka czerwona
plama, którą zaraz zaczęłam uciskać. Wiedziałam, że to na nic, bo kula trafiła
prosto w serce. Widok zasłoniły mi łzy, które teraz jedna po drugiej spadały na
mężczyznę i mieszały się z jego krwią. Przytuliłam się do niego, już ledwo co
oddychał.
– Uważaj na
siebie, mała – wychrypiał, a następnie przymknął oczy. Zaczęłam kręcić głową,
prosząc go, żeby mnie jeszcze nie opuszczał, że go teraz potrzebuję, ale nie
mógł już tego słyszeć. Podniosłam wzrok na Olivera, który stał z szeroko otwartymi
oczami i ustami, nie wierząc w to, co się stało.
– Jak
mogłeś?! – wrzasnęłam do blondyna. Mimo pogodnego nieba, nad nami pojawiła się
ciemna chmura. Motywowana wściekłością jaką teraz czułam, wyciągnęłam rękę, a z
granatowego obłoku strzelił piorun prosto w mojego byłego przyjaciela. Chłopak
upadł, tak samo jak wcześniej Ted. Podbiegła do niego Noemi, aby sprawdzić czy
żyje. Sprawdzając puls, kiwnęła jedynie głową. Nie chciałam go zabijać, więc
poczułam lekką ulgę, ale zaraz przysłonił ją żal. Obok mnie pojawił się Aiden,
który mnie podniósł. Byłam cała mokra od łez i co chwilę wstrząsał mną kolejny
szloch. Objął mnie, pozwalając mi się wypłakać. W między czasie z budynku
wybiegali kolejni Obdarowani, aby zobaczyć widowisko, więc pan Turner oznajmił,
że na niego już czas i po prostu zniknął razem z Edgarem. Po chwili odsunęłam
się od Hansona, wzięłam głęboki wdech, po czym korzystając z okazji, że
przyglądali się nam ludzie i z Orionu i z Horologium, wyciągnęłam do Aidena
rękę, oznajmiając:
– Ja,
Vanessa Edgar, jako nowy zarządca Orionu, proponuję, aby nasze oddziały się
połączyły i działały jako jedna jednostka. – Postarałam się, aby mój głos brzmiał
najpewniej jak potrafiłam. Z tłumu przeniosłam wzrok na młodego Hansona, który
przyglądał się mi z małą konsternacją, ale po chwili uścisnął moją dłoń,
akceptując tym samym złożoną prze mnie propozycję.
KONIEC
Dobrnęliśmy do końca. Wiem, że wiele osób jest teraz na mnie naprawdę wściekłych. Rozumiem to. Sama chciałam, aby to opowiadanie było dłuższe, ale wyszło inaczej. Przez długie przerwy między rozdziałami chyba straciliście zainteresowanie, a ja motywację do pisania. Nie jestem też zadowolona z zakończenia, ale trudno. Generalnie przepraszam za wszystko oraz dziękuję za to, że byliście, czytaliście, komentowaliście i za wszystkie miłe słowa.