8 czerwca 2014

Rozdział 1

            Co za irytujący dźwięk. Jest tyle melodii na świecie, a ja wybrałam akurat tę na budzik. Zaraz, zaraz. To nie budzik, to telefon.
            – Odbierz. – Wydałam polecenie systemowi komputerowemu zainstalowanemu w całym moim mieszkaniu, gdy przecierałam zaspane jeszcze oczy. Byłam otoczona masą dziwnych urządzeń, które wiele rzeczy robiły za mnie, jak na przykład wybieranie ubrań. Bardzo przydatne. Z mojego telefonu wyświetlił się hologram przedstawiający mojego tatę, a właściwie jego połowę.
            – Witaj, Vanesso. – Tak brzmi moje imię. Podobno oznacza osobę energiczną i kreatywną. To pierwsze na pewno pasowało do mnie.
            – Witaj, tatku. Już w Orionie? – zapytałam, ziewając, więc nie wyszło zbyt wyraźnie.
            – Mam dzisiaj parę spraw do załatwienia. W kuchni czeka na ciebie Elen razem ze śniadaniem. Doprowadź się do porządku i za godzinę, maksymalnie dwie, widzę cię u siebie w biurze. – Może się wydawać, że mój tata jest trochę sztywny i poważny, ale tak naprawdę to zabawny i wyluzowany facet, z którym mogę pogadać na wiele tematów. Jak już mówiłam – pozory mylą.
            Kiedy hologram zniknął, wydałam z siebie pomruk niezadowolenia, po czym zwlokłam się z łóżka do łazienki. Jej ściany pokryte były białymi kafelkami. Na kilku z nich namalowano czerwone róże. W takim samym kolorze miałam różne dodatki. Moim ulubionym elementem tego pomieszczenia było owalne lustro. Jego krawędzie zdobiły zawijasy wykonane przez moją przyjaciółkę czarnym lakierem do paznokci. Zrobiła to dwa lata temu, pod moją nieobecność. Gdy ona bawiła się w artystkę, ja wykonywałam jedną z ważniejszych misji. Moim zadaniem było schwytanie Obdarowanego, który został oskarżony o kilka zabójstw. Udało mi się go złapać na gorącym uczynku i wykonać wyrok śmierci.     
             Po porannej toalecie podeszłam do garderoby. Idealnie dobrane ubrania do dzisiejszej pogody wisiały już wysunięte na wieszaku. Mój pokój oświetlało piękne słońce, ale zauważyłam, że drzewa uginają się pod wpływem wiatru. Mój strój składał więc się z czarnych spodni z prostymi nogawkami oraz luźnym swetrem w tym samym kolorze. Na ciemnym tle wyróżniał się biały napis „Music is better than people”. Chwilę później znalazłam się w kuchni.
            – Cześć, kochana – przywitałam się z naszą gosposią. Ta szczupła kobieta dobijająca już do pięćdziesiątki pracowała dla nas od kiedy tylko pamiętam. Traktowaliśmy ją jak bardzo ważnego członka rodziny. Miała krótko ścięte blond włosy i pociągłą twarz, do tego nie była zbyt wysoka, sięgała mi do ramion. Pocałowałam ją w policzek, a następnie usiadłam przy stole.
            – Witaj, Neska. – Tego uroczego zdrobnienia pozwalam używać tylko jej.
            – To co dzisiaj serwuje szef kuchni? – spytałam, opierając głowę na dłoni i zaglądając za kobietę, aby zobaczyć co szykuje.
            – Nie miałam pomysłu, więc są gofry.
            – Jakbyś czytała mi w myślach.
            Z uśmiechem na twarzy postawiła przede mną talerz z goframi, a obok słoik z dżemem. Zestaw idealny.  
            – Tylko nie mów tacie, co jadłaś. Obiecałam mu, że będę gotowała ci zdrowiej. – Cicho westchnęła, po czym zaczęła sprzątać po przygotowywaniu śniadania.
            – Niech już tak nie panikuje. – Przewróciłam oczami na znak irytacji. Kobieta jednak tego nie zauważyła, ponieważ stała tyłem do mnie. – Przy takiej ilości treningów mogę sobie pozwolić na dwa gofry od święta.
            Naburmuszona wzięłam wielki kęs, rozkoszując się tą chwilą. Tata jak zawsze przesadzał. Nie pozwalał jeść mi pizzy, ciast i tym podobnych potraw. Chyba nie muszę mówić, jak uciążliwe to jest. Mogłam spożywać tylko musli, warzywa i owoce oraz trochę mięsa. Nie byłam przecież wegetarianką. Powinnam się chyba na niego obrazić. Czyżby uważał mnie za mało zgrabną? Jakoś nikt się nie skarżył, a na zawodach sportowych w Orionie zawsze byłam w pierwszej trójce. No, ale jako ojciec, do tego samotnie mnie wychowujący, musiał być trochę przewrażliwiony.
            Wpadłam jak strzała do czarnego mercedesa, którego prowadził nasz szofer, Alexander ubrany jak zawsze w garnitur. Mogłabym mówić na niego w skrócie, Alex, ale chyba niezbyt pasuje to do pięćdziesięcioletniego mężczyzny. O jego wieku świadczyły liczne zmarszczki i lekko już posiwiałe włosy, które zakrywał pod granatową czapką
            – Gdzie jedziemy, panienko? – Zawsze tak się do mnie zwracał.
            – Do Orionu, czyli tradycyjnie. – Posłałam mu przyjazny uśmiech, który odwzajemnił, a przynajmniej tak wywnioskowałam po ruchu jego mięśni twarzy.
            Kierowca zgrabnie wyjechał z podjazdu i chwilę później jechaliśmy już główną drogą. Do naszego oddziału był dość spory kawałek. Musiał być oddalony od zamieszkałych terenów. Ludzie właściwie nie wiedzieli, że istnieją takie istoty jak my i może lepiej niech tak zostanie. To mógłby być dla nich szok.
            Wsunęłam do uszu słuchawki, z których poleciała moja ulubiona piosenka Billy Talent. Dziesięć minut później sunęliśmy szosą pomiędzy polami i łąkami wszelkiej maści. Zero budynków. Kiedy w końcu przejechaliśmy przez pole siłowe niewidzialne dla ludzkiego oka, zobaczyłam mój prawdziwy świat. Wielka okrągła budowla, która w całości była pokryta szkłem, tak zwane centrum i kilka mniejszych budynków wokół niego. W większości były to domy pracowników. Gdy poczułam, jak auto hamuje, schowałam telefon razem ze słuchawkami do kieszeni, po czym wyskoczyłam na zewnątrz, rzucając Alexandrowi zwykłe „Cześć i dziękuję” na pożegnanie.
            Każdy pracownik Orionu miał własny kod, który musiał wbić, wchodząc do oddziału. Nie był trudny, miał tylko cztery cyfry. Tym sposobem zmniejszyliśmy możliwość, że ktoś się do nas wkradnie. Po wystukaniu swojego kodu, skierowałam się do gabinetu ojca. Po drodze minęłam również biuro jego sekretarki – Cindy. Dwudziestokilkuletniej prawej ręki taty.
            – Spóźniłaś się – stwierdził, nie podnosząc wzroku znad masy papierów. Zamęczą mi go kiedyś tą całą biurokracją.
            – Starałam się, jak mogłam. – Rozłożyłam się wygodnie w fotelu. Przeczuwałam, że zanosiło się na dłuższą rozmowę.
            – Musimy porozmawiać, Vanesso – oznajmił poważnym tonem zwiastującym, że temat naszej konwersacji nie przypadnie mi do gustu.
            – No kto by się tego spodziewał? – W końcu spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami, to po nim odziedziczyłam ten kolor, a właściwie posłał nieme ostrzeżenie. Odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem.
            – Bądź chociaż chwilę poważna. – Przechylił głowę na bok i spojrzał na mnie z politowaniem. Odchrząknęłam, przybierając neutralny wyraz twarzy. – Muszę zwiększyć ci ilość treningów.
            – Chcesz mnie zamęczyć? – Moje usta wygięły się w wyraźny grymas. Wizja dodatkowych godzin na arenie nie sprawiała, że skakałam z radości.
            – Niedługo będziesz miała dość poważną misję, więc musisz zwiększyć swoje zdolności. Rozmawiałem już z Matiasem. Na jakiś czas zostaniesz tutaj. Nie ma sensu, żebyś wracała do domu. – Wszystko powiedział na jednym oddechu, jakby bał się, że zaraz wybuchnę i nie będzie miał okazji skończyć.
            – Możesz mi chociaż coś powiedzieć o tej misji?
            – Jak na razie nie. Wszystko zostaje ściśle tajne, dopóki nie będziesz gotowa.
            Skinęłam zrezygnowana głową. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to nie od niego zależy, więc nie męczyłam go już więcej pytaniami. Powinnam się cieszyć, że będę poszerzać swoje zdolności. No i spędzę czas z Matiasem – moim trenerem. Mogłam go chyba nazywać osobistym, ponieważ byłam jego jedyną podopieczną. To kolejna osoba, która w jakiś sposób należała do mojej rodziny. Znam go od kiedy nauczyłam się chodzić i tata zaczął zabierać mnie do Orionu. Z tego co się orientowałam miał trzydzieści pięć lat. Do naszego oddziału należał, od kiedy skończył szesnastkę. Od tamtego czasu stał się drugim najlepszym łowcą, zaraz po moim tacie. Zapewne to dlatego on zajmował się moim treningiem.
            Spojrzałam na zegarek. Do męczarni miałam jeszcze dwie godziny. Spacerowałam przez korytarze wieżowca, zastanawiając się, co ze sobą zrobić. W końcu stwierdziłam, że dobrym pomysłem byłoby pójście do świetlicy. Miejsca, gdzie spotykała się młodsza część oddziału, kiedy akurat nie byli na misji lub nie zajmowali się treningiem. W tym pomieszczeniu można było skorzystać z komputera, pograć w różne gry na automatach i zabijać w wolny czas na jeszcze masę innych sposobów. Gdy znalazłam się przy wejściu do pomieszczenia, na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. W tym samym kierunku zmierzała moja najlepsza przyjaciółka – autorka ozdób na lustrze, a na jednej z kanap leżał mój przyjaciel. Przekazałam dziewczynie, aby chwilę poczekała zanim wejdzie.
            – No nareszcie na ciebie wpadłam. Tęskniłam! – krzyknęłam, przekraczając próg świetlicy. Tym samym przykułam uwagę wszystkich obecnych, czyli kilku osób. Wzięłam rozbieg i rzuciłam się na Olivera. Usłyszałam tylko jego jęk, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło. Sekundę później poczułam, że na mnie też się ktoś rzuca. Moja reakcja była taka sama jak chłopaka przed chwilą. Kątem oka zobaczyłam, że to moja przyjaciółka.
            – Jesteście nienormalne. Ile wy ważycie? – burknął Oliver, a ja razem z Noemi wybuchłyśmy śmiechem. W końcu uwolniłyśmy go spod naszego ciężaru, a gdy zrobił dla nas miejsce na kanapie, usiadłyśmy.
            – Kolejny narzeka. Wcale nie jestem ciężka. – Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, udając naburmuszoną.
            – No i widzisz co zrobiłeś? Teraz przepraszaj. – Broniła mnie Noemi. Biedny Oliver, dwie na jednego.
            – Jeszcze czego. To wy się na mnie rzuciłyście. Ja wiem, że tak bardzo was pociągam, że trudno się oprzeć, ale... – Nie skończył, bo zakryłam mu ma chwilę usta dłonią.
            – Przynudzasz. Tak w ogóle, to gdzie was wcięło na tyle czasu? – Przekręciłam głowę w drugą stronę, żeby teraz spojrzeć na dziewczynę.
            – Ja byłam w terenie, a nasz lowelas pewnie szalał tu i tam. – Brunetka wzruszyła ramionami, podsuwając do łokci rękawy swojej błękitnej bluzki.
            – No co? Samotny się czułem. – Stwierdziwszy to podrapał się po karku, jakby był zakłopotany. Z Noemi od razu wiedziałyśmy, że jedynie udaje. Oliver nie miał w swoim słowniku takich słów jak zakłopotanie czy wstyd.
            Brakowało mi ich. Oboje znałam od dziecka. Zresztą jak chyba wszystkich tutaj. To mój drugi dom i właściwie to tu się wychowałam. Tamto mieszkanie służyło bardziej do spania lub czasami odizolowania się od tego zgiełku jaki panował w oddziale. Noemi była zupełnym przeciwieństwem mnie. Jej ciemnobrązowe włosy sięgały jej do łopatek. Przeważnie układała je w lekkie fale za pomocą lokówki. Idealnie kontrastowały z jasną cerą, na której odznaczały się malinowe usta oraz brązowe oczy. Z racji jej urody nazywaliśmy ją czasami Śnieżką. To ona zawsze grała rolę tej rozważną i stonowanej, ale w walce potrafiła nieźle dowalić. Jej moc to niewidzialność oraz niesamowita szybkość. Jak nie widzisz przeciwnika, jesteś bezbronny. Natomiast Oliver to techniczny geniusz, odpowiedzialny za różne gadżety potrzebne do walki i tym podobne. Nie wyglądał jednak jak typowy informatyk, wręcz przeciwnie. Miał trochę dłuższe blond włosy, których kosmyki żyły własnym życiem i wywijały się w różne strony. Chłopak nie potrafił nad nimi zapanować. Jedyną rzeczą jaka mogłaby wskazywać na jego zamiłowanie do technologii, to okulary, za którymi skrywał niebieskie oczy. Jednak zakładał je tylko do pracy przy komputerze. Każda z dziewczyn w Orionie przeszła etap zauroczenia w nim. Nawet ja. Przyznaję bez bicia. Ale to było dawno. Teraz jest dla mnie jak brat. Dodatkowo potrafił siłą umysłu przenosić przedmioty, niezależnie od ich wagi. Jednym słowem to typowy mózgowiec.
            Korzystając z tego, że w świetlicy było mało osób, włączyliśmy telewizor. Tyle że ja niezbyt skupiałam się na tym co było na ekranie, bo wciąż męczyła mnie rozmowa z tatą. Ostatnio chodził jakiś zdenerwowany, coś go z pewnością martwiło. Jeszcze ta misja, którą musiał utrzymywać w tajemnicy. Widocznie była bardzo ważna, a skoro tak, czy byłam w stanie ją wykonać?
            – Halo? Ziemia do Vanessy. – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Noemi i jej pstrykanie przed moją twarzą. Gdy na nią spojrzałam, zobaczyłam troskę w oczach. Wywołało to u mnie uczucie ciepła w okolicy serca.
            – Zamyśliłam się. – Potrząsnęłam głową, wracając do rzeczywistości, po czym posłałam dziewczynie szeroki uśmiech, aby ją uspokoić.
            – Coś się dzieje? – Oliver oderwał wzrok od ekranu i również włączył się do rozmowy.
            – Nie, to znaczy nie wiem. Rozmawiałam dzisiaj rano z tatą. Zwiększył mi ilość treningów, bo czeka mnie jakaś poważna akcja. – Opuściwszy głowę, zaczęłam bawić się swoimi palcami. Nie chciałam martwić przyjaciół, nie mając pewności, czy moje wątpliwości są uzasadnione, ale chęć wypowiedzenia ich na głos była silniejsza.
            – Przecież ty się zamęczysz. Już teraz dużo ćwiczysz. Co to w ogóle za misja? – Poczułam jak Noemi kładzie dłoń na moim ramieniu, aby dodać mi otuchy. Taki mały gest, a jednak pomógł, wynikiem czego było drgnięcie moich kącików ust.
            – Nie mam pojęcia. To ściśle tajne.
            – Czyli nie zanosi się na nic miłego – skwitował Oliver.
            – No dzięki. Ty to umiesz pocieszyć. – Przechyliłam głowę, posyłając w stronę przyjaciela ostrzeżenie. W odpowiedzi uniósł przed siebie dłonie, żeby pokazać, że się poddaje. Przewróciłam oczami, a Noemi rzuciła w niego poduszką. Chciałam zrobić to samo, ale mnie wyprzedziła. Oliver wykorzystując swoją moc, podniósł szklankę z wodą i przysunął ją nad głowę przyjaciółki. Od razu mój humor się poprawił. Trudno było mi powstrzymywać śmiech. Wyglądało to przekomicznie.
            – Przeproś. – Oboje mierzyli się wzrokiem. Chłopak lekko zmrużył oczy co, jak sądzę, miało sprawić by wyglądał groźnie. Niezbyt mu to wyszło.
            – Nigdy. – Natomiast brunetka skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej i uniosła wyżej głowę. Wyglądała teraz jak obrażona dama, której podano poranną kawę w złej filiżance. Na chwilę zapadła cisza przerywana moimi parsknięciami.  Oliver przekręcił lekko ręką, co było jedynie zbędnym gestem, by dodać całej sytuacji teatralności, i tak samo poruszyło się wiszące w powietrzu naczynie, w wyniku czego Noemi dostała kilkoma kroplami wody.
            – Przeproś, bo będzie gorzej – oświadczył Oliver, unosząc przy tym lewą brew. Korzystając z tego, że chłopak skupił się na twarzy dziewczyny, sięgnęłam ręką szklankę i zadowolona z siebie zaczęłam się śmiać.
            – Vanessa, zepsułaś całą zabawę! – krzyknął na mnie Oliver.
            – Nie marudź. – Nagle zorientowałam się, że Noemi gdzieś zniknęła. – No i widzisz? Obraziła się i poszła.
            W momencie, gdy to mówiłam, chłopak złapał się za policzek i zasyczał z bólu.
            – Co to było?
            Na odpowiedź nie musieliśmy długo czekać, bo z powrotem pojawiła się Noemi, trzymając w ręce poduszkę i triumfalnie się szczerząc.
            – 1:0 dla mnie – podsumowała, po czym usiadła obok mnie.
            – Jak dzieci.
            Pokręciłam głową rozbawiona całą tą sytuacją. Kiedy używaliśmy naszych mocy, wszystko stawało się jeszcze ciekawsze i zabawniejsze. To było coś, co wyróżniało nas z tłumu, więc dlaczego tego nie używać w trochę inny sposób niż tylko do walki? Co prawda zarząd nie wyraża zgody na wykorzystywanie zdolności bez konieczności lub jeśli nie ma zagrożenia życia albo zdrowia, ale zasady są po to by je łamać. Poza tym nie robiliśmy nikomu krzywdy, a tylko w takim przypadku można wyciągną konsekwencje. Nagle zerwałam się jak poparzona. Byłam już spóźniona na trening pięć minut.
            – Przepraszam, przepraszam, przepraszam – powiedziałam to chyba ze sto razy przez całą drogę od drzwi do Matiasa.
            – Płyta ci się zacięła? – spytał poważnym tonem, ja jednak zauważyłam rozbawienie w jego oczach. Mój trener nigdy nie należał do stonowanych osób. Większość ludzi, którzy go poznali, uważali, że był zbyt dziecinny jak na swój wiek. Zupełnie się tymi opiniami nie przejmował i nadal zostawał sobą. Bardzo ceniłam to u niego.
            – Starałam się nie spóźnić, ale zagadałam się z Noemi i Oliverem, a długo ich nie widziałam i…
            – Nie paplaj tyle, tracisz tylko energię – przerwał mi w połowie, a następnie ręką wskazał na drzwi. – Lepiej idź się przebierz i zrób kilka okrążeń na rozgrzewkę.
            Opuściłam głowę, po czym powoli ruszyłam w stronę szatni, szurając butami.
            – Vanessa, nie wygłupiaj się. To na mnie nie działa.
            Z powrotem odwróciłam się do niego i wysunęłam język. Trochę dziecinne, ale podroczyć się zawsze można. Z nim takie sytuacje były na porządku dziennym. W końcu w każdym z nas jest coś z dziecka. Weszłam do pomieszczenie i od razu skierowałam się do swojej szafki. Wrzuciłam tam torbę, po czym zamieniłam zwykłe ubrania na dres. Wróciłam na salę treningową i zaczęłam biec truchtem.
            To pomieszczenie było chyba największe w całym Orionie. Przypominało bardziej arenę niż salę gimnastyczną. To tutaj odbywały się wszystkie turnieje, przynajmniej jeden w miesiącu. Była to jedna z naszych tradycji. Wzdłuż ścian ciągnęły się trybuny na ogromną liczbę osób. Robiąc trzy okrążenia, spokojnie pokonywałam kilka kilometrów. Kolejny plus bycia Obdarowanym to lepsza kondycja i ogólna wytrzymałość. Mimo długiego biegu mój oddech tylko trochę przyśpieszył.
            – To może teraz przejdziemy do prawdziwego treningu? – spytałam, opierając jedną rękę o biodro. Wiedziałam, że pożałuję tego pytania, ale zbyt lubię droczyć się z Matiasem, aby odpuścić taką okazję.
            – Tak dużo energii masz? – Przyłożył do brody dwa palce, udając, że się zastanawia.
            – Coś czuję, że nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie.
            – Od kiedy ty taka bystra?
            – Od zawsze. Jak mogłeś tego jeszcze nie zauważyć. – Przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej, udając oburzenie. Nagle poczułam jak wielka kula wody spada na mnie. Przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. Oczywiście była to sprawka Matiasa. Cwaniaczek myśli, że jak kontroluje wszystkie cztery żywioły to jest lepszy od wszystkich. Widząc moją oburzoną minę, zaczął się chichrać jak małe dziecko, do którego już od dawna mu daleko. Przynajmniej pod względem fizycznym, bo co do psychiki mam czasami wątpliwości. Odgarnęłam mokre włosy z twarzy i rozkładając ręce na boki, spytałam:
            – Mógłbyś?
            – A gdzie magiczne słowo?
            – Abrakadabra?
            – Zabawne – stwierdził, po czym uderzył we mnie silnym podmuchem gorącego powietrza. Z racji tego, że nie byłam gotowa, poleciałam kilka metrów do tyłu. Przynajmniej byłam już prawie sucha.
            – Skończyliście się bawić? – Do moich uszu dotarł głos taty. Dopiero teraz zauważyłam, że stoi przy wejściu.
            – O, witaj, Ted. Długo tu jesteś? – Spojrzałam na trenera. Oczekiwałam zakłopotania widniejącego na jego twarzy, jednak nic takiego nie znalazłam. Nadal stał rozbawiony, jak gdyby nigdy nic.
            – Wystarczająco, żeby zauważyć, że jesteście tu już – zrobił przerwę, aby spojrzeć na zegarek – pół godziny i nadal nie zaczęliście treningu.
            – To nie moja wina! – oburzyłam się, bo tata patrzył się jakby to była moja sprawka.
            – Zachowujecie się jak dzieci. – Westchnął i ścisnął dwoma palcami nasadę nosa.
            – Przy czym ja mam jeszcze do tego prawo.
            – Masz dziewiętnaście lat, Vanessa – zauważył od razu Matias.
            – No właśnie, naście! Jestem nastolatką, więc mogę mieć wahania nastrojów i…
            – Wystarczy! – Automatycznie przerwałam. Jeśli tata podnosił głos to znaczy, że zaczynałam przeginać.
            – Więc co cię tu sprowadza? – spytał mój trener.

            – Muszę z tobą porozmawiać.
~~~~~~~~~

EDIT. Drogi czytelniku, wiem, że ten i kilka następnym rozdziałów nie powala swoją poprawnością, ani rozbudowanymi opisami, dlatego proszę, skoro już tu jesteś i fabuła cię zaciekawiła, przebrnij przez nie. Reszta jest już lepsza. Pozdrawiam.

10 komentarzy:

  1. Genialne ;) Bardzo wciągające, aczkolwiek chciałabym już wiedzieć, jakie moce ma Vanessa :D
    Czekam na kolejną część ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Superowe ;) Czekam na kolejne części i mogłabyś częśćiej dodawać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak często będziesz dodawałą posty?
    A opowiadanie genialne :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiem, ale następna część na pewno pojawi się w środę. A dziękuję :)

      Usuń
  4. Świetny rozdział. Mam tylko pytanie, mogłabyś zrobić tak by tekst nie był wyśrodkowany? Źle się czyta.
    Czekam na next i życzę dużo weny
    Pozdrawiam
    Mroczna

    OdpowiedzUsuń
  5. Super blog, opowiadanie bardzo mi się podoba. Myślę, że polubiłam Vanessę ;)
    Ale o co tak chodzi jej ojcu? xd No bo jakiś taki nadgorliwy... Może chodzi mu o tą misję? No cóż, może się dowiem, czytając dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No to tak... ekhm... Nasza Jane Doe w rzeczywistości ma na imię Vanessa. Bardzo ładne imię. Nie jest jakieś wyszukane ani z kosmosu. To dobrze. Mam rozumieć po tych wszystkich dziwnych urządzeniach, że akcja dzieje się w przyszłości? Czytając to miałam wrażenie że przypomniał mi się trochę film ,,wyspa'' Michaela Baya. Zapewne to przez te niezwykłe urządzenia. Bohaterka żyje sobie jak panienka prawdziwa. Ubrania gotowe, śniadanie zapewne przygotowane przez gosposię, zapewne też gosposia w domu sprząta. Żyć nie umierać. No i mamy pierwszy błąd. Na szczęście nie ma ich wiele, poza tym że wszelkie liczby powinno się pisać słownie, a nie liczbami. Nie : Miał 35 lat. Tak: Miał trzydzieści pięć lat. Nie lepiej to wygląda? Kolejny : Itp. itd, tzn... Itp! Nie używamy takich skrótów w opowiadaniach! Kto to widział? No tak dziecinnie. Bohaterka ma prawie 20 lat. Uczy się jeszcze, czy od małego zapieprza na te treningi? Oni z pewnością nie są ludźmi skoro posiadają takie dary? czym są? Mutantami? Avengers? Posiłkuję się różnymi filmami. A może trafi się jakieś określenie? Ciekawią mnie treningi Vanessy i ogólnie cała ta misja. Zapewne będzie to jakaś intryga uknuta przez znanych jej ludzi, która będzie miała na celu pozbawienie jej życia. Nie będę snuła domysłów. Pora się przekonać o co chodzi. idę czytać następny

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow! Świetnie piszesz, widać, że to Twoja bajka :) No i żywioły... Coś nowego :) Vanessa wydaje się być rozpieszczoną córeczką bogatego tatusia, ale mimo wszystko wzbudziła moją sympatię. Oliver jest mrrraśny :* od razu mi się spodobał ;) A Noemi... Taka fajna kumpela :)
    Błędów nie wyłapałam (poza kilkoma nadprogramowymi przecinkami, ale to wszystko).
    Wreszcie znalazłam czas, by skomentować coś Twojego. Dzisiaj jest już późno (prawie północ), ale niebawem postaram się nadrobić kolejne rozdziały :*
    Zostawiam kom w spamie i pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oliver może mnie oblać szklanką wody, Noemi trzasnąć w głowę poduszką, a Matias no nie wiem... skoro ma moc nad wszystkimi żywiołami, posiada spore pole do manewru.
    Przepraszam, że z tak wielkim opóźnieniem biorę się za Twoje opowiadanie. Aż mi wstyd!
    Przyznam, że szablon, który miałaś przed tym obecnym, trochę mnie odpychał, a ja jestem z tych ludzi, co to nie potrafią czytać czegoś, gdy jest "brzydkie wizualnie", jeżeli wiesz, o co mi chodzi.
    No ale w końcu się zebrałam i weszłam tutaj. Sporo nowych rozdziałów, nowy szablon... Ciekawie. Więc przeczytałam pierwszy rozdział i... wow. Mam wiele do powiedzenia na ten temat, jednak zapewne zabraknie mi słów gdzieś w połowie, no cóż. :D
    Ojciec wydaje się być takim typowym tatą. Zapracowany, troskliwy, ale i stanowczy. Vanessa, przyznam bez bicia, trochę mnie irytowała takim dziecinnym zachowaniem - bardziej przypominała piętnastolatkę niż dziewiętnastolatkę, no ale nie zraziło mnie to tak, żebym przestała czytać. Polubiłam jej przyjaciół, są tacy pozytywni. O Matiasie nie jestem jeszcze w stanie za wiele powiedzieć, a gosposia Elen (?) sprawia wrażenie właśnie takiej no... typowej gosposi, ewentualnie babci. Intryguje mnie ta misja Vanessy i ciekawie przedstawiłaś świat - wszystko nowoczesne; tak "by the way" chciałabym takie rozmowy z hologramami i operować głosem wszystko! *.*
    Całkiem pozytywnie całokształt, rażących błędów nie wyłapałam. Jedynie trafiały się czasami takie stylistyczne czy interpunkcyjne, ale to wiadomo - nikt nieomylny nie jest. Polecam też wyjustowanie tekstu - taki o wiele wygodniej się czyta. Ale poza tym bardzo lekko i przyjemnie przebrnęłam przez tekst, dlatego niezwłocznie biorę się za rozdział drugi.

    Pozdrowienia od spóźnialskiej! :*

    P.S. Jeszcze raz przepraszam! :(

    OdpowiedzUsuń