11 sierpnia 2014

Rozdział 8


            Na kilkanaście sekund w gabinecie mojego ojca zapanowała całkowita cisza. Mężczyzna patrzył na mnie swoimi jasnozielonymi oczami, które teraz przybrały wielkość złotówki. Raczej nie tak okazywał mi to, że był ze mnie dumny.
            – Jak to możliwe? – wydukał.
            Zaczęłam opowiadać cały mój plan dostania się do biura Hansona, nieoczekiwane znalezienie korytarza i w końcu dostanie się do Horologium, nie ominęłam przy tym żadnego szczegółu. Teraz wszystko było istotne. Tata słuchał w skupieniu moich słów, przetwarzając każde z nich. W międzyczasie z jego twarzy zniknęło niedowierzanie zastąpione chwilowym zdenerwowaniem, a następnie zamyśleniem. Intensywnie coś analizował, kiedy skończyłam już mówić i ponownie zapadła cisza. Szczerze mówiąc, oczekiwałam wybuchu radości, chociaż małego. W końcu nie złapałam kolejnego Obdarowanego napadającego na bank dzięki swoim zdolnością, tylko znalazłam nasz wrogi oddział, który chciał napaść na nasz. Czy tylko ja jeszcze o tym pamiętam? Zaczynało mnie frustrować zachowanie ojca.
            – Skomentujesz to jakoś? – zapytałam z lekkim oburzeniem w głosie. Mężczyzna podniósł szybko głowę, wyrwany z głębokiego zamyślenia. Przez chwilę odniosłam wrażenie, że jest tu ze mną jedynie ciałem.
            – Jestem z ciebie naprawdę dumny, córeczko – stwierdził głosem wypranym z emocji i dodał: – Świetnie sobie poradziłaś.
            Szkoda, że te słowa wypowiedziały jedynie usta. Teraz były to nic nieznaczące wyrazy wypowiedziane dla mojej satysfakcji, której nie poczułam.
            – Czy mogę teraz wrócić do Orionu?
            – Niestety nie.
            – Ale skoro wiemy już, gdzie jest Horologium, nie potrzeba nam więcej informacji. – Zmarszczyłam brwi, okazując niezrozumienie. Wpatrywałam się w ojca, czekając, że jednak zmieni zdanie. Nic takiego się nie stało.
            – Nie możesz tak nagle zniknąć, to będzie zbyt podejrzane. – Ułożył dłonie w tak zwaną wieżyczkę, ani na sekundę nie odwracając ode mnie wzroku. Wcale nie byłoby to zbyt podejrzane, wymyślił tę wymówkę na odczepnego. Zorientowałam się nagle, że już dawno nie okazał mi tyle zainteresowania podczas rozmowy w tym gabinecie. Przeważnie wpatrywał się w dokumenty i tylko czasami na mnie spojrzał. Najczęściej, kiedy był zły. Nie mogę jednak powiedzieć, że mi to przeszkadzało. Miał świetnie wyćwiczoną podzielność uwagi.
            – Zostało mi już tylko kilka dni. Bez różnicy czy odejdę teraz, czy później.
            – Nie podważaj, proszę, moich rozkazów, Vanesso. – Jego spojrzenie momentalnie nabrało ostrości, oznajmiając mi, że nic nie wskóram. Przygryzłam dolną wargę, czując się całkowicie bezsilna. Nie miałam najmniejszej ochoty, spędzać jeszcze kilku dni w tym domu. Dodatkowo muszę przeżyć dzisiejszą imprezę.
            – Dobrze, tato. – Westchnąwszy wstałam ociężale z fotela i skierowałam się do drzwi. Łapiąc klamkę, dodałam: – Do zobaczenia.
            Starałam się jak najszybciej przedostać do swojego samochodu. Nie chciałam spotkać teraz swoich przyjaciół, mogli mieć do mnie pretensje, że będąc w Orionie, nawet się z nimi nie przywitałam. Dopiero teraz zorientowałam się, jak bardzo za nimi tęskniłam. Przygnębiło mnie to jeszcze bardziej. Nie mogłam do nich zadzwonić, bo mogę być podsłuchiwana, o spotkaniu również musiałam zapomnieć, gdyż tata zabronił mi opuszczać posiadłość Hansonów. Ta całą sytuacja zaczęła mi naprawdę ciążyć.
            Zostawiwszy auto pod domem, ruszyłam taksówką do sklepu. Zakupy zajęły mi sporo czasu, a produkty prawie że wysypywały się z wózka. To była bardzo długa lista. Wszystko zmieściło się w trzech wielkich torbach, a pakowanie zajęło mi naprawdę dużo czasu, przez co zdenerwowałam resztę klientów. Niektórzy swoje zniecierpliwienie okazywali zbyt głośno. Miałam już po dziurki w nosie dzisiejszego dnia, a to dopiero początek. Na szczęście opanowałam nerwy. Gdyby nie to, wysoki mężczyzna przed czterdziestką stojący za mną w kolejce, leżałby na podłodze, zwijając się z bólu, bo przypadkiem zostałby poparzony prądem.
            Wychodząc już ze sklepu, nagle przede mną pojawił się Nathaniel. Zaskoczona o mało nie wypuściłam z rąk zakupów. Zupełnie się go tutaj nie spodziewałam. Co on właściwie tutaj robił? Chłopak stał jak zawsze z dłońmi w kieszeni i posyłał w moją stronę przyjazny uśmiech, który docierał aż do czekoladowych oczu. Nie mogłam go nie odwzajemnić, jednak w moim przypadku było to jedynie wygięcie ust.
            – Może ci pomóc? – spytał Nathaniel, przerywając trwającą ciszę.
            – Byłabym ci bardzo wdzięczna. – Oddałam brunetowi dwie torby, a następnie ruszyłam w stronę auta Samanty. – Zaczynam podejrzewać, że jesteś moim aniołem stróżem.
            W odpowiedzi chłopak zaśmiał się przeciągle, kręcąc głową. Był naprawdę przystojny. Nie byłam w stanie zrozumieć jakim cudem tak pozytywna osoba, zarażająca uśmiechem wszystkich wkoło, może zadawać się z kimś takim jak Aiden. Byli zupełnymi przeciwieństwami i może w tym rzecz? W tym wypadku chyba zadziałała zasada „przeciwieństwa się przyciągają”.
            – Byłem akurat w okolicy i zobaczyłem samochód Samanty, a skoro ona jest w domu, to na zakupach musiałaś być ty – wytłumaczył.
            – Długo tak stałeś? – spytałam momentalnie zaniepokojona. Miałam nadzieję, że pojawił się tu, kiedy ja byłam już w sklepie.
            – Nie, dosłownie chwilę. – Wzruszył ramionami, poszerzając uśmiech.
            Kiedy dotarliśmy już do auta, które nie mam pojęcia, dlaczego tak daleko zaparkowałam, otworzyłam bagażnik i włożyłam do niego swoją torbę. Nathaniel zrobił to samo. Po chwili siedzieliśmy już w środku, a ja zapaliłam silnik.
            – Podwieźć cię gdzieś, czy jedziesz do Aidena? – spytałam, wyjeżdżając z parkingu. Na sekundę spojrzałam na chłopaka, gdy byliśmy już na prostej drodze.
            – Byłem już dzisiaj u niego, ale w sumie mogę pojechać znowu. Pomogę mu w przygotowaniach.
            W odpowiedzi jedynie kiwnęłam głową i lekko przyśpieszyłam, wiedząc już gdzie jechać. Starałam się przez cały czas rozmawiać z chłopakiem. Chciałam go lepiej poznać, no i wypytałam go trochę o tę imprezę. Dowiedziałam się, że nie ma być ona zbyt duża, w co wątpiłam, patrząc na zakupy, które właśnie zrobiłam. Zastanawiałam się nad okazją, z której Aiden w ogóle wyprawia przyjęcie, jednak taka nie istniała. Poza tym, że pan Hanson wyjechał i jego syn przez ten czas „rządził” domem, nie było żadnego ważniejszego powodu. Mogłam się tego spodziewać.
            – Wszyscy goście będę Obdarowanymi, tak jak my – oznajmił Nathaniel, a ja momentalnie znieruchomiałam.
            – Aiden ci powiedział, że jestem Obdarowaną? – spytałam ostrożnie.
            – To było logiczne. Pan Hanson nie zatrudnia ludzi. – Wzruszył ramionami i zaczął stukać palcami o kolana w rytm piosenki, która leciała w radiu.
            – To znaczy, że Samanta też ma dar?
            – Dokładnie.
            Byłam tak zaskoczona tym, czego się właśnie dowiedziałam, że nie wypowiedziałam już żadnego słowa, aż do końca drogi. W sumie nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo zdziwił mnie fakt, iż Nathaniel wie, że nie jestem człowiekiem. Do przewidzenia było to, że Aiden go o tym poinformuje. Po chwili stwierdziłam również, że zatrudnianie jedynie Obdarowanych jest po prostu dużym ułatwieniem. W taki sposób nie ma ryzyka, że ludzie dowiedzą się o naszym istnieniu. Automatycznie się uspokoiłam.
            Kiedy dojechaliśmy już na miejsce, chłopak pomógł mi zanieść zakupy do kuchni, po czym zniknął gdzieś w poszukiwaniu przyjaciela. Samanta krzątała się przez cały czas po pomieszczeniu, szykując różnorodne przekąski. W międzyczasie ja rozpakowałam torby.
            Po dziesięciu minutach ruszyłam do swojego pokoju. Idąc po schodach, spojrzałam na zegarek znajdujący się na mojej dłoni. Był srebrny, a wkoło tarczy błyszczało się mnóstwo małych diamentów. Dostałam go od taty na osiemnaste urodziny, dodatkowo jeszcze moje ukochane autko, ale ten drobny upominek był ważniejszy. Kiedyś należał do mojej mamy, nigdy się z nim nie rozstawała. Strasznie się ucieszyłam, gdy tata mi go dał. To tak jakbym miała zawsze cząstkę niej przy sobie. Zegarek wskazywał godzinę jedenastą. Zanim zabiorę się za sprzątanie, muszę na chwilę zniknąć i w spokoju pomyśleć.
            Otworzyłam drzwi sypialni, szybko je za sobą zamykając. Kierując się w stronę łóżka, przyłożyłam obie dłonie do twarzy i przetarłam oczy, a następnie rozmasowałam skronie. Kiedy stałam już z boku łóżka, rzuciłam się do tyłu. Takim sposobem leżałam w poprzek, głową do okna. Czując, że po moich bokach ugina się materac, rozchyliłam oczy i przerażona krzyknęłam, jednocześnie się podnosząc, przez co uderzyłam swoim czołem prosto w czoło Aidena, który nade mną zawisnął. Z powrotem się położyłam, a na mojej twarzy pojawił się grymas bólu. Zaczęłam masować obolałe miejsce. Za sobą słyszałam wiązankę przekleństw lecącą z ust chłopaka.
            – Co ty tu, do cholery, robisz?! – krzyknęłam, kiedy się podniosłam i odwróciłam w jego stronę.
            – Czekam na ciebie – oznajmił ze stoickim spokojem.
            – Jakim cudem cię nie usłyszałam? – zmarszczyłam brwi, uświadamiając sobie, że go w ogóle nie zauważyłam przy wchodzeniu do pokoju.
            – Mam swoje sposoby. – Na jego twarzy od razu pojawił się zadziorny uśmiech.
            Zaczęłam głęboko oddychać, żeby opanować nerwy. Miałam przy tym zamknięte oczy. Kiedy już nad sobą zapanowałam, spojrzałam z powrotem na Aidena. Jak zawsze był ubrany na czarno. W tej kwestii byliśmy do siebie podobni. Jedynie na bluzie widniał biały napis. Włosy i oczy miał tak samo ciemne. To wszystko idealnie kontrastowało z bladą cerą. Gdy zobaczyłam go pierwszy raz, stwierdziłam, że był bardzo przystojny, a było to cztery lata temu. Od tamtego czasu moje zdanie się nie zmieniło, a nawet wręcz przeciwnie. Jego rysy twarzy stały się bardziej wyraziste, a spojrzeniem przenikał na wskroś. Jednak wygląd to nie wszystko. Stosunek Aidena do mnie, całkowicie przyćmił moje początkowe zauroczenie.
            – Po co? – Zadałam pytanie, które pierwsze przyszło mi na myśl.
            – Przejrzałem twoją szafę i…
            – Co zrobiłeś?! – przerwałam mu, ponownie krzycząc.
            – Nie masz ani jednej sukienki – stwierdził, zupełnie ignorując moje oburzenie. – Jedź na zakupy.
            Usłyszawszy słowa Aidena, wybuchłam śmiechem. On naprawdę myślał, że zatańczę, jak mi zagra. Niedoczekanie. Nienawidzę sukienek i na pewno nie zrobię wyjątku, bo on tak chce. Chyba nie sądził, że miałam zamiar pojawić się na tej imprezie w dresie, ale kiecka też nie wchodzi w grę. Jest dla mnie zbyt… niepraktyczna.
            – Muszę posprzątać. Ja tu pracuję, jakbyś zapomniał.
            – Daję ci wolne.
            – Czyli mogę wyjść i wrócić wieczorem? – Skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej i zmrużyłam lekko oczy, nie odwracając wzroku od Aidena. W odpowiedzi kiwnął głową. Po chwili ruszył w stronę drzwi. Na odchodnym dodał:
            – Kiedy następnym razem się zobaczymy, masz być w sukience.
            Prychnęłam. Już dawno nikt mnie tak nie rozbawił. Jednak nie to było teraz ważne. Oczywiście skorzystam z wolnego, jednak trochę inaczej niż to sobie Hanson junior zażyczył. Złapałam torebkę, którą wcześniej rzuciłam na łóżko i wyciągnęłam telefon. Dwadzieścia minut później siedziałam w taksówce, jadąc w stronę centrum handlowego, gdzie umówiłam się z Noemi. Oliver, niestety, był zajęty, więc nie mógł do nas dołączyć, ale i tak byłam szczęśliwa, że zobaczę w końcu chociaż jedno z nich.
            Gdy znalazłam się już na miejscu, od razu ruszyłam z szerokim uśmiechem do naszej ulubionej kawiarni. Podawali tam przepyszne tiramisu, a do tego zawsze zamawiałyśmy cappuccino z bitą śmietaną. Nic tak nie poprawia humoru jak porządna ilość kalorii. Kawiarnia była dwupoziomowa, więc weszłam po metalowych schodach na górę i usiadłam przy jednym ze stolików, najbardziej oddalonym od wszystkich. Ceniłyśmy sobie prywatność, szczególnie, kiedy miałyśmy rozmawiać o Orionie. Czekając na przyjaciółkę, rozglądałam się po pomieszczeniu. Ściany były ciemno czerwone i wisiały na nich kwiaty w drewnianych doniczkach. Na każdym, tak samo jak schody, metalowym stoliku stał mały świecznik z zapachową świeczką. Kolejnym źródłem światła były stojące w kątach lampy, ale nie były one zbyt mocne, więc panował półmrok. Dawało to niesamowity klimat. Tu na górze nie było dużo ludzi, z czego się bardzo cieszyłam. Nigdy nie czułam się zbyt pewnie w ich towarzystwie, co bawiło moich przyjaciół. Przecież jak Obdarowana mogła bać się człowieka? Tyle że to nie do końca był strach. Nie potrafiłam wytłumaczyć tego uczucia. Inni w moim otoczeniu czuli się lepsi przez to, że mają dar, a ja wręcz przeciwnie. Czasami miałam wrażenie, że coś przez to tracimy.
            Z zamyślenia wyrwała mnie Noemi, podchodząc do mnie od tyłu i zakrywając mi oczy, a następnie całując w policzek. Po kilku minutach pojawiła się przy nas kelnerka. Spytała jedynie czy zamawiamy to, co zawsze, a gdy usłyszała potwierdzenie, posłała nam firmowy uśmiech i odeszła. Kiedy tylko zaczęłam rozmawiać z przyjaciółką, mój humor momentalnie się poprawił.
            – Opowiadaj jak tam ci idzie – zaczęła Noemi, gdy dostałyśmy już swoje zamówienie.
            – Nie uwierzysz do czyjego domu trafiłam. Pamiętasz Aidena?
            – No nie gadaj? On należy do tego drugiego oddziału? – spytała cicho piskliwym głosem, zupełnie zdziwiona.
            – Jest synem zarządcy.
            – Ale numer. Dalej jest taki wredny?
            – Teraz jest nawet gorzej – oznajmiłam z grymasem na twarzy, po czym zaczęłam opowiadać wszystkie wybryki Aidena i to jak wpadłam w pierwszy dzień do gabinetu ojca, a on zbagatelizował sprawę.
            Dziewczyna słuchała wszystkiego z szeroko otwartymi oczami. Była tak przejęta, że wciąż trzymała widelec z kawałkiem ciasta w połowie drogi do ust. Tak samo jak ja nie była w stanie uwierzyć, że ojciec potraktował mnie w taki sposób. Wcześniej się tak nie zachowywał. Zawsze stawiał bezpieczeństwo swoich pracowników, a szczególnie moje, na pierwszym miejscu. Chyba wizja wojny między dwoma oddziałami zbyt go zestresowała i przestał racjonalnie myśleć. Nie powinien do tego dopuścić, ale co się stało, to się nie odstanie.
            – Mam wrażenie, że Aiden jest dla ciebie taki nie bez powodu, bo w końcu od tak nie robiłby tych wszystkich rzeczy. Musi mieć jakiś motyw – stwierdziła Noemi, zaraz po tym, gdy zjadła w końcu kawałek ciasta.
            – Myślałam już o tym wiele razy i nadal nie znalazłam żadnego powodu. – Westchnęłam i zatopiłam łyżeczkę w bitej śmietanie, a następnie włożyłam ją do ust. Po chwili znów znalazła się w kubku. Zaczęłam kręcić sztućcem, znów rozmyślając nad tą sprawą z Aidenem.
            – Może on jednak wie, kim jesteś – powiedziała dziewczyna zamyślonym głosem. – Przecież to jest bardzo możliwe.
            – No tak, ale tata zarzeka się, że oni nie wiedzą, że ma córkę.
            – I ty mu wierzysz – bardziej stwierdziła niż spytała.
            Zanim skończyłyśmy jeść, Noemi jeszcze opowiedziała mi co działo się w oddziale pod moją nieobecność. Właściwie nie stało się nic niezwykłego. Oliver znów poderwał jakąś dziewczynę. Stwierdziłyśmy, że za około tydzień się znudzi i znów będzie o jedno złamane serce więcej. Już wiele razy próbowałyśmy przemówić do rozsądku przyjacielowi, ale on nie widział w tym nic złego. Po prostu stwierdzał, że to jednak nie to, więc musiał zerwać, a to, że później jego wybranka płakała po kątach, to już nie było istotne.
            Korzystając z tego, że byłyśmy w centrum handlowym, poszłyśmy na zakupy. Obeszłyśmy wszystkie sklepy w poszukiwaniu… właściwie to niczego konkretnego. Oczywiście nie kupiłam żadnej sukienki. Mój stosunek do nich się nigdy nie zmieni. Jedynym wyjątkiem będzie mój ewentualny ślub. Wtedy nie będę miała wyjścia. Znalazłam za to śliczną, czarną bluzkę. Była ozdobiona koronką i zakończona dekoltem w kształcie serca, a od talii w dół miała falbankę. Pasowała idealnie do obcisłych, skórzanych spodni, które miałam zamiar założyć. Dokupiłam do tego jeszcze piętnastocentymetrowe szpilki, obowiązkowo w kolorze czerni i mój strój był gotowy.
            W domu z powrotem byłam o szesnastej. Przyjęcie miało zacząć się za dwie godziny. Z racji tego, że nie miałam co ze sobą zrobić, poszłam do kuchni. Podczas pomagania Samancie, przez cały czas zastanawiałam się, jaki dar może ona mieć i dlaczego wcześniej nic nie zauważyłam. Przecież spędzam z nią bardzo dużo czasu.
            Pół godziny przed rozpoczęciem imprezy, poszłam się przebrać. Wzięłam prysznic i umyłam włosy, a następnie ułożyłam je w lekki fale. Później zajęłam się makijażem. Pociągnęłam oczy eyelinerem i czarnym cieniem, a na usta jedynie nałożyłam trochę błyszczyku. Nie lubiłam ich zbytnio podkreślać, tak samo nie lubiłam tego u innych dziewczyn. Nigdy nie rozumiałam jak można używać krwistoczerwonej szminki, ale cóż, co kto woli. Moje przygotowania potrwały znacznie dłużej niż to założyłam, więc kiedy wkładałam na nogi szpilki, z dołu słychać już było głośną muzykę. Na szczęście bluzka miała odpowiednio długi rękaw, dlatego bez problemu schowałam pod nią sztylet. Nie miałam czasu, aby ją odpowiednio przerobić, więc broń była przymocowana była do opaski na nadgarstku. Zapewne branie jej na imprezę jest bezsensowne, ale jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony.
            Zeszłam powoli po schodach, stukając obcasami, co zagłuszyła muzyka, więc nawet nikt nie zwrócił uwagi na moją obecność. Bardzo się z tego powodu cieszyłam. Moim pierwszym przystankiem miał być stolik z napojami. Odrobinę denerwowałam się całą tą sytuacją i zaschło mi od tego w gardle. Gdy zeszłam już z ostatniego stopnia, ni stąd ni zowąd pojawił się przede mną Nathaniel.
            – Czy ty mnie przypadkiem nie śledzisz? – spytałam ze zmrużonymi oczami, a po chwili się zaśmiałam. Chłopak odpowiedział tym samym.
            – Chcesz może coś do picia?
            – Tak, poproszę. – Posłałam mu szeroki uśmiech i doprowadziłam wzrokiem. Następnie zaczęłam przyglądać się gościom. Na pierwszy rzut oka nikt nie podejrzewałby, że nie są to ludzie. Wystrojone dziewczyny, każda w sukience, adorowane przez chłopaków w zwykłych jeansach i koszulach. Kiedy tak przyglądałam się towarzystwu, nagle zobaczyłam znajomą twarz. Był to Aiden kierujący jakąś dziewczynę w głąb domu i raczej nie miał w planach jej oprowadzania po posiadłość. Gdy ja uważnie śledziłam poczynania chłopaka, obok mnie znów stanął Nathaniel. Odebrałam od niego szklankę i od razu wzięłam kilka łyków słodkiego drinka. Na chwilę przeniosłam wzrok na bruneta, który spoglądał z rozbawieniem na przyjaciela.
            – Co z tamtą poprzednią blondynką? – spytałam, zaraz po tym jak straciliśmy parę z pola widzenia.
            – Znudziła mu się. – Wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na mnie. Po tych słowach stwierdziłam, że Aiden powinien poznać się z Oliverem. Nathaniel szybko przesunął spojrzeniem po mojej sylwetce. – Ślicznie wyglądasz.
            – Dziękuję – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. Gdybym mogła się rumienić, byłam bym teraz czerwona jak usta blondynki, z którą zniknął Aiden. Nagle poczułam, że zaczyna mi się kręcić w głowie. Musiałam złapać się ramienia bruneta, aby nie upaść. Momentalnie stałam się bardzo senna.
            – Wszystko w porządku? – W głosie Nathaniel słychać było zaniepokojenie.
            – Chyba jednak zrezygnuję z imprezy. Przepraszam. – Po tych słowach zaczęłam z powrotem wchodzić po schodach.
            – Zaczekaj. Odprowadzę cię. Strasznie zbladłaś.
            Z każdym kolejnym stopniem czułam się tylko gorzej. W pewnym momencie przed oczami pojawiła mi się masa ciemnych punkcików. Zanim straciłam całkowity kontakt z rzeczywistością, poczułam jak Nathaniel chroni mnie przed upadkiem, łapiąc w talii. 

~~~~~~~~~~~
Hej, hej!
Szczerze mówiąc, jestem zadowolona z tego rozdziału. Wyszedł nawet dłuższy niż zawsze. Mam nadzieję, że wam również przypadł do gustu. :) 

9 komentarzy:

  1. No cześć kochana wreszcie jest rozdzialik i to jak zwykle świetny:)
    Jej ojciec jest jakiś dziwny.Ja mam pojęcia co on knuje, ale zdecydowanie nie powinien zatajać tego przed swoją córka. Tym sposobem przecież tez ją naraża na niebezpieczeństwo.
    I ten cały Nathaniel ... Kim on właściwie jest??
    Już od początku rozdziału się zastanawiałam nad tym. Pojawia się zawsze tak znikąd. Może on pracuje w tej drugiej organizacji i ma za zadanie ją śledzić. Tak tez zrobił, zobaczył gdzie była i teraz wsypał jej coś do drinka.
    Ale to tylko moje wymysły bo naprawdę nie wiem co tam siedzi w twojej głowie.
    Lubie Aidana i fajnie by było gdyby coś sie działo między nim a bohaterką. Jak narazie to on sobie tylko nowe laski sprowadza. Chociaż ta akcja w jej pokoju była urocza :)
    Tak więc twoje opowiadanie to dla mnie jedna wielka niewiadoma....

    Czekam z niecierpliwością na następny :)

    Pozdrawiam
    Marzycielka

    Ps. Zapraszam do siebie na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano przypadł. I znów mam ochotę Cię zamordować, bo nie jestem osobą cierpliwą. Lubię mieć coś, co mi sie podoba na już (szczególnie, jeśli chodzi o książki i opowiadania) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to witam w klubie, ja mam identycznie. Jak już zacznę czytać jakąś książkę, to pochłaniam ją w całości w jeden dzień, choćbym miała skończyć o trzeciej w nocy. A wszystko dlatego, że nie wiem gdzie skończyć.
      Cieszę się bardzo, że rozdział ci się podoba, ale nie zabijaj, bo wtedy nie będzie kolejnego. Miej to na uwadze! :)

      Usuń
  3. Hej, przepraszam, że komentarz dopiero teraz, ale dopadł mnie leń i tka jakoś wyszło.
    A więc podobał mi się. Ach, ten Aiden, jak już mówiłam, mam do niego mieszane uczucia. Raz go lubię, a raz nie... nie podoba mi się jego stosunek do dziewczyn.
    Ale ten Nathaniel... nie ufam mu i uważam, że to co stało się pod koniec rozdziału, to jego sprawka... Nie, nie i nie, nie podoba mi się to.
    A no i przykro mi też z tego powodu, ze zaniedbałaś trochę moje opowiadanie. :/ Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wpadniesz i zostawisz jakiś ślad, bo to bardzo motywuje.
    A więc czekam na next. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach! NaĆpaŁa się! ^^ Dobra żart. Ja tam lubię tylko Aiden'a :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak od dłuższego czasu obserwuję i obserwuję... Iii tak prawie zapomniało mi się o tobie. Pomyślałam rano, że sobie doczytam wszystko i coś ci tutaj teraz pokomentuję. :)
    Masz świetny pomysł. Ciekawe opisy, których jest coraz więcej, udane i zabawne dialogi oraz barwne postacie. Czyta się tak miło i przyjemnie, człowiek ma ochotę na więcej. :D Jedyne, co mnie denerwuje, to brak wyjustowanego tekstu. Wtedy akapity lepiej się czyta i rozdział wydaje się być bardziej... schludny, że tak powiem. ;)
    Od razu polubiłam Vanessę. Pełna energii, wesoła, rezolutna, odważna, samodzielna. To taka dziewczyna samowystarczalna. Nie potrzebuje faceta, żeby przetrwać! Ale wydaje mi się, że gdyby jednak nie potrafiła strzelać piorunami na prawo i lewo, to pewnie byłoby inaczej. :P
    Aiden to taka postać do której mam mieszane uczucia. Niby go nie lubię, ale... jest w nim to coś. Nie potrafię powiedzieć co. xd Jezu, ale to głupio brzmi. To taki typowy dupek, robiący co chce i kiedy chce za pomocą pieniędzy. Ale to z pewnością przez jego ojca, który go ciągle olewa... Pewnie chce być zauważony przez rodziciela. Trochę mu współczuję. Ale zauważyłam, że jak jest z kimś sam na sam (tak jak w nocy z Vanessą), to potrafi być miły. :)
    Ojciec Vanessy... ciężki orzech do zgryzienia. Mam takie wrażenie, że to on ciągle nasyła Nathaniela na swoją córkę. I ta akcja na końcu to też pewnie za sprawą Nathaniela. Co oznacza, że to własny ojciec otruł (czy co tam się z nią stało) swoją córkę... Jeśli to prawda, to tak smutno mi. :(
    Dobra nie zanudzam, bo się trochę tego narobiło. ._. Czekam na nn i pozdrawiam! Niech kolejny odział będzie tak samo genialny jak ten! (nie podlizuję się)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj.
    Jestem nową stażystką na http://krytyka-dla-odwaznych.blogspot.com/. Twój blog znajduje się aktualnie w wolnej kolejce, czy wyrażasz chęć bym ja go do siebie przygarnęła? Odpowiedź pozostaw pod najnowszym postem na KDO.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na Krytyce dla Odważnych pojawiła się ocena Twojego bloga.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń