10 listopada 2014

Rozdział 9


            Czułam, jakby w głowie siedział mi mały gnom i walił młotkiem w czaszkę. Oddałabym wtedy wszystko za tabletkę przeciwbólową oraz szklankę zimnej wody. Jednak po powolnym otwarciu oczu zamiast mojego pokoju zobaczyłam Aidena opartego o jakąś ciemną ścianę o nierównej powierzchni. Obok niego stał Nathaniel. Obaj wpatrywali się we mnie z minami nie wyrażającymi żadnych emocji. Nagle w moje nozdrza uderzył zapach wilgoci, a w oddali słyszałam kapiącą wodę. Chyba znajdowałam się w jakiejś ohydnej piwnicy. Od tego wszystkiego zrobiło mi się niedobrze. Chciałam ruszyć rękoma, ale uniemożliwił mi to sznur, którymi były związane. Coraz bardziej przestawała mi się podobać ta sytuacja. Ledwo łapałam oddech. Przełknęłam głośno ślinę i kiedy przestałam się już rozglądać po pomieszczeniu, zwróciłam swój wzrok w stronę chłopaków.
            – W końcu się obudziłaś, Vanesso – zaczął Aiden tonem ociekającym od jadu. Był dla mnie wiele razy nieprzyjemny, ale jeszcze nigdy nie patrzył na mnie z taką odrazą. Nie to jednak było najważniejsze. On wypowiedział moje prawdziwe imię. Imię, którego nie miał prawa znać. Miałam wrażenie, że moje serce na moment stanęło, a następnie zaczęło walić tak mocno, że jeszcze moment i wyleciałoby z mojej klatki piersiowej. Otworzyłam lekko usta, aby coś powiedzieć, ale zrezygnowałam. Nie byłam w stanie zebrać teraz myśli. Przeżyłam właśnie ogromny szok i do tego ten nieustępliwy ból głowy. Przeniosłam wzrok na Nathaniela, jakby szukając u niego pomocy.
            – Nathaniel, co się tu dzieje? – Zadałam jedyne pytanie, jakie wtedy cisnęło mi się na usta. Nie mogłam uwierzyć, że ten wiecznie uśmiechnięty i pomocny chłopak zrobił mi coś tak okropnego. Czułam ogromny żal do niego.
            – Przez cały ten czas nie chciałem wierzyć Aidenowi w to, co o tobie mówił. Wydawałaś się zwykłą Obdarowaną, z którą świetnie mi się rozmawiało. A tu niespodzianka. Córka Teda Edgara. Gorzej trafić nie mogłem – prychnął i spojrzał na mnie z taką samą odrazą jak jego towarzysz. Poczułam ukłucie w sercu. Już dawno na nikim się tak nie zawiodłam. Mimo że nie znałam Nathaniela zbyt długo, miałam nadzieję, że chociaż on jest mi życzliwy. Tak bardzo się pomyliłam.
            – Co? O czym ty mówisz? Nie jestem córką żadnego Edgara. – Udawanie, że nie wiem, co się dzieje, wydawało mi się najlepszym pomysłem. Zresztą, nie musiałam za bardzo udawać. Zwróciłam się z powrotem do Aidena. – Dlaczego powiedziałeś do mnie Vanesso?
            – Proszę, przestań. Lepszego dowodu jak to, że widziałem cię jak wjeżdżasz do Orionu, chyba nie będę miał – stwierdził Nathaniel. Nie mogłam się z nim nie zgodzić.
            – Śledziłeś mnie? – wysyczałam z przymrużonymi oczami.
            – Taka praca – oznajmił chłopak ze wzruszeniem ramion. Prychnęłam w odpowiedzi. Chyba rzeczywiście nie ma sensu już udawać Wszystko się wydało. Teraz muszę zacząć obmyślać nowy plan, ale najpierw przydałoby się zorientować, co się właściwie dzieje.
            – Koniec tych pogaduszek – wtrącił się nagle Aiden. – Nathaniel, wyjdź.
            Chłopak kiwnął głową, a następnie opuścił pomieszczenie. Bez żadnych skarg lub pretensji. Widocznie mieli już wszystko dokładnie obgadane. Mogłam się tego spodziewać. Nie byłam jedyną wyszkoloną osobą w tym pomieszczeniu. Jednak mimo wyszkolenia i doświadczenia, kiedy zostałam sama z Aidenem, nie mogłam opanować lekkiego strachu. Jeszcze nigdy mnie tak bardzo nie przerażał. Właściwie nie było takiej sytuacji, aż do teraz. Chciałam jak najszybciej stamtąd zwiać. Niestety, musiałam zostać, aby się dokładnie dowiedzieć, dlaczego zostałam przywiązana do tego cholernie niewygodnego krzesła, którego oparcie wbijało mi się w plecy. Nagle dostałam oświecenia.
            – Od początku wiedziałeś, kim jestem. Już na obozie. Dlatego mnie prześladowałeś. – Z każdymi wypowiedzianymi słowami wszystko układało się w jedną całość, jak puzzle wskakujące w końcu na odpowiednie miejsce. Zaczęłam kręcić głową z niedowierzaniem. Mój tata obiecał, że nikt o mnie nie wie, a ja mu naiwnie wierzyłam. Do oczu napłynęły mi łzy, jednak szybko je powstrzymałam. Nie chciałam pokazywać słabości, nie w takiej chwili.
            – A co myślałaś, że to jakieś miłosne podchody? Nie ma w tobie nic interesującego – mówiąc to, prześlizną się wzrokiem po mojej sylwetce. Znów zrobiło mi się niedobrze. – No, prawie nic.
            – Jesteś obrzydliwy. Nie mogę na ciebie patrzeć! – wykrzyczałam, kiedy znów zobaczyłam ten jego głupkowaty uśmieszek. Do moich uszu dobiegł przerażający śmiech chłopaka. Zaczęłam się kręcić na krześle, chcąc jak najszybciej się uwolnić. W tym samym momencie poczułam na nadgarstku zimno metalu. Przypomniałam sobie o ukrytym sztylecie. Idioci mnie nie przeszukali, a do tego jakimś cudem nie wyczuli broni przy związywaniu mi rąk. Chyba nie są aż tak dobrze wyszkoleni. Kiedy zapaliła się iskierka nadziei na ucieczkę, uspokoiłam się. Nie dałam jednak tego po sobie poznać. Musiałam do końca udawać przestraszoną i zdezorientowaną.
            – Skoro już tak sobie tu siedzimy. – Na chwilę przerwał, żeby wyglądało jakby się nad czymś zastanawiał. – Możesz mi grzecznie podać swój kod do drzwi Orionu. – Skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i przejechał kciukiem po dolnej wardze, cierpliwie czekając, aż się odezwę. Ani na sekundę nie odwrócił ode mnie wzroku, przeszywając mnie na wskroś swoimi ciemnymi oczami.
            – Chyba sobie żartujesz. Nigdy nie dowiesz się ode mnie niczego o moim oddziale.
            – Jaka wierna dziewczynka. Przydałaby mi się taka w Horologium. – Słysząc słowa Aidena, skrzywiłam się. Zabrzmiało to tak, jakby on tam rządził i zatrudniał ludzi. Czyżbym o czymś nie wiedziała? Znów nic nie trzymało się kupy. Co chwilę pojawiała się jakaś nowa informacja zupełnie nie pasująca do reszty i psująca moją koncepcję. Nagle chłopak odbił się od ściany, po czym ruszył w moją stronę. Położył dłonie na oparciach krzesła i nachylił się. Nasze twarze dzieliło jedynie kilka centymetrów. Starałam się zachować zimną krew, ale mimo to poczułam dreszcz przechodzący po całym moim ciele. – Nie mam czasu na stanie tu i paplanie z tobą. Ty podajesz kod, ja cię uwalniam.
            Podejście tak blisko mnie było wielkim błędem. Korzystając z tego, że nie skrępowali mi nóg. Podniosłam jedną z nich do góry i z całej siły odepchnęłam od siebie chłopaka, kopiąc go w klatkę piersiową. Ten poleciał z powrotem na ścianę, która nie była wcale tak daleko, jakby się to wydawało. Dodatkowo ból spotęgowały szpilki, które miałam na sobie. Ciekawe jak ja miałam w nich uciec. Po sekundzie Aiden się pozbierał i w dwóch krokach ponownie znalazł się koło mnie. Przycisnął moje nogi swoimi do nóżek od krzesła, sprawiając mi przy tym lekki ból. Następnie zamachnął się i uderzył mnie w twarz otwartą dłonią. Policzek zaczął niemiłosiernie piec. Nie wiedziałam, co w niego wstąpiło. Nie widziałam go jeszcze tak rozwścieczonego. Jego oddech był przyśpieszony, a włosy roztrzepane na wszystkie strony. Znów się pochylił. Nie chcąc go jeszcze bardziej denerwować, postanowiłam milczeć. Od razu tego pożałowałam.
            – Mów! – Po raz pierwszy się na mnie wydarł. Wcześniej jego głos za każdym razem był opanowany. Mimo to nadal nie wydałam z siebie ani jednego dźwięku, przez co zapadła cisza. Było słychać jedynie nasze przyśpieszone oddechy. Wciąż myślami wracałam do sztyletu schowanego pod rękawem. Z jednej strony bardzo chciałam go teraz użyć i jak najszybciej stamtąd uciec, a z drugiej nie byłam pewna, czy uda mi się pokonać Aidena. Z tak zdenerwowanym Obdarowanym mogłam nie dać sobie rady. Znalazłam się między młotem a kowadłem. Żadne z wymyślonych przeze mnie rozwiązań, nie wydawało się tym najlepszym. Po chwili znów zostałam wyrwana z rozmyślań. – Zaczynasz mi naprawdę działać na nerwy.
            – I vice versa. – Przygryzłam dolną wargę i odwróciłam głowę w bok. Nie miałam ochoty patrzeć na bruneta. Zauważyłam niewielkie okno, które było jedynym źródłem światła w tym pomieszczeniu. Chyba był już poranek skoro świeciło słońce. Mimowolnie zaczęłam się zastanawiać, ile czasu już przebywam w tej piwnicy. Pamiętam, że gdy schodziłam na imprezę, było już dość późno i ciemno na dworze, więc spędziłam w tej piwnicy minimum kilka godzin. Wygląda na to, że przyjęcie było jedynie przykrywką na to zamieszanie z moim porwaniem. Wszystko idealnie zaplanowane. Tylko nie pasuje mi znów jedna rzecz. Nie mogli mieć pewności, że pojadę na zakupy, a do tego, że zajadę jeszcze do Orionu. Chyba, że Samanta celowo zgodziła się na mój wyjazd. Do tego ktoś musiał mnie zauważyć w gabinecie pana Hansona. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Wyszło na to, że realizując swój plan, pomagałam w realizacji planu wroga. Lepiej się urządzić nie mogłam. Aiden zaczął niespokojnie chodzić po pomieszczeniu, jakby się nad czymś zastanawiał. Zaczęłam śledzić każdy jego ruch, gotowa bronić się w razie ataku. Chłopak wydawał mi się teraz nieprzewidywalny. Nagle stanął i znów na mnie spojrzał z wysoko uniesioną głową. Czuł się ode mnie lepszy. Też bym się czuła. On niczym lew kroczący wkoło swojej ofiary, a ja na pierwszy rzut oka przerażona i zupełnie bezsilna.
            – Widzę, że chyba nic z ciebie nie wyciągnę – stwierdził po chwili. – Zostaniesz więc tutaj jeszcze trochę, może zmądrzejesz.
            Jeszcze przez moment przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym otworzył drzwi i wyszedł, głośno trzaskając. Niepotrzebna demonstracja siły. Gdy tylko do moich uszu nie dochodziły już oddalające się kroki, głośno wypuściłam powietrze. Poczułam ulgę nie do opisania. Zaczęłam zbierać myśli. Na początek powinnam uwolnić swoje ręce, za co od razu się zabrałam. Wysunęłam ostrożnie sztylet, tak żeby nie wypadł. To byłby koniec mój, a na pewno mojego planu. Gdy poczułam, że pewnie trzymam broń, zabrałam się za rozcinanie sznura. W tym celu powoli poruszałam sztyletem w górę i w dół. Czułam coraz mniejszy nacisk na moją skórę, aż w końcu byłam uwolniona. Wsunęłam z powrotem ostrze pod rękaw, rozmasowałam obolałe, obtarte nadgarstki, a następnie ściągnęłam z nóg szpilki i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi. Nie miałam pojęcia gdzie się znajdę po wyjściu z piwnicy. Mogłam być nadal u Hansonów, ale również w Horologium. Ta druga opcja najmniej mi odpowiadała.
            Po cichu nacisnęłam klamkę i wyjrzałam zza futryny. Nadal nie rozpoznawałam wnętrza, które ukazało się moim oczom. Ostrożnie wyszłam dalej, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Moje ciało od dłuższego czasu było napięte jak struna. Ani na chwilę nie mogłam się odprężyć. W każdym momencie na mojej drodze mógł stanąć Aiden lub Nathaniel. W końcu nie miałam pojęcia, gdzie się udali po opuszczeniu mnie. Przede mną znajdował się wąski korytarz. Był zupełnym przeciwieństwem piwnicy, którą właśnie zostawiłam za sobą. Ściany były pomalowane na beżowo, a w ich połowie leciał czerwony, cienki pasek. Na podłodze leżały jasnobrązowe kafelki, których zimno czułam na stopach okrytych jedynie cienkimi podkolanówkami. Po przejściu kilku metrów zobaczyłam schody. Niepewnie stanęłam na pierwszym stopniu, cały czas nasłuchując, czy nie będę miała zaraz towarzystwa. Takim sposobem znalazłam się na piętrze, gdzie za zakrętem były kolejne drzwi. Westchnęłam coraz bardziej zmęczona. Ponownie lekko nacisnęłam klamkę i najciszej jak umiałam, weszłam do kolejnej części domu. Dopiero teraz rozpoznałam, że nadal jestem u Aidena. Poczułam lekką ulgę. Z Horologium zapewne nie byłoby tak łatwo uciec. Miałam wrażenie, że nikogo tam nie ma oprócz mnie. Panowała zupełna cisza. Nagle zniknęła cała służba. Zdezorientowana ruszyłam w stronę schodów. Wciąż toczyłam wewnętrzną walkę czy był to, aby na pewno najlepszy pomysł. Powinnam przecież stamtąd jak najszybciej wiać.
            Ku mojemu zaskoczeniu bez problemowo dotarłam do swojego pokoju. Zamknęłam na wszelki wypadek drzwi na klucz i rzuciłam się od razu do torby. Chciałam jak najszybciej znaleźć telefon. Los się do mnie uśmiechnął, bo w tym samym momencie usłyszałam swój dzwonek. Od razu znalazłam zgubę. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie z roześmianym Oliverem i jego imię poniżej. Przytrzymałam zieloną słuchawkę, aby odebrać.
            – Oliver, jak dobrze, że dzwonisz! – wydukałam do słuchawki. Miałam ochotę się rozpłakać, ale, po raz kolejny dzisiaj, powstrzymałam się. Wciąż czułam, że to jeszcze nie koniec i gdzieś czeka na mnie coś gorszego.
            – Vanessa, w końcu odebrałaś. – Usłyszałam jak mój przyjaciel z ulgą wypuszcza powietrze z ust. Lekko się uśmiechnęłam na myśl, że ktoś się o mnie martwił.
            – Coś się stało? Brzmisz na zdenerwowanego – stwierdziłam, marszcząc brwi. W między czasie zajęłam się zakładaniem wygodniejszych butów.
            – Musisz jak najszybciej przyjechać do Orionu! – krzyknął, a następnie nasze połączenie zostało przerwane. Siedziałam na łóżku jak sparaliżowana, wciąż trzymając telefon przy uchu. Moje przeczucia się sprawdziły. To był dopiero początek.
            Niewiele myśląc, wcisnęłam komórkę do spodni i rzuciłam się w stronę szafy. Na samym dnie leżało pudełko z moją bronią. Wyciągnęłam je na łóżko. W między czasie zrzuciłam z siebie niewygodną, koronkową bluzkę i zamieniłam ją na luźną koszulkę oraz bluzę. Do paska od spodni przypięłam pokrowiec z pistoletem strzelającym specjalnymi nabojami oraz pod bluzką standardowo schowałam dodatkowe sztylety. Kończyłam się już szykować, gdy nagle usłyszałam kroki na piętrze.
            – Zwiała! – krzyknął, jak wywnioskowałam po głosie, Nathaniel. Nerwowo chodził po korytarzu. Czułam, że zaraz złapie za klamkę moich drzwi i połączy fakty. Biegiem rzuciłam się do okna. Sprawdzając czy nikogo nie ma na zewnątrz, otworzyłam je. Po prawej stronie zobaczyłam rynnę, po której postanowiłam zejść. Starałam się zrobić to, najciszej jak potrafiłam. Kiedy poczułam grunt pod nogami, zaczęłam biec przed siebie. Byle najdalej stąd. Dopiero, gdy straciłam dom Hansonów z pola widzenia, zatrzymałam się. Po chwili zorientowałam się, gdzie jestem. Niedaleko stąd znajdował się mój dom. Nie byłam jednak pewna, czy powinnam tam jechać. Podejrzewałam, że był tam ktoś z Horologium. Mimo to nie miałam wyjścia. Inaczej nie dostałabym się do Orionu. Musiałam pojechać tam swoim samochodem. Całą drogę biegłam. Dałam radę dzięki mojej świetnej kondycji. Nie rozglądając się zbytnio na boki, wsiadłam do czarnego mercedesa i ruszyłam do oddziału. Jeszcze nigdy nie jechałam tak szybko. Miałam ciężką nogę, ale nie osiągałam aż takich prędkości. Teraz liczyło się tylko to, żeby jak najszybciej dojechać na miejsce.
            Gdy przejechałam przez pole siłowe, gwałtownie zahamowałam praktycznie przed samymi drzwiami Orionu. Wybiegłam z auta i trzęsącymi się dłońmi wpisałam kod. Kiedy znalazłam się na głównym holu, zobaczyłam Olivera. Stał spokojnie na środku. Wydało mi się to bardzo dziwne. Przez telefon jego głos był roztrzęsiony i jeszcze to nagłe zerwanie połączenia. Naprawdę się przestraszyłam, że coś mu się stało, a on tak po prostu stał ze skrzyżowanymi rękoma i czekał na mnie. Nie wiedziałam już czy się cieszyć, że to jedynie fałszywy alarm, czy być wściekła, że mnie tak wkręcił. Podbiegłam do chłopaka i przytuliłam go z całej siły. Odwzajemnił uścisk. W tamtym momencie nie wytrzymałam już dłużej. Poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Po chwili odchyliłam się, aby spojrzeć na przyjaciela. Patrzył na mnie z twarzą zupełnie wypraną z emocji. Znów poczułam niepokój. Od razu zrobiłam krok w tył.
            – Oliver, powiesz mi w końcu, co się dzieje? – Wpatrywałam się w blondyna, niecierpliwie oczekując odpowiedzi. Nagle chłopak przeniósł wzrok na coś za mną.
            – Vanesso, jesteś zatrzymana. – Do moich uszu dobiegł męski głos. Odwróciłam się zszokowana w jego stronę. – Zostałaś oskarżona o zdradę oddziału.

~~~
Napisałam prolog! Jeśli ktoś ma ochotę i czas, to zapraszam do czytania. Wprowadziłam też małe zmiany do pierwszych rozdziałów, ale to raczej same opisy, więc jak ktoś by się nudził, to polecam. Nadal nie są te wpisy idealne, ale jest trochę lepiej. Liczę, że rozdział się podobał! :)

EDIT. Postaram się nadrobić też rozdziały u was, choć nie wiem, kiedy mi się to uda. Wy pewnie się nie leniłyście, tak jak ja, i trochę się tego nazbierało. Obiecuję, że pierwsze co robię w najbliższym, wolnym czasie, to czytam.

3 komentarze:

  1. O nareszcie nowy rozdział po długiej przerwie :3 Już się bałam, że nie wrócisz. :/
    Wow, akcja nabiera tempa i robi się coraz ciekawiej. Niestety przez to, że dawno nic się tu nie pojawiło, pozapominałam większość wątków. :c
    Ale zaskoczyło mnie, że Aiden o wszystkim wiedział, naprawdę. Hm, on i Nathaniel byli nieco naiwni, myśląc, że Vanessa nie da rady obmyślić planu jak uwolnić się z więzów i zwiać. :D
    I jeszcze bardziej ciekawi mnie końcówka. Czyżby Vanessa została w coś wrobiona?
    Już się nie mogę doczekać next. Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Naprawdę udany i czekam niecierpliwie na część następną. Ciekawa jestem o co tu chodzi haha bo rewelacja goni rewelacje, ale o to chodzi. ;) Podoba mi się sposób pisania itp. Będę tu zaglądać, a twój blog ląduje u mnie w zakładkach ^*^
    Pozdrawiam
    Joanna

    P. S. Kiedy dodasz kolejny rozdział??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa! Co do rozdziału, nie wiem dokładnie, kiedy skończę pisać, bo już mam kawałek. Zapewne w następny weekend jakoś :)

      Usuń