Czułam, jakby w głowie siedział mi mały gnom i walił młotkiem w czaszkę. Oddałabym
wtedy wszystko za tabletkę przeciwbólową oraz szklankę zimnej wody. Jednak po
powolnym otwarciu oczu zamiast mojego pokoju zobaczyłam Aidena opartego o jakąś
ciemną ścianę o nierównej powierzchni. Obok niego stał Nathaniel. Obaj
wpatrywali się we mnie z minami nie wyrażającymi żadnych emocji. Nagle w moje
nozdrza uderzył zapach wilgoci, a w oddali słyszałam kapiącą wodę. Chyba
znajdowałam się w jakiejś ohydnej piwnicy. Od tego wszystkiego zrobiło
mi się niedobrze. Chciałam ruszyć rękoma, ale uniemożliwił mi to sznur, którymi
były związane. Coraz bardziej przestawała mi się podobać ta sytuacja. Ledwo
łapałam oddech. Przełknęłam głośno ślinę i kiedy przestałam się już rozglądać
po pomieszczeniu, zwróciłam swój wzrok w stronę chłopaków.
– W końcu
się obudziłaś, Vanesso – zaczął Aiden tonem ociekającym od jadu. Był dla mnie
wiele razy nieprzyjemny, ale jeszcze nigdy nie patrzył na mnie z taką odrazą.
Nie to jednak było najważniejsze. On wypowiedział moje prawdziwe imię. Imię,
którego nie miał prawa znać. Miałam wrażenie, że moje serce na moment stanęło,
a następnie zaczęło walić tak mocno, że jeszcze moment i wyleciałoby z mojej
klatki piersiowej. Otworzyłam lekko usta, aby coś powiedzieć, ale
zrezygnowałam. Nie byłam w stanie zebrać teraz myśli. Przeżyłam właśnie ogromny
szok i do tego ten nieustępliwy ból głowy. Przeniosłam wzrok na Nathaniela,
jakby szukając u niego pomocy.
–
Nathaniel, co się tu dzieje? – Zadałam jedyne pytanie, jakie wtedy cisnęło mi
się na usta. Nie mogłam uwierzyć, że ten wiecznie uśmiechnięty i pomocny
chłopak zrobił mi coś tak okropnego. Czułam ogromny żal do niego.
– Przez
cały ten czas nie chciałem wierzyć Aidenowi w to, co o tobie mówił. Wydawałaś
się zwykłą Obdarowaną, z którą świetnie mi się rozmawiało. A tu niespodzianka.
Córka Teda Edgara. Gorzej trafić nie mogłem – prychnął i spojrzał na mnie z
taką samą odrazą jak jego towarzysz. Poczułam ukłucie w sercu. Już dawno na
nikim się tak nie zawiodłam. Mimo że nie znałam Nathaniela zbyt długo, miałam
nadzieję, że chociaż on jest mi życzliwy. Tak bardzo się pomyliłam.
– Co? O
czym ty mówisz? Nie jestem córką żadnego Edgara. – Udawanie, że nie wiem, co
się dzieje, wydawało mi się najlepszym pomysłem. Zresztą, nie musiałam za bardzo
udawać. Zwróciłam się z powrotem do Aidena. – Dlaczego powiedziałeś do mnie
Vanesso?
– Proszę,
przestań. Lepszego dowodu jak to, że widziałem cię jak wjeżdżasz do Orionu,
chyba nie będę miał – stwierdził Nathaniel. Nie mogłam się z nim nie zgodzić.
– Śledziłeś
mnie? – wysyczałam z przymrużonymi oczami.
– Taka
praca – oznajmił chłopak ze wzruszeniem ramion. Prychnęłam w odpowiedzi. Chyba
rzeczywiście nie ma sensu już udawać Wszystko się wydało. Teraz muszę zacząć
obmyślać nowy plan, ale najpierw przydałoby się zorientować, co się właściwie
dzieje.
– Koniec
tych pogaduszek – wtrącił się nagle Aiden. – Nathaniel, wyjdź.
Chłopak kiwnął głową, a następnie opuścił pomieszczenie. Bez
żadnych skarg lub pretensji. Widocznie mieli już wszystko dokładnie obgadane.
Mogłam się tego spodziewać. Nie byłam jedyną wyszkoloną osobą w tym
pomieszczeniu. Jednak mimo wyszkolenia i doświadczenia, kiedy zostałam sama z
Aidenem, nie mogłam opanować lekkiego strachu. Jeszcze nigdy mnie tak bardzo
nie przerażał. Właściwie nie było takiej sytuacji, aż do teraz. Chciałam jak
najszybciej stamtąd zwiać. Niestety, musiałam zostać, aby się dokładnie
dowiedzieć, dlaczego zostałam przywiązana do tego cholernie niewygodnego
krzesła, którego oparcie wbijało mi się w plecy. Nagle dostałam oświecenia.
– Od
początku wiedziałeś, kim jestem. Już na obozie. Dlatego mnie prześladowałeś. –
Z każdymi wypowiedzianymi słowami wszystko układało się w jedną całość, jak
puzzle wskakujące w końcu na odpowiednie miejsce. Zaczęłam kręcić głową z
niedowierzaniem. Mój tata obiecał, że nikt o mnie nie wie, a ja mu naiwnie
wierzyłam. Do oczu napłynęły mi łzy, jednak szybko je powstrzymałam. Nie
chciałam pokazywać słabości, nie w takiej chwili.
– A co
myślałaś, że to jakieś miłosne podchody? Nie ma w tobie nic interesującego –
mówiąc to, prześlizną się wzrokiem po mojej sylwetce. Znów zrobiło mi się
niedobrze. – No, prawie nic.
– Jesteś
obrzydliwy. Nie mogę na ciebie patrzeć! – wykrzyczałam, kiedy znów zobaczyłam
ten jego głupkowaty uśmieszek. Do moich uszu dobiegł przerażający śmiech
chłopaka. Zaczęłam się kręcić na krześle, chcąc jak najszybciej się uwolnić. W
tym samym momencie poczułam na nadgarstku zimno metalu. Przypomniałam sobie o
ukrytym sztylecie. Idioci mnie nie przeszukali, a do tego jakimś cudem nie
wyczuli broni przy związywaniu mi rąk. Chyba nie są aż tak dobrze wyszkoleni.
Kiedy zapaliła się iskierka nadziei na ucieczkę, uspokoiłam się. Nie dałam
jednak tego po sobie poznać. Musiałam do końca udawać przestraszoną i
zdezorientowaną.
– Skoro już
tak sobie tu siedzimy. – Na chwilę przerwał, żeby wyglądało jakby się nad czymś
zastanawiał. – Możesz mi grzecznie podać swój kod do drzwi Orionu. – Skrzyżował
ręce na wysokości klatki piersiowej i przejechał kciukiem po dolnej wardze,
cierpliwie czekając, aż się odezwę. Ani na sekundę nie odwrócił ode mnie wzroku,
przeszywając mnie na wskroś swoimi ciemnymi oczami.
– Chyba
sobie żartujesz. Nigdy nie dowiesz się ode mnie niczego o moim oddziale.
– Jaka
wierna dziewczynka. Przydałaby mi się taka w Horologium. – Słysząc słowa
Aidena, skrzywiłam się. Zabrzmiało to tak, jakby on tam rządził i zatrudniał
ludzi. Czyżbym o czymś nie wiedziała? Znów nic nie trzymało się kupy. Co chwilę
pojawiała się jakaś nowa informacja zupełnie nie pasująca do reszty i psująca
moją koncepcję. Nagle chłopak odbił się od ściany, po czym ruszył w moją
stronę. Położył dłonie na oparciach krzesła i nachylił się. Nasze twarze
dzieliło jedynie kilka centymetrów. Starałam się zachować zimną krew, ale mimo
to poczułam dreszcz przechodzący po całym moim ciele. – Nie mam czasu na stanie
tu i paplanie z tobą. Ty podajesz kod, ja cię uwalniam.
Podejście
tak blisko mnie było wielkim błędem. Korzystając z tego, że nie skrępowali mi
nóg. Podniosłam jedną z nich do góry i z całej siły odepchnęłam od siebie
chłopaka, kopiąc go w klatkę piersiową. Ten poleciał z powrotem na ścianę,
która nie była wcale tak daleko, jakby się to wydawało. Dodatkowo ból
spotęgowały szpilki, które miałam na sobie. Ciekawe jak ja miałam w nich uciec.
Po sekundzie Aiden się pozbierał i w dwóch krokach ponownie znalazł się koło
mnie. Przycisnął moje nogi swoimi do nóżek od krzesła, sprawiając mi przy tym
lekki ból. Następnie zamachnął się i uderzył mnie w twarz otwartą dłonią.
Policzek zaczął niemiłosiernie piec. Nie wiedziałam, co w niego wstąpiło. Nie
widziałam go jeszcze tak rozwścieczonego. Jego oddech był przyśpieszony, a
włosy roztrzepane na wszystkie strony. Znów się pochylił. Nie chcąc go jeszcze
bardziej denerwować, postanowiłam milczeć. Od razu tego pożałowałam.
– Mów! – Po
raz pierwszy się na mnie wydarł. Wcześniej jego głos za każdym razem był
opanowany. Mimo to nadal nie wydałam z siebie ani jednego dźwięku, przez co
zapadła cisza. Było słychać jedynie nasze przyśpieszone oddechy. Wciąż myślami
wracałam do sztyletu schowanego pod rękawem. Z jednej strony bardzo chciałam go
teraz użyć i jak najszybciej stamtąd uciec, a z drugiej nie byłam pewna, czy
uda mi się pokonać Aidena. Z tak zdenerwowanym Obdarowanym mogłam nie dać sobie
rady. Znalazłam się między młotem a kowadłem. Żadne z wymyślonych przeze mnie
rozwiązań, nie wydawało się tym najlepszym. Po chwili znów zostałam wyrwana z
rozmyślań. – Zaczynasz mi naprawdę działać na nerwy.
– I vice
versa. – Przygryzłam dolną wargę i odwróciłam głowę w bok. Nie miałam ochoty
patrzeć na bruneta. Zauważyłam niewielkie okno, które było jedynym źródłem
światła w tym pomieszczeniu. Chyba był już poranek skoro świeciło słońce.
Mimowolnie zaczęłam się zastanawiać, ile czasu już przebywam w tej piwnicy.
Pamiętam, że gdy schodziłam na imprezę, było już dość późno i ciemno na dworze,
więc spędziłam w tej piwnicy minimum kilka godzin. Wygląda na to, że przyjęcie
było jedynie przykrywką na to zamieszanie z moim porwaniem. Wszystko idealnie
zaplanowane. Tylko nie pasuje mi znów jedna rzecz. Nie mogli mieć pewności, że
pojadę na zakupy, a do tego, że zajadę jeszcze do Orionu. Chyba, że Samanta
celowo zgodziła się na mój wyjazd. Do tego ktoś musiał mnie zauważyć w
gabinecie pana Hansona. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Wyszło na to, że
realizując swój plan, pomagałam w realizacji planu wroga. Lepiej się urządzić
nie mogłam. Aiden zaczął niespokojnie chodzić po pomieszczeniu, jakby się nad
czymś zastanawiał. Zaczęłam śledzić każdy jego ruch, gotowa bronić się w razie
ataku. Chłopak wydawał mi się teraz nieprzewidywalny. Nagle stanął i znów na
mnie spojrzał z wysoko uniesioną głową. Czuł się ode mnie lepszy. Też bym się
czuła. On niczym lew kroczący wkoło swojej ofiary, a ja na pierwszy rzut oka
przerażona i zupełnie bezsilna.
– Widzę, że
chyba nic z ciebie nie wyciągnę – stwierdził po chwili. – Zostaniesz więc
tutaj jeszcze trochę, może zmądrzejesz.
Jeszcze
przez moment przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym
otworzył drzwi i wyszedł, głośno trzaskając. Niepotrzebna demonstracja siły.
Gdy tylko do moich uszu nie dochodziły już oddalające się kroki, głośno
wypuściłam powietrze. Poczułam ulgę nie do opisania. Zaczęłam zbierać myśli. Na
początek powinnam uwolnić swoje ręce, za co od razu się zabrałam. Wysunęłam
ostrożnie sztylet, tak żeby nie wypadł. To byłby koniec mój, a na pewno mojego
planu. Gdy poczułam, że pewnie trzymam broń, zabrałam się za rozcinanie sznura.
W tym celu powoli poruszałam sztyletem w górę i w dół. Czułam coraz mniejszy
nacisk na moją skórę, aż w końcu byłam uwolniona. Wsunęłam z powrotem ostrze
pod rękaw, rozmasowałam obolałe, obtarte nadgarstki, a następnie ściągnęłam z
nóg szpilki i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi. Nie miałam pojęcia gdzie się
znajdę po wyjściu z piwnicy. Mogłam być nadal u Hansonów, ale również w
Horologium. Ta druga opcja najmniej mi odpowiadała.
Po cichu
nacisnęłam klamkę i wyjrzałam zza futryny. Nadal nie rozpoznawałam wnętrza,
które ukazało się moim oczom. Ostrożnie wyszłam dalej, delikatnie zamykając za
sobą drzwi. Moje ciało od dłuższego czasu było napięte jak struna. Ani na
chwilę nie mogłam się odprężyć. W każdym momencie na mojej drodze mógł stanąć
Aiden lub Nathaniel. W końcu nie miałam pojęcia, gdzie się udali po opuszczeniu
mnie. Przede mną znajdował się wąski korytarz. Był zupełnym przeciwieństwem
piwnicy, którą właśnie zostawiłam za sobą. Ściany były pomalowane na beżowo, a
w ich połowie leciał czerwony, cienki pasek. Na podłodze leżały jasnobrązowe
kafelki, których zimno czułam na stopach okrytych jedynie cienkimi
podkolanówkami. Po przejściu kilku metrów zobaczyłam schody. Niepewnie stanęłam
na pierwszym stopniu, cały czas nasłuchując, czy nie będę miała zaraz
towarzystwa. Takim sposobem znalazłam się na piętrze, gdzie za zakrętem były
kolejne drzwi. Westchnęłam coraz bardziej zmęczona. Ponownie lekko nacisnęłam
klamkę i najciszej jak umiałam, weszłam do kolejnej części domu. Dopiero teraz
rozpoznałam, że nadal jestem u Aidena. Poczułam lekką ulgę. Z Horologium
zapewne nie byłoby tak łatwo uciec. Miałam wrażenie, że nikogo tam nie ma
oprócz mnie. Panowała zupełna cisza. Nagle zniknęła cała służba.
Zdezorientowana ruszyłam w stronę schodów. Wciąż toczyłam wewnętrzną walkę czy
był to, aby na pewno najlepszy pomysł. Powinnam przecież stamtąd jak
najszybciej wiać.
Ku mojemu
zaskoczeniu bez problemowo dotarłam do swojego pokoju. Zamknęłam na wszelki
wypadek drzwi na klucz i rzuciłam się od razu do torby. Chciałam jak
najszybciej znaleźć telefon. Los się do mnie uśmiechnął, bo w tym samym
momencie usłyszałam swój dzwonek. Od razu znalazłam zgubę. Na wyświetlaczu
widniało zdjęcie z roześmianym Oliverem i jego imię poniżej. Przytrzymałam
zieloną słuchawkę, aby odebrać.
– Oliver,
jak dobrze, że dzwonisz! – wydukałam do słuchawki. Miałam ochotę się rozpłakać,
ale, po raz kolejny dzisiaj, powstrzymałam się. Wciąż czułam, że to jeszcze nie
koniec i gdzieś czeka na mnie coś gorszego.
– Vanessa,
w końcu odebrałaś. – Usłyszałam jak mój przyjaciel z ulgą wypuszcza powietrze z
ust. Lekko się uśmiechnęłam na myśl, że ktoś się o mnie martwił.
– Coś się
stało? Brzmisz na zdenerwowanego – stwierdziłam, marszcząc brwi. W między
czasie zajęłam się zakładaniem wygodniejszych butów.
– Musisz
jak najszybciej przyjechać do Orionu! – krzyknął, a następnie nasze połączenie
zostało przerwane. Siedziałam na łóżku jak sparaliżowana, wciąż trzymając
telefon przy uchu. Moje przeczucia się sprawdziły. To był dopiero początek.
Niewiele
myśląc, wcisnęłam komórkę do spodni i rzuciłam się w stronę szafy. Na samym dnie
leżało pudełko z moją bronią. Wyciągnęłam je na łóżko. W między czasie
zrzuciłam z siebie niewygodną, koronkową bluzkę i zamieniłam ją na luźną
koszulkę oraz bluzę. Do paska od spodni przypięłam pokrowiec z pistoletem
strzelającym specjalnymi nabojami oraz pod bluzką standardowo schowałam
dodatkowe sztylety. Kończyłam się już szykować, gdy nagle usłyszałam kroki na
piętrze.
– Zwiała! –
krzyknął, jak wywnioskowałam po głosie, Nathaniel. Nerwowo chodził po
korytarzu. Czułam, że zaraz złapie za klamkę moich drzwi i połączy fakty.
Biegiem rzuciłam się do okna. Sprawdzając czy nikogo nie ma na zewnątrz,
otworzyłam je. Po prawej stronie zobaczyłam rynnę, po której postanowiłam
zejść. Starałam się zrobić to, najciszej jak potrafiłam. Kiedy poczułam grunt
pod nogami, zaczęłam biec przed siebie. Byle najdalej stąd. Dopiero, gdy
straciłam dom Hansonów z pola widzenia, zatrzymałam się. Po chwili
zorientowałam się, gdzie jestem. Niedaleko stąd znajdował się mój dom. Nie
byłam jednak pewna, czy powinnam tam jechać. Podejrzewałam, że był tam ktoś z
Horologium. Mimo to nie miałam wyjścia. Inaczej nie dostałabym się do Orionu.
Musiałam pojechać tam swoim samochodem. Całą drogę biegłam. Dałam radę dzięki
mojej świetnej kondycji. Nie rozglądając się zbytnio na boki, wsiadłam do
czarnego mercedesa i ruszyłam do oddziału. Jeszcze nigdy nie jechałam tak
szybko. Miałam ciężką nogę, ale nie osiągałam aż takich prędkości. Teraz
liczyło się tylko to, żeby jak najszybciej dojechać na miejsce.
Gdy przejechałam
przez pole siłowe, gwałtownie zahamowałam praktycznie przed samymi drzwiami
Orionu. Wybiegłam z auta i trzęsącymi się dłońmi wpisałam kod. Kiedy znalazłam
się na głównym holu, zobaczyłam Olivera. Stał spokojnie na środku. Wydało mi
się to bardzo dziwne. Przez telefon jego głos był roztrzęsiony i jeszcze to
nagłe zerwanie połączenia. Naprawdę się przestraszyłam, że coś mu się stało, a
on tak po prostu stał ze skrzyżowanymi rękoma i czekał na mnie. Nie
wiedziałam już czy się cieszyć, że to jedynie fałszywy alarm, czy być wściekła,
że mnie tak wkręcił. Podbiegłam do chłopaka i przytuliłam go z całej siły.
Odwzajemnił uścisk. W tamtym momencie nie wytrzymałam już dłużej. Poczułam jak po
moich policzkach spływają łzy. Po chwili odchyliłam się, aby spojrzeć na
przyjaciela. Patrzył na mnie z twarzą zupełnie wypraną z emocji. Znów poczułam
niepokój. Od razu zrobiłam krok w tył.
– Oliver,
powiesz mi w końcu, co się dzieje? – Wpatrywałam się w blondyna, niecierpliwie
oczekując odpowiedzi. Nagle chłopak przeniósł wzrok na coś za mną.
– Vanesso, jesteś
zatrzymana. – Do moich uszu dobiegł męski głos. Odwróciłam się zszokowana w
jego stronę. – Zostałaś oskarżona o zdradę oddziału.~~~
Napisałam prolog! Jeśli ktoś ma ochotę i czas, to zapraszam do czytania. Wprowadziłam też małe zmiany do pierwszych rozdziałów, ale to raczej same opisy, więc jak ktoś by się nudził, to polecam. Nadal nie są te wpisy idealne, ale jest trochę lepiej. Liczę, że rozdział się podobał! :)
EDIT. Postaram się nadrobić też rozdziały u was, choć nie wiem, kiedy mi się to uda. Wy pewnie się nie leniłyście, tak jak ja, i trochę się tego nazbierało. Obiecuję, że pierwsze co robię w najbliższym, wolnym czasie, to czytam.
O nareszcie nowy rozdział po długiej przerwie :3 Już się bałam, że nie wrócisz. :/
OdpowiedzUsuńWow, akcja nabiera tempa i robi się coraz ciekawiej. Niestety przez to, że dawno nic się tu nie pojawiło, pozapominałam większość wątków. :c
Ale zaskoczyło mnie, że Aiden o wszystkim wiedział, naprawdę. Hm, on i Nathaniel byli nieco naiwni, myśląc, że Vanessa nie da rady obmyślić planu jak uwolnić się z więzów i zwiać. :D
I jeszcze bardziej ciekawi mnie końcówka. Czyżby Vanessa została w coś wrobiona?
Już się nie mogę doczekać next. Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
Świetny rozdział. Naprawdę udany i czekam niecierpliwie na część następną. Ciekawa jestem o co tu chodzi haha bo rewelacja goni rewelacje, ale o to chodzi. ;) Podoba mi się sposób pisania itp. Będę tu zaglądać, a twój blog ląduje u mnie w zakładkach ^*^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Joanna
P. S. Kiedy dodasz kolejny rozdział??
Dziękuję za miłe słowa! Co do rozdziału, nie wiem dokładnie, kiedy skończę pisać, bo już mam kawałek. Zapewne w następny weekend jakoś :)
Usuń