11 czerwca 2014

Rozdział 2

            Na wszelkie sposoby próbowałam podsłuchać o czym rozmawiają, ale w końcu mi się nie udało. Widać było, że to coś poważnego. Dużo gestykulowali. Może mowa o mojej misji? Te wszystkie tajemnice zaczynały mnie martwić, a przede wszystkim denerwować Skoro coś mnie dotyczy, nie powinni tego przede mną ukrywać. Jednocześnie byłam świadoma, że tata, gdyby mógł, to by mi powiedział, a skoro tego nie robił, to znaczy, że coś było na rzeczy. Mimo tych tłumaczeń moje uczucia nie uległy zmianie, wręcz przeciwnie, przybrały na sile.
            – Do zobaczenia, córeczko. – Po dobrych dwudziestu minutach tata do mnie pomachał i wyszedł z sali. Kiedy zniknął za wielkimi drzwiami, Matias do mnie podszedł. Ponownie przybrał rozbawiony wyraz twarzy. Nawet jeśli ta rozmowa wywołała u niego jakieś emocji, szybko je od siebie odepchnął. Jak zawsze.
            – O czym rozmawialiście? – spytałam ostrożnie. Byłam prawie pewna, że nie uzyskam satysfakcjonującej odpowiedzi, ale też nie było żadnych przeciwwskazań, abym darowała sobie to pytanie. Wolę podejmować ryzyko, niż później żałować, że czegoś nie spróbowałam.
            – Nie mogę ci powiedzieć – oznajmił, stając ponownie dwa metry przede mną.
            – No proszę. Tylko trochę. Czy chodziło o tę ważną misję, którą mam dostać? – Nie dawałam za wygraną.
            – Wracajmy do treningu – rozkazał tonem nie znoszącym sprzeciwu.
            Czyli trafiłam. Niestety, nie mogłam dalej ciągnąć tematu. Wolałam go nie wkurzać. Ćwiczyliśmy jeszcze dwie godziny, po czym poszłam pod prysznic, bo byłam niesamowicie zmęczona. Nie wiem, co oni za zadanie dla mnie szykują, ale jak mam mieć codziennie takie treningi, to mogę nie dożyć momentu, w którym dowiem się, o co chodzi. Stojąc pod strumieniem gorącej wody, stwierdziłam, że skoro informacje nie chcą do mnie przyjść, to ja muszę dotrzeć do informacji. Na pewno jest osoba w tym wielkim budynku, która będzie mogła powiedzieć mi coś więcej. Wychodząc z łazienki, poczułam wibracje w kieszeni.
            – Słucham – burknęłam do telefonu. Zrobiłam to świadomie, bo wiedziałam, kto dzwonił.
            – Przyjdź do mnie do gabinetu. – W słuchawce usłyszałam głos taty.
            – Przecież dopiero się widzieliśmy. – Pozwoliłam sobie na przewrócenie oczami, skoro ojciec i tak by tego nie zauważył. W innym przypadku od razu by mnie zbeształ.
            – Więc zobaczymy się znowu.
            – Jasne. Zaraz będę. – Dotknęłam przycisku „rozłącz” i schowałam komórkę z powrotem do torby. Po drodze do biura zahaczyłam jeszcze o swój pokój, którego używałam, gdy miałam zostać w Orionie na dłużej. Rzuciłam torbę na łóżko z baldachimem. Idealnie ułożona, brązowa pościel w kolorowe sowy odrobinę się pogniotła. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Już dawno tutaj nie byłam. Nie było powodu, żebym nocowała w oddziale. Ten pokój urządził mi tata. To była niespodzianka na moje piętnaste urodziny. Miałam wtedy zacząć szkolenie, więc spędzałam tutaj całe dnie. Dwie ściany były ciemnofioletowe, a pozostałe dwie szare. Przy łóżku stała szafka nocna, na której znajdowały się niewielkie ramki. W jednej miałam zdjęcie mamy, a w drugiej zdjęcie moje z przyjaciółmi. Sprawiały, że czułam się tutaj bardziej jak w domu, niż w biurowcu. Miałam tu również własną łazienkę. Znacznie mniejszą niż ta w mieszkaniu, ale wystarczająca.
            Wychodząc, uderzyłam kogoś drzwiami. Już chciałam zacząć przepraszać, ale zobaczyłam kto został moją ofiarą. Moje kąciki ust uniosły się, tworząc kpiący uśmiech.
            – Witaj, Mary – powiedziałam to najbardziej jadowitym głosem, na jaki było mnie stać. – Powiedziałabym, że mi przykro, ale nie lubię kłamać.
            – Zbytek łaski – odpowiedziała, patrząc na mnie z przymrużonymi oczami, po czym zarzuciła swoimi długimi do pasa włosami i odeszła ode mnie jak najszybciej. Jak ja tej żmii nie lubiłam. Uważała, że jest najlepsza z całej naszej grupy. Zdecydowanie było wielu lepszych od niej. Typowa gwiazdeczka, zawsze musiała być w centrum uwagi, a takie osoby irytują mnie najbardziej. Wciąż zdenerwowana wpadłam do ojca. Nie kontrolując swojej siły, trochę za mocno trzasnęłam drzwiami.
            – Wszystko w porządku? – Zdziwiony podniósł głowę znad dokumentów.
            – Mary mnie wkurzyła. – Rzuciłam się na fotel i skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej. Wyglądałam jak pięcioletnia dziewczynka, której zabrano lizaka. Do pełnego efektu brakowało mi tylko dwóch kucyków z różowymi kokardkami.
            – Czym tym razem? – Moje zachowanie zupełnie nie zrobiło wrażenia na ojcu, więc znów zajął się papierami rozrzuconymi po całym biurku.
            – Samym byciem.
            – Mam dla ciebie małe zadanie. – Złożył podpis na dole strony, przyjrzał się jej jeszcze sekundę, po czym zaszczycił mnie swoim spojrzeniem.
            – Wezmę wszystko byle jak najdalej od tej jędzy.
            – Vanessa. – Tata nie lubił jak używałam takich słów. Twierdził, że to nie przystoi dziewczynie w moim wieku.
            – Dobra, przepraszam. – Chwilę zastanawiałam się jakiego eufemizmu użyć. Żadne słowo lepiej nie opisywało tej dziewczyny. – Od tej mało inteligentnej istoty.
            – Dostaliśmy informację o Wybrańcu, który okradł jednego z bogaczy. Musisz go złapać i do nas przyprowadzić. Resztą zajmę się ja.
            – A mogę kogoś zabrać ze sobą?
            – Potrzebujesz pomocy? – Spojrzał na mnie zdziwiony, jednocześnie unosząc brew.
            – Nie, towarzystwa.
            – Jak chcesz. Tu masz jego adres. Załatw to jak najszybciej.
            Włożywszy kartkę do tylnej kieszeni spodni, opuściłam pomieszczenie. Od razu skierowałam się do świetlicy, gdzie miałam nadzieję znaleźć moją partnerkę. Niestety, sala była pusta. Wzdychając, ruszyłam w dalsze poszukiwania. W Orionie było masę korytarzy i pomieszczeń. Dzielił się na dwie części. Góra była zarezerwowana na pokoje dla uczniów, czyli przyszłych pracowników oddziału. Przeważnie były to dzieci już obecnie działających ludzi. Taki rodzinny biznes. Kiedy dotarłam pod drzwi pokoju dziewczyny, wtargnęłam tam bez pukania. Od razu uderzył mnie zapach wanilii. Noemi uwielbiała używać masy świeczek i kadzidełek. Podobno ją to uspokajało. Mnie jedynie dusiło.
            – A co jakbym była naga? – Udała oburzenie. Dla lepszego efektu przyłożyła dłoń do klatki piersiowej. Była ubrana w jasnoróżowy dres. Kolejna rzecz, która nas różni. Ja nigdy nie złożyłabym czegoś tak jaskrawego.
            – To mogłabyś się zrobić niewidzialna. Mam cię uczyć korzystania z twojej mocy? – Dziewczyna chwilę rozmyślała nad tą opcją i przyznała mi rację.
            – A więc dlaczego zakłócasz mój spokój? – spytała i włożyła kolejną złożoną bluzkę do wielkiej dwudrzwiowej szafy z lustrem na jednym ze skrzydeł.
            – Idziesz ze mną w teren – oznajmiłam, a następnie usiadłam na brzegu jej łóżka.
            – Ale ja dopiero wróciłam. – Jej słowa poprzedził przeciągły jęk.
            – Noemi, nie zostawiaj mnie samej. – Aby polepszyć efekt zrobiłam maślane oczka. To zawsze działało. – Muszę zgarnąć jakiegoś gościa.
            – Dobra, idę. Może będzie przystojny.
            Słysząc jej odpowiedź, od razu wybuchłam śmiechem. Czy ja mówiłam, że ona jest rozważna? Cofam to. Dziewczyna ruszyła pośpiesznie do drzwi, porywając po drodze kurtkę z wieszaka. Na miejsce dojechałyśmy moim samochodem. W takich momentach żałowałam, że nie miałam mocy teleportacji. Zamiast tego musiałam wozić tego skazańca swoim cudownym autkiem.
            – Idź sprawdzić czy jest w ogóle w domu – zwróciłam się do przyjaciółki, która po teatralnym westchnięciu wysiadła z pojazdu. Zanim zrobiła się niewidzialna, zobaczyłam jak zaczęła wspinać się na jeden z bloków. Na szczęście chłopak mieszkał na drugim piętrze. Z nudów zaczęłam stukać w kierownicę i śpiewać piosenkę, która leciała w radiu. Kiedy kończyłam solówkę na niewidzialnej gitarze, otworzyły się drzwi mojego czarnego mercedesa i koło mnie znów pojawiła się Noemi. Uśmiechała się od ucha do ucha.
            – Siedzi w środku. Jest sam – oznajmiła, po czym wzięła ze schowka lusterko i zaczęła poprawiać sobie włosy. Jeszcze brakowało, żeby wyciągnęła błyszczyk.
            – I co, spełnił twoje oczekiwania? – spytałam, przyglądając się dziewczynie z wyraźnym rozbawieniem.
            – Jeszcze jak. – W jej głosie słychać było podekscytowanie. Jeśli chodziło o chłopców, Noemi czasami całkowicie traciła głowę. Bardzo łatwo wpadała w zauroczenia, przez co później musiałam ją pocieszać. Przeważnie kończyłyśmy u mnie w domu, oglądając kiepskie komedie i jedząc pizzę.
            – No to ruszamy.
            Zabezpieczyłam auto i skierowałyśmy się w stronę klatki. Kiedy byłyśmy już pod drzwiami, kulturalnie zapukałam. Drzwi otworzył nam wysoki blondyn z włosami w nieładzie. Na oko był o dwa lata starszy od nas i zdecydowanie spełniał nasze oczekiwania. Na chwilę mnie zamroczyło, ale szybko doprowadziłam się do porządku.
            – Jestem zmuszona cię zatrzymać pod zarzutem używania mocy niezgodnie z prawem.
            Gdy ja mówiłam podstawową regułkę, chłopak zrobił kpiącą minę i już szykował się do ucieczki, ale Noemi była szybsza, pojawiając się za nim.
            – Nie utrudniaj – rzuciła, po czym wzięła jego ręce do tyłu, a następnie związała je specjalnym polem siłowym tak, aby nie mógł się uwolnić.
            – Gdzie masz klucze? – spytałam. – Nie chcesz chyba, żeby ktoś cię okradł podczas twojej raczej długiej nieobecności.
            – W lewej kieszeni. – Skinął na dół spodni z zadziornym uśmieszkiem.
            – No trudno. Jednak stracisz parę rzeczy – powiedziałam obojętnym tonem.
            – Ale jest jeszcze jeden komplet – dodał, widząc, że zaczynam iść w stronę schodów. Wisi w rogu.
            Z racji tego, że Noemi była już w środku, sięgnęła pęk kluczy i zamknęła drzwi za naszą trójką. Kiedy pędziliśmy przez ulice, w samochodzie panowała zupełna cisza.
            – Jak macie na imię? – Nagle blondyn wychylił się do przodu, zerkając raz na mnie raz na Noemi.
            – Siedź grzecznie z tyłu. – Dziewczyna wypchnęła chłopaka z powrotem na siedzenie.
            – Jestem pewien, że wy chcecie znać moje. – Zaczynała mnie irytować jego pewność siebie. Może i był przystojny, ale nie daje mu to prawa do wywyższania się. Takie zjawisko nazywałam syndromem pięknisia. Oliver też miał z tym do czynienia. Wymieniłyśmy z przyjaciółką porozumiewawcze spojrzenia. Sięgnęłam ręką do kieszeni i wyciągnęłam kartkę.
            – Nazywasz się Nicolas Stark. – Zgniotłam papier i rzuciłam do tyłu prosto na blondyna. – Już zaspokoiłam swoją ciekawość, Iron manie.
            Do końca drogi więcej się nie odezwał, a ja mogłam cieszyć się swoim małym zwycięstwem. Odprowadziłyśmy osobiście Nicolasa do celi i z kpiącymi uśmieszkami pomachałyśmy mu na dowidzenia. Kiedy zdałyśmy szybki raport z przebiegu akcji, w końcu miałyśmy wolne. Postanowiłyśmy więc udać się na kolację. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze do pokoju Olivera. Chłopak właśnie skupiał się na składaniu jakiegoś nowego ustrojstwa. Korzystając z okazji, podeszłyśmy do niego najciszej jak potrafiłyśmy. Gdy stałam już przy samym blondynie, zakryłam mu oczy.
            – Chodzicie jak słonie. Nie dało się was nie słyszeć – stwierdził. Wciąż pochylał się nad urządzeniem, co chwilę poprawiając okulary zsuwające się mu z nosa. W odpowiedzi dotknęłam palcem jego dłoni i lekko poraziłam go prądem.
            – Pogięło cię?! – krzyknął, trzymając się za rękę.
            – Idziemy coś zjeść. Potowarzyszysz nam?
            – Okej, tylko mnie nie zabijaj. – Wstał od biurka, unosząc dłonie przed siebie.
            Rozbawieni ruszyliśmy na stołówkę. Jedzenie jak zawsze było pyszne. Mój tata miał fioła na punkcie odpowiedniego odżywiania. Uważał, że dobra dieta to połowa sukcesu. Nie miałam pojęcia jak wysunął takie wnioski, ale póki jedzenie było dobre, nie zgłaszałam sprzeciwu. Wracając z jadalni, usłyszałam podniesione głosy dobiegające z gabinetu ojca. Ciekawość wzięła górę, więc zatrzymałam się i dokładniej przysłuchałam.
            – To zbyt niebezpieczne! – Po głosie rozpoznałam, że to Matias.
            – Da sobie radę. Nie ma bardziej odpowiedniej osoby – przekonywał go do czegoś tata. Zdziwiło mnie to, że się kłócą. Rzadko im się to zdarzało.
            – Przecież ją rozpoznają! – Matias nie dawał za wygraną. 
            – O jej istnieniu wiedzą tylko pracownicy Orionu. – Głos mojego taty znów przybrał spokojny ton.

            – Tylko albo aż.
            Nagle ucichli.
            – Wejdź, Vanesso. Wiem, że tam jesteś. – Zaskoczona podskoczyłam, gdy usłyszałam nagle swoje imię. Cholerne wyostrzone zmysły. Nawet go podsłuchiwać nie można. Powoli uchyliłam drzwi, a zaraz po tym przywołałam na twarz przepraszający uśmiech.
            – To było przez przypadek. Po prostu szłam i…
            – Nie musisz się tłumaczyć. To nawet dobrze się składa – przerwał mi tata. Naprawdę nie lubiłam, kiedy ludzie to robili, ale pozostawiłam tę uwagę dla siebie.
            – Naprawdę?
            – Siadaj. – Wykonałam polecenie – W końcu mogę ci powiedzieć, co to za ważne zadanie cię czeka.
            Poprawiłam się na fotelu i spojrzałam na swojego trenera, który wyglądał na niezadowolonego z całej tej sytuacji. Moje serce lekko przyśpieszyło z podekscytowania. Już za chwilę miałam się dowiedzieć, co takiego czeka mnie w najbliższym czasie. Miałam po dziurki w nosie tego planowania i kombinowania za moimi plecami.
            – Słucham.

            – Jak wiesz, jest w naszym mieście drugi oddział, który istnieje bezprawnie, ale nikt nie jest w stanie go odnaleźć. Wszyscy o nim słyszeli, ale nikt nie widział. Od mojego informatora dowiedziałem się, że ten właśnie oddział planuje zaatakowanie nas.

4 komentarze:

  1. Całkiem fajny rozdział, całkiem dużo się wydarzyło, Jednak niepokoi mnie to, że Nicolas tak łatwo dał się złapać xd
    W końcu to tylko dwie dziewczyny, a skoro "spełniał ich oczekiwania" bez wątpienia musiał być silny ;) Chociaż w sumie to nie wiem w jakich one gustują xd
    Ale to było dla mnie takie dziwne, że zrobił co chciały bez większego problemu. Hm, a może to było zaplanowane? Mam nadzieję, że szybko się dowiem, więc idę czytać kolejny rozdział. ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. No to tak. Przeczytałam ten rozdział, ale nadal nie wiem kim jest szanowny Nicolas. Wydaje mi się że jest typem łobuza oraz kobieciarza. Jakieś takie wrażenie miałam. Jak mówiłam liczby powinno pisać się słownie. Brakuje mi opisów przy dialogach. Zwłaszcza opisów uczuć, i wszystkiego. Co to znaczy ,,Zbytek łaski''? Może chodziło o ,,łaski bez'' albo coś w tym stylu? Zbytek łaski dziwnie brzmi. Obie panny powiatowe aresztowały bandytę pod zarzutem używania mocy niezgodnie z prawem? To jak oni mają używać tej mocy i co zrobił ten biedny chłopaczyna, że musiały go zatrzymać? Ahh... Córeczka tatusia. nawet nie martwię się jej rzekomą misją, bo wiadomo jak jej tatuś to taka szycha (nienawidzę tego słowa) to ją ze wszystkiego wyciągnie. Czyżby Vanessa właśnie ujawniła swoją moc? A to nie jest przypadkiem niezgodne z prawem? Oprócz dziwacznych umiejętności, takich jak rażenie prądem. oni mają też wyostrzony słuch? Łaaał :D No Cóż. Cuś czuję że będzie się dużo działo. Pojawił się wrogi rozdział, który jak to zwykle bywa jest znacznie lepiej zorganizowany i ma lepiej wyszkolonych ludzi. Będzie zabawa, będzie się działo! W wolnej chwili zapraszam do siebie. Pozdrawiam

    Alice Spencer

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ten Nicolas?! Tak szybko dał się pojmać? To było troszkę niewiarygodne, no ale mniejsza o to.
    Rozdział właściwie krótki - o wiele krótszy od poprzedniego - ale przynajmniej wiemy, o co chodzi z zadaniem Vanessy! Dostanie rolę jakiegoś szpiega, czy co? Poza tym ojciec musi bardzo ufać córce, posyłając ją na takie coś. Mój to by się chyba zbyt bał...
    Chcę się dowiedzieć coś więcej, więc biorę się za kolejny rozdział :) I liczę, że Nicolas to nie był tylko epizod. :D

    Pozdrawiam,
    Julss

    OdpowiedzUsuń
  4. Od kiedy spytanie o imię to wywyższanie się? Vanessa wypada blado: arogancka, niemiła, niestety wywyższająca się - raczej nie taki był zamysł. Rozumiem, że opowiadasz jakąś historię, jednak... czy jesteś pewna, że robisz to dobrze?

    OdpowiedzUsuń