Zaczęłam
gwałtownie kręcić głową, zaprzeczając każdemu słowu jakie wypowiadał Matias. Nie
chciałam kolejnych problemów. Samo więzienie było jednym wielkim problemem, a
miało mnie spotkać jeszcze coś gorszego. Nie byłam pewna, czy chciałam usłyszeć
rozwinięcie stwierdzenia mojego trenera. Wzięłam głęboki wdech, aby się
uspokoić i dopiero wtedy dałam mężczyźnie kontynuować.
– Pracownicy
dziwnie się zachowują. Zaczęli się zbroić – oznajmił Matias. Na jego twarzy
widziałam prawdziwe przerażenie, co było u niego rzadkością, a właściwie to nie
widziałam go nigdy wcześniej. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc
zdezorientowania mężczyzny.
– Matias,
nie martw się. Zapewne szykują się na atak Horologium, skoro Aiden się do nas
przedarł. To tylko kwestia czas, aż zaczniemy wojnę. – Wypowiadałam moje słowa
coraz mniej pewnie, bo od połowy zdania Matias kręcił głową, chcąc mi przerwać.
– Coś mi
się nie wydaje. Oddziały Horologium też tu są.
Otworzyłam
szeroko oczy, chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale słowa utknęły mi w gardle. Po
raz kolejny wszystko momentalnie się posypało jak kiepski domek z kart przez
lekki podmuch wiatru. Moim wiatrem byli Hansonowie. Przecież to niemożliwe,
żeby Arthurowi udało się przejąć nasz oddział. Między myślami słyszałam głos
Matiasa, który kazał mi się skupić, bo to jeszcze nie wszystko, ale ja nie
chciałam więcej rewelacji. Tyle że nie miałam wyjścia, bez kompletnej talii nie
zdołam ponownie ustawić mojego domku.
– Co z moim
ojcem? – spytałam z przerażeniem. Zaczęłam układać najczarniejsze scenariusze.
Skoro oddział został zaatakowany, wiadomo co robi się z przywódcą w takiej
sytuacji. Nie, to niemożliwe. Mój tata nie dałby się tak łatwo pokonać.
– O tym
próbuję ci właśnie powiedzieć. Skup się, dziewczyno, na litość boską! –
krzyknął już prawie Matias, ściskając nasadę nosa. To był jego nerwowy gest. –
Twój ojciec tym wszystkim dowodzi.
Przez
moment moja twarz przybrała obojętny wyraz i w taki sposób patrzyłam się na mężczyznę.
Przeniosłam jeszcze wzrok na moją przyjaciółkę, która ze zmartwieniem
przysłuchiwała się całej tej rozmowie. Po chwili zaczęłam się śmiać. Po prostu
wybuchłam śmiechem. Każda informacja jaka do mnie dotarła w ciągu tych
ostatnich minut była cholernym podmuchem wiatru, który niszczył wszystko, co
zbudowałam. Nie zostało mi już nic innego, jak zacząć się śmiać i mieć
nadzieję, że zaraz ktoś wyskoczy zza pleców Matiasa, krzycząc „Mamy cię!”.
Niestety, nic takiego się nie stało. Co więcej mina mojego trenera mówiła mi,
że to wcale nie są żarty, choć bardzo by chciał, żeby tak było.
– Chcesz mi
powiedzieć, że Orion i Horologium połączyły swoje siły w nikomu nieznanym celu,
a tym wszystkim dowodzi mój ojciec? – podsumowałam, kiedy minął mój napad
śmiechu. Wciąż jeszcze miałam problem ze złapaniem pełnego oddechu. Spojrzałam
na bruneta, unosząc pytająco brew, ale jego zwlekanie z odpowiedzią tylko
potwierdziło moje przypuszczenia. Kiwnął jedynie głową. Ponownie wzięłam
głęboki wdech i już opanowana oraz z poważną miną, dodałam: – Wypuście mnie
stąd, natychmiast.
Nie
musiałam długo czekać na reakcję przyjaciół. Od razu zaczęli obmyślać plan. Noemi
miała zrobić się niewidzialna i zabrać klucze strażnikowi. Swoją drogą od
dłuższego czasu żadnego nie widziałam. To by pasowało do opisanej przez Matiasa
sytuacji. Wszyscy zostali gdzieś wezwani. Na szczęście dziewczyna szybko
wróciła zadowolona z siebie, trzymając pęk kluczy w ręce. Wytłumaczyła, że
pomieszczenie strażników było zupełnie puste, a wszystkie klucze na wieszakach.
To oznaczało tylko jedno. Cel, do którego się szykowali, był ważniejszy niż rozwścieczeni
więźniowie. Ta wizja nie nastrajała zbyt pozytywnie. Kiedy tylko kraty mojej
celi zostały otwarte, poczułam ogromną ulgę. Jakby ktoś wypuścił mnie z małego
pudełka. Nie rozumiałam przestępców, którzy popełniali jakieś wykroczenia, mimo
że wiedzieli czym to grozi. Miałam jednak poważniejsze problemy, nad którymi
powinnam się rozwodzić. Już mieliśmy opuszczać piętro aresztu, kiedy usłyszałam
swoje imię. To Aiden. Spojrzałam na przyjaciół, którzy pokręcili głową, dając
mi do zrozumienia, że to nie jest dobry pomysł, ale chęć spojrzenia chłopakowi
w oczy, po tym co mi zrobił, była silniejsza. Poza tym ja byłam uwolniona, a on
wciąż przebywał zamknięty. Odwróciłam się na pięcie i podbiegłam do jego celi.
Stanęłam krok od krat, aby utrzymać bezpieczną odległość. Skrzyżowałam ręce na
wysokości klatki piersiowej, z wyższością przyglądając się brunetowi. Stał na
końcu celi oparty o ścianę. Wcale nie wyglądał na załamanego swoim położeniem. Wręcz
przeciwnie, był zbyt pewny siebie. Momentalnie straciłam swoje przekonanie co
do swojej przewagi nad nim. Przez moment mierzyliśmy się wzrokiem. Czekałam, aż
to on pierwszy się odezwie, skoro mnie zawołał. Ten jednak uniósł kąciki ust,
tworząc szeroki uśmiech. Nie miał on jednak w sobie ani grama wesołości. Wręcz
przeciwnie, przeraził mnie. To co stało się w następnej sekundzie przebiło moje
wszelkie wyobrażenia. Chłopak odbił się od ściany i powoli podchodząc w stronę
krat, nagle zamienił się w nikogo innego jak Arthura Hansona. Z zaskoczenia
cofnęłam się, plecami uderzając w celę z tyłu. Na szczęście zamknięty w niej Obdarowany
leżał spokojnie w kącie, przyglądając się zaistniałej sytuacji. Zmrużyłam oczy
i wyciągnęłam do przodu głowę, jakby to miało mi pomóc w przejrzeniu mężczyzny.
–
Niespodzianka! – krzyknął Hanson z wyraźnym rozbawienie. Miło, że chociaż jedna
osoba miała teraz dobry humor. Szkoda, że się nie uśmiechał, kiedy dla niego
pracowałam. Jedyne co w tamtym momencie czułam to zdezorientowania. Nie miałam
pojęcia czy to Aiden teraz zamienił się w swojego ojca, czy Arthur w Aidena, a
później w siebie. – Rozwiewając twoje wszelkie wątpliwości, to ja mam moc
zmieniania się w kogo tylko chcę. Mój synalek potrafi jedynie przejmować nad
kimś kontrolę.
– Dziękuję
za wyjaśnienie – prychnęłam. W między czasie obok mnie pojawił się Matias z
Noemi, którzy zaczęli się już niecierpliwić. Ich reakcja na Arthura była
zbliżona do mojej. Mój trener przewiercał mężczyznę wzrokiem, natomiast
dziewczyna przerzucała spojrzenie na zmianę z Hansona na mnie. – Kiedy się w
niego zamieniłeś?
– Moja
trzydniowa wycieczka – rzucił od niechcenia mężczyzna. Uznał, że sama mogę połączyć
fakty, co też zrobiłam. Wymyślił wyjazd, żeby nie było dziwne to, że nagle
zniknął. To wszystko było od początku zaplanowane, a najzabawniejszy był fakt,
że w tym wszystkim siedzi mój ojciec. Ba, pewnie to on to wszystko wymyślił. Zacisnęłam
ręce w pięści, aż poczułam paznokcie wbijające się w wewnętrzną część dłoni. Miałam
do tego drania jeszcze tylko jedno pytanie. – Co zrobiłeś z prawdziwym Aidenem?
– Niestety
mój synek nie podziela mojej wizji, więc go zamknąłem w oddziale, żeby nie
pałętał się pod nogami.
Nie mogłam
uwierzyć, że Artur był zdolny do zamknięcia swojego syna tylko dlatego, że mu
przeszkadzał. Wzdrygnęłam się. Przecież mój ojciec zrobił dokładnie to samo. O
ironio. Postanowiłam sobie, że uwolnię Aidena, ale dopiero po tym jak rozprawię
się z tatą. Jeszcze nigdy słowo „tata” nie było wypowiadane przeze mnie z takim
jadem w głosie. Nie wiele myśląc, ruszyłam w stronę windy. Zaraz za mną biegli
moi przyjaciele. Kiedy znaleźliśmy się w środku, nie mieliśmy za wiele czasu na
obmyślenie jakiegoś planu. Od razu oznajmiłam, że idę do ojca, a oni niech dowiedzą
się czegoś więcej o jego planie. Wstrzymałam oddech, gdy tylko poczułam, że
stanęliśmy. Nie zdziwiłabym się, gdyby czekał na nas komitet powitalny w
postaci grupki Obdarowanych. Korytarz był jednak pusty. Zostawiłam swoich
przyjaciół i wysiadłam. Wzięłam kilka głębszych oddechów, po czym ruszyłam w
stronę biura. Nie chciałam od razu zdradzać po sobie, że już wiem, co się
dzieje. Zamierzałam przeprowadzić spokojną rozmowę, przynajmniej na początku
miała być ona spokojna. Później nie ręczę za siebie.
Złapałam za
klamkę i otworzyłam drzwi. Niepewnie postawiłam pierwszy krok, rozglądając się
po pomieszczeniu. Mężczyzna nie siedział, tak jak zawsze, przy swoim biurku,
ale tym razem stał tyłem do mnie przy skórzanej kanapie. Pewnie już dawno
wyczuł moją obecność. Zamknęłam drzwi i wyprostowałam się, śledząc każdy ruch
ojca. Kiedy się odwrócił, zobaczyłam, że w ręce trzyma szklankę, a na stoliku
obok stoi butelka jego ulubionej whiskey. Pił ją przy tylko wyjątkowych
okazjach.
– Usiądź,
proszę. – Wskazał ręką na miejsce, które zawsze zajmowałam. Przez moment się
wahałam, ale w końcu wykonałam prośbę. Brunet był niesamowicie opanowany. Nie
wyglądał na kogoś, komu właśnie przejęto oddział. Ponownie zacisnęłam ręce, bo
oznaczało to tylko jedno. Matias miał rację.
Ojciec
podszedł do ściany za swoim biurkiem, gdzie wisiały dwa zdjęcia. Zaczął im się
przyglądać, co jakiś czas popijając bursztynowy płyn. Na jednym byliśmy my,
całą rodziną. Miałam wtedy dziesięć lat, a to były nasze pierwsze i właściwie
jedyne wspólne wakacje. Tacie udało się wyjątkowo wyrwać z pracy na kilka dni.
Władzę przejął Matias. Był to chyba najszczęśliwszy tydzień jaki przeżyłam.
Codziennie byliśmy w innym miejscu, rodzice co chwilę wybuchali śmiechem, a ja
razem z nimi. Czułam się jakbyśmy byli zupełnie normalną rodziną. Na to
wspomnienie nie mogłam się nie uśmiechnąć. Zdjęcie, któremu teraz oboje się
przyglądaliśmy, było wykonane w ostatni dzień. Zrobił je przypadkowy
przechodzień, którego zaczepiliśmy. Rodzicie się obejmowali, a ja zadarłam
głowę do góry, aby się im przyjrzeć i w tym właśnie momencie zobaczyłam błysk
flesza. Drugie zdjęcie przedstawiało mojego ojca z mężczyzną, który, jak
twierdził, był jego bratem, ale zginął w wypadku samochodowym chwilę przed
moimi narodzinami. Fotografia musiała być zrobiona niedługo przed jego
śmiercią, bo obaj są już na niej dorośli. Wyglądali prawie jak bliźniacy. Te
same jasnozielone oczy i miedziane włosy, nawet uśmiechali się w ten sam
sposób. Jedynie mój ojciec miał lekki zarost, który, jak sądzę, miał mu dodawać
lat, aby było jednak widać, że to on jest starszy, jeśli nawet dzieliły ich
tylko dwa lata.
Kiedy skończyłam
przyglądać się zdjęciom, trwająca cisza zaczęła mnie irytować. W końcu nie przyszłam
tu po to, żeby sobie posiedzieć. Już miałam otwierać usta, aby zacząć mówić,
ale mężczyzna mnie wyprzedził. Odwrócił się w moją stronę, odstawiając szklankę
na biurko.
– Nie wiem,
ile wiesz, dlatego może zacznę od początku. – Przerwał na chwilę i podniósł na
mnie wzrok, jakby oczekiwał, że mu przerwę, ale chciałam dać mu szansę na
wytłumaczenie się. Nie zależnie od tego jak straszny czyn popełnił, miałam
nadzieję, że trzymał w zanadrzu jakieś rozsądne argumenty, które sprawią, że go
zrozumiem, a może nawet wybaczę. Nie chciałam mu przerywać lub zadawać zbędnych
pytań. Chciałam wiedzieć dlaczego. Dlaczego to wszystko zrobił. Dlaczego tak
mnie potraktował. Nadal czułam kłucie w sercu, myśląc o jego zdradzie. Szczególnie,
że wciągnął w to wszystko Olivera. Gdy wciąż milczałam, odchrząknął,
kontynuując. – Od kiedy tylko ustalono system oddziałów dla Obdarowanych, najlepszym
pomysłem wydawało się stworzenie dla każdego kraju osobnej jednostki. Jednak ja
uważałem, że to wcale nie jest dobry system. Może, gdyby założyć jeden oddział,
który zarządzał by wszystkimi, tak jak prezydent zarządza całym państwem ułatwiłoby
to komunikację między Obdarowanymi. Nikt nie czułby się lepszy, bo należy tu, a
nie tam.
Na chwilę
przerwał, aby nalać sobie kolejną porcję whiskey. Słuchałam z uwagą każdego
jego słowa, jednocześnie nie rozumiejąc, dlaczego mi o tym wszystkim mówi i
dokąd właściwie ta opowieść zmierza. Co prawda zaczynałam powoli łączyć wątki,
ale nie chciałam robić niczego pochopnie. Siedziałam więc cicho, czekając, aż
ojciec wznowi swój monolog. Gdy napełnił szklankę, przez chwilę mi się
przyglądał, po czym ponownie spojrzał na fotografie za nim. Najbardziej
zainteresował się zdjęciem, gdzie był razem z bratem.
– Niestety,
nikt nie podzielał mojego zdania. – Powiedział to w taki sposób, że aż się
wzdrygnęłam. Skąd tyle jadu w jego głosie? – A do tego zupełnie się nie
liczyłem. Nie miałem żadnej władzy. Za to mój braciszek. Jego zdanie było
świętością, przecież był starszy.
– Zaraz,
zaraz – przerwałam. Miałam tego nie robić, ale coś mi tu nie pasowało i
musiałam to wyjaśnić. – Jak to starszy? Mówiłeś, że to ty byłeś starszy.
– Nie
przerywaj mi! – wrzasnął, aż wbiłam paznokcie w krzesło. Patrzyłam na niego
wielkimi z przerażenia oczami. Po chwili zorientował się, co zrobił. Powoli
wypuścił powietrze ustami i rozluźnił krawat. Momentalnie przybrał cyniczny
wyraz twarzy. Wyglądał tak samo jak ojciec Aidena, gdy rozmawiał ze mną w celi.
Ten sam przerażający uśmieszek. – To nie jedyne kłamstwo, które ci wcisnąłem. Nie
mogłem przestać myśleć o tym, że mógłbym rządzić wszystkimi Obdarowanymi. Zacząłem
planować, rozmawiać z ludźmi. Udało mi się nawet zebrać małą grupę osób, którzy
byli gotowi mi pomóc. Pewnie teraz byłbym najważniejszym Obdarowanym, gdyby nie
Jeremy. Dowiedział się o moich planach i chyba nie muszę mówić, że nie był
zadowolony z tego powodu. Na szczęście skończyło się na krótkim wykładzie.
Myślami był gdzie indziej. W końcu lada moment miała mu się urodzić śliczna
córeczka.
Wypowiadając
ostatnie zdanie spojrzał na mnie z politowanie. Zaczęłam powtarzać pod nosem „Nie,
to nie może być prawda”. Poczułam straszne duszności. Nagle w gabinecie zrobiło
się zbyt duszno i zimno na przemian. Miałam ochotę wybiec stamtąd, żeby więcej
nie usłyszeć ani jednego słowa z ust tego fałszywego mężczyzny, który przez
tyle lat nazywał się moim ojcem. Z trudem łapałam każdy oddech.
–
Spokojnie, kochana, musisz wytrzymać do końca historii. Władzę nad Orionem
Jeremy właściwie podał mi na tacy, kiedy oddał mi stery, żeby zająć się
rodziną, ale nadal byłem ograniczony. Miałem świadomość, że kiedy tylko podrośniesz,
Jeremy ponownie wróci za biurko. Dlatego musiałem coś z tym zrobić. Dzień
twoich narodzin wydawał się idealnym momentem. Wtedy mój braciszek był
najbardziej rozkojarzony. Ściągnąłem go tu pod pretekstem buntu pracowników. Nawet,
gdy stanął w drzwiach, nie przeszło mi przez myśl, żeby się wycofać. Podałem mu
jego ulubioną whiskey, z której każdym łykiem wypijał swoją śmierć. Nie możesz
mi zarzucić okrucieństwa. Przynajmniej mu smakowała.
– Ty gnoju!
– Zerwałam się z krzesła, przewracając je, kiedy do moich uszu dotarł jego
śmiech. Zabił swojego własnego brata i jeszcze się z tego śmieje. Jeszcze nigdy
nie byłam tak wściekła. – Śmierć mamy to też była twoja sprawka?
–
Upozorowałem wypadek samochodowy. Wszyscy uwierzyli. Twojej załamanej mamie, Esther,
która również wiedziała o moich planach, zaproponowałem umowę. Oszczędzę ją i
ciebie, jeśli za mnie wyjdzie i będzie siedziała cicho, a tobie wmówimy, że to
ja jestem ojcem. Uczciwy układ, prawda? Poza tym wasza śmierć mogłaby wyglądać
już podejrzanie, ale kilkanaście lat później już nie. Sama się o to prosiła.
Znów zaczęła węszyć, zadawać pytania, więc sama rozumiesz. Z wprowadzeniem w
życie moich planów musiałem poczekać, aż zdobędę odpowiednie uznanie wśród Obdarowanych,
do tego zebranie większej grupy ludzi również jest czasochłonne. Czekałem na to
dziewiętnaście lat. Dogadałem się nawet z Arthurem Hansonem.
– Zamknij
się już! Nie chcę tego więcej słuchać! – krzyknęłam, zakrywając uszy. Cisnęłam
w niego małym pociskiem, jednak miał on zbyt małe natężenie, żeby cokolwiek mu
zrobić. – Nienawidzę cię z całego serca.
Pozbawiłeś mnie rodziny i miałeś czelność nazywać się moim ojcem?
Nagle
mężczyzna ruszył w moją stronę i trzymając rękę na mojej szyi przycisnął mnie
do ściany. Jego uścisk był zbyt mocny. Nie mogłam złapać oddechu, a do tego
uleciały ze mnie wszystkie siły. Przestałam się szarpać, patrząc na niego z
załzawionymi oczami.
– Ty mała,
niewdzięczna suko! Zapewniłem ci dom i spokojne życie, a mogłem wyrzucić na
bruk, a ty mi się tak odpłacasz? – wysyczał, puszczając moją szyję i odchodząc
kawałek ode mnie. Od razu zaczęłam łapać powietrze, masując obolałe miejsce. – Moje
przedstawienie już dawno się zaczęło, a ty nic nie możesz z tym zrobić. Twój
pobyt u Hansonów, więzienie – to wszystko tylko po to, by odwrócić twoją uwagę.
Jesteś jak kula u nogi.
Korzystając
z tego, że stał tyłem do mnie, zaczęłam formować pocisk. Kula w mojej ręce
robiła się coraz większa, a ja zadbałam o wystarczająco wysokie napięcie. Tym
razem nie będzie to już lekkie łaskotanie. Ted, gdy tylko usłyszał strzelające
pioruny, odwrócił się i wyciągnął przed siebie ręce.
– Nie zrobisz
tego. Nie zabijesz mnie – wyszeptał, patrząc na mnie z szeroko otwartymi
oczami. Niewiele myśląc, cisnęłam w niego kulą. Pocisk uderzył w niego z taką
siłą, że poleciał na regał z książkami, który stał kawałek za nim. Jeszcze
przez moment jego ciało trzęsło się od porażenia. Podeszłam do leżącego
mężczyzny i spojrzałam na niego z obrzydzeniem.
– Dlaczego miałabym
tego nie robić? W końcu mam to we krwi.
Zwątpiłam, że jeszcze coś dodasz i nagle taka niespodzianka :) no cóż mogę powiedzieć jak zawsze część rewelacyjna xD
OdpowiedzUsuńO matko.
OdpowiedzUsuńTen rozdział to była jakaś... super, nie wiem co mogę napisać!
Na początku chciałam zawrzeć, że od początku całe to zamieszanie śmierdziało mi złymi zamiarami ojca Vanessy. A teraz patrzę i okazało się, że jej ojciec to brat jej ojca... przed chwilą przeczytałam na prolog i wszystko zaczęło układać mi się w logiczną całość! Cieszę się, że Ted został zabity, należało mu się! Chociaż ja wolałabym go przetrzymać w więzieniu, żeby tam gnił! Trzeba jeszcze załatwić Arthura oraz wrogie oddziały. Arthur może w każdej chwili się wyrwać. Myślę, że to właśnie on będzie chciał wszystko przejąć :x
I to ostatnie zdanie idealnie wpasowuje się do bloga. Ideolo!
A co do odnowionego prologu, to jestem całkowicie na tak! Ślicznie napisany, gratuluję pomysłu :D
Pozdrawiam ;*
the-soul-of-thunder.blogspot.com
JESTEM UZALEŻNIONA, tak jestem uzależniona od tego opowiadania. Brakuje mi przymiotników żeby je opisać, bo genialne to stanowczo za mało. To teraz postaw się w sytuacji UZALEŻNIONEJ mnie, która codziennie wchodzi na Twojego bloga z nadzieją na nowy rozdział, na który czasami trzeba sporo poczekać, ale nie ważne, bo jak mają one być takie to ja mogę poczekać, bo warto ! Ale jakby Ci się udało dodawać rozdziały trochę częściej to będzie mega. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń