22 stycznia 2015

Rozdział 11



            Zaczęłam gwałtownie kręcić głową, zaprzeczając każdemu słowu jakie wypowiadał Matias. Nie chciałam kolejnych problemów. Samo więzienie było jednym wielkim problemem, a miało mnie spotkać jeszcze coś gorszego. Nie byłam pewna, czy chciałam usłyszeć rozwinięcie stwierdzenia mojego trenera. Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić i dopiero wtedy dałam mężczyźnie kontynuować.
            – Pracownicy dziwnie się zachowują. Zaczęli się zbroić – oznajmił Matias. Na jego twarzy widziałam prawdziwe przerażenie, co było u niego rzadkością, a właściwie to nie widziałam go nigdy wcześniej. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc zdezorientowania mężczyzny.
            – Matias, nie martw się. Zapewne szykują się na atak Horologium, skoro Aiden się do nas przedarł. To tylko kwestia czas, aż zaczniemy wojnę. – Wypowiadałam moje słowa coraz mniej pewnie, bo od połowy zdania Matias kręcił głową, chcąc mi przerwać.
            – Coś mi się nie wydaje. Oddziały Horologium też tu są.
            Otworzyłam szeroko oczy, chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale słowa utknęły mi w gardle. Po raz kolejny wszystko momentalnie się posypało jak kiepski domek z kart przez lekki podmuch wiatru. Moim wiatrem byli Hansonowie. Przecież to niemożliwe, żeby Arthurowi udało się przejąć nasz oddział. Między myślami słyszałam głos Matiasa, który kazał mi się skupić, bo to jeszcze nie wszystko, ale ja nie chciałam więcej rewelacji. Tyle że nie miałam wyjścia, bez kompletnej talii nie zdołam ponownie ustawić mojego domku.
            – Co z moim ojcem? – spytałam z przerażeniem. Zaczęłam układać najczarniejsze scenariusze. Skoro oddział został zaatakowany, wiadomo co robi się z przywódcą w takiej sytuacji. Nie, to niemożliwe. Mój tata nie dałby się tak łatwo pokonać.
            – O tym próbuję ci właśnie powiedzieć. Skup się, dziewczyno, na litość boską! – krzyknął już prawie Matias, ściskając nasadę nosa. To był jego nerwowy gest. – Twój ojciec tym wszystkim dowodzi.
            Przez moment moja twarz przybrała obojętny wyraz i w taki sposób patrzyłam się na mężczyznę. Przeniosłam jeszcze wzrok na moją przyjaciółkę, która ze zmartwieniem przysłuchiwała się całej tej rozmowie. Po chwili zaczęłam się śmiać. Po prostu wybuchłam śmiechem. Każda informacja jaka do mnie dotarła w ciągu tych ostatnich minut była cholernym podmuchem wiatru, który niszczył wszystko, co zbudowałam. Nie zostało mi już nic innego, jak zacząć się śmiać i mieć nadzieję, że zaraz ktoś wyskoczy zza pleców Matiasa, krzycząc „Mamy cię!”. Niestety, nic takiego się nie stało. Co więcej mina mojego trenera mówiła mi, że to wcale nie są żarty, choć bardzo by chciał, żeby tak było.
            – Chcesz mi powiedzieć, że Orion i Horologium połączyły swoje siły w nikomu nieznanym celu, a tym wszystkim dowodzi mój ojciec? – podsumowałam, kiedy minął mój napad śmiechu. Wciąż jeszcze miałam problem ze złapaniem pełnego oddechu. Spojrzałam na bruneta, unosząc pytająco brew, ale jego zwlekanie z odpowiedzią tylko potwierdziło moje przypuszczenia. Kiwnął jedynie głową. Ponownie wzięłam głęboki wdech i już opanowana oraz z poważną miną, dodałam: – Wypuście mnie stąd, natychmiast.
            Nie musiałam długo czekać na reakcję przyjaciół. Od razu zaczęli obmyślać plan. Noemi miała zrobić się niewidzialna i zabrać klucze strażnikowi. Swoją drogą od dłuższego czasu żadnego nie widziałam. To by pasowało do opisanej przez Matiasa sytuacji. Wszyscy zostali gdzieś wezwani. Na szczęście dziewczyna szybko wróciła zadowolona z siebie, trzymając pęk kluczy w ręce. Wytłumaczyła, że pomieszczenie strażników było zupełnie puste, a wszystkie klucze na wieszakach. To oznaczało tylko jedno. Cel, do którego się szykowali, był ważniejszy niż rozwścieczeni więźniowie. Ta wizja nie nastrajała zbyt pozytywnie. Kiedy tylko kraty mojej celi zostały otwarte, poczułam ogromną ulgę. Jakby ktoś wypuścił mnie z małego pudełka. Nie rozumiałam przestępców, którzy popełniali jakieś wykroczenia, mimo że wiedzieli czym to grozi. Miałam jednak poważniejsze problemy, nad którymi powinnam się rozwodzić. Już mieliśmy opuszczać piętro aresztu, kiedy usłyszałam swoje imię. To Aiden. Spojrzałam na przyjaciół, którzy pokręcili głową, dając mi do zrozumienia, że to nie jest dobry pomysł, ale chęć spojrzenia chłopakowi w oczy, po tym co mi zrobił, była silniejsza. Poza tym ja byłam uwolniona, a on wciąż przebywał zamknięty. Odwróciłam się na pięcie i podbiegłam do jego celi. Stanęłam krok od krat, aby utrzymać bezpieczną odległość. Skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej, z wyższością przyglądając się brunetowi. Stał na końcu celi oparty o ścianę. Wcale nie wyglądał na załamanego swoim położeniem. Wręcz przeciwnie, był zbyt pewny siebie. Momentalnie straciłam swoje przekonanie co do swojej przewagi nad nim. Przez moment mierzyliśmy się wzrokiem. Czekałam, aż to on pierwszy się odezwie, skoro mnie zawołał. Ten jednak uniósł kąciki ust, tworząc szeroki uśmiech. Nie miał on jednak w sobie ani grama wesołości. Wręcz przeciwnie, przeraził mnie. To co stało się w następnej sekundzie przebiło moje wszelkie wyobrażenia. Chłopak odbił się od ściany i powoli podchodząc w stronę krat, nagle zamienił się w nikogo innego jak Arthura Hansona. Z zaskoczenia cofnęłam się, plecami uderzając w celę z tyłu. Na szczęście zamknięty w niej Obdarowany leżał spokojnie w kącie, przyglądając się zaistniałej sytuacji. Zmrużyłam oczy i wyciągnęłam do przodu głowę, jakby to miało mi pomóc w przejrzeniu mężczyzny.
            – Niespodzianka! – krzyknął Hanson z wyraźnym rozbawienie. Miło, że chociaż jedna osoba miała teraz dobry humor. Szkoda, że się nie uśmiechał, kiedy dla niego pracowałam. Jedyne co w tamtym momencie czułam to zdezorientowania. Nie miałam pojęcia czy to Aiden teraz zamienił się w swojego ojca, czy Arthur w Aidena, a później w siebie. – Rozwiewając twoje wszelkie wątpliwości, to ja mam moc zmieniania się w kogo tylko chcę. Mój synalek potrafi jedynie przejmować nad kimś kontrolę.
            – Dziękuję za wyjaśnienie – prychnęłam. W między czasie obok mnie pojawił się Matias z Noemi, którzy zaczęli się już niecierpliwić. Ich reakcja na Arthura była zbliżona do mojej. Mój trener przewiercał mężczyznę wzrokiem, natomiast dziewczyna przerzucała spojrzenie na zmianę z Hansona na mnie. – Kiedy się w niego zamieniłeś?
            – Moja trzydniowa wycieczka – rzucił od niechcenia mężczyzna. Uznał, że sama mogę połączyć fakty, co też zrobiłam. Wymyślił wyjazd, żeby nie było dziwne to, że nagle zniknął. To wszystko było od początku zaplanowane, a najzabawniejszy był fakt, że w tym wszystkim siedzi mój ojciec. Ba, pewnie to on to wszystko wymyślił. Zacisnęłam ręce w pięści, aż poczułam paznokcie wbijające się w wewnętrzną część dłoni. Miałam do tego drania jeszcze tylko jedno pytanie. – Co zrobiłeś z prawdziwym Aidenem?
            – Niestety mój synek nie podziela mojej wizji, więc go zamknąłem w oddziale, żeby nie pałętał się pod nogami.
            Nie mogłam uwierzyć, że Artur był zdolny do zamknięcia swojego syna tylko dlatego, że mu przeszkadzał. Wzdrygnęłam się. Przecież mój ojciec zrobił dokładnie to samo. O ironio. Postanowiłam sobie, że uwolnię Aidena, ale dopiero po tym jak rozprawię się z tatą. Jeszcze nigdy słowo „tata” nie było wypowiadane przeze mnie z takim jadem w głosie. Nie wiele myśląc, ruszyłam w stronę windy. Zaraz za mną biegli moi przyjaciele. Kiedy znaleźliśmy się w środku, nie mieliśmy za wiele czasu na obmyślenie jakiegoś planu. Od razu oznajmiłam, że idę do ojca, a oni niech dowiedzą się czegoś więcej o jego planie. Wstrzymałam oddech, gdy tylko poczułam, że stanęliśmy. Nie zdziwiłabym się, gdyby czekał na nas komitet powitalny w postaci grupki Obdarowanych. Korytarz był jednak pusty. Zostawiłam swoich przyjaciół i wysiadłam. Wzięłam kilka głębszych oddechów, po czym ruszyłam w stronę biura. Nie chciałam od razu zdradzać po sobie, że już wiem, co się dzieje. Zamierzałam przeprowadzić spokojną rozmowę, przynajmniej na początku miała być ona spokojna. Później nie ręczę za siebie.
            Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. Niepewnie postawiłam pierwszy krok, rozglądając się po pomieszczeniu. Mężczyzna nie siedział, tak jak zawsze, przy swoim biurku, ale tym razem stał tyłem do mnie przy skórzanej kanapie. Pewnie już dawno wyczuł moją obecność. Zamknęłam drzwi i wyprostowałam się, śledząc każdy ruch ojca. Kiedy się odwrócił, zobaczyłam, że w ręce trzyma szklankę, a na stoliku obok stoi butelka jego ulubionej whiskey. Pił ją przy tylko wyjątkowych okazjach.
            – Usiądź, proszę. – Wskazał ręką na miejsce, które zawsze zajmowałam. Przez moment się wahałam, ale w końcu wykonałam prośbę. Brunet był niesamowicie opanowany. Nie wyglądał na kogoś, komu właśnie przejęto oddział. Ponownie zacisnęłam ręce, bo oznaczało to tylko jedno. Matias miał rację.
            Ojciec podszedł do ściany za swoim biurkiem, gdzie wisiały dwa zdjęcia. Zaczął im się przyglądać, co jakiś czas popijając bursztynowy płyn. Na jednym byliśmy my, całą rodziną. Miałam wtedy dziesięć lat, a to były nasze pierwsze i właściwie jedyne wspólne wakacje. Tacie udało się wyjątkowo wyrwać z pracy na kilka dni. Władzę przejął Matias. Był to chyba najszczęśliwszy tydzień jaki przeżyłam. Codziennie byliśmy w innym miejscu, rodzice co chwilę wybuchali śmiechem, a ja razem z nimi. Czułam się jakbyśmy byli zupełnie normalną rodziną. Na to wspomnienie nie mogłam się nie uśmiechnąć. Zdjęcie, któremu teraz oboje się przyglądaliśmy, było wykonane w ostatni dzień. Zrobił je przypadkowy przechodzień, którego zaczepiliśmy. Rodzicie się obejmowali, a ja zadarłam głowę do góry, aby się im przyjrzeć i w tym właśnie momencie zobaczyłam błysk flesza. Drugie zdjęcie przedstawiało mojego ojca z mężczyzną, który, jak twierdził, był jego bratem, ale zginął w wypadku samochodowym chwilę przed moimi narodzinami. Fotografia musiała być zrobiona niedługo przed jego śmiercią, bo obaj są już na niej dorośli. Wyglądali prawie jak bliźniacy. Te same jasnozielone oczy i miedziane włosy, nawet uśmiechali się w ten sam sposób. Jedynie mój ojciec miał lekki zarost, który, jak sądzę, miał mu dodawać lat, aby było jednak widać, że to on jest starszy, jeśli nawet dzieliły ich tylko dwa lata.
            Kiedy skończyłam przyglądać się zdjęciom, trwająca cisza zaczęła mnie irytować. W końcu nie przyszłam tu po to, żeby sobie posiedzieć. Już miałam otwierać usta, aby zacząć mówić, ale mężczyzna mnie wyprzedził. Odwrócił się w moją stronę, odstawiając szklankę na biurko.
            – Nie wiem, ile wiesz, dlatego może zacznę od początku. – Przerwał na chwilę i podniósł na mnie wzrok, jakby oczekiwał, że mu przerwę, ale chciałam dać mu szansę na wytłumaczenie się. Nie zależnie od tego jak straszny czyn popełnił, miałam nadzieję, że trzymał w zanadrzu jakieś rozsądne argumenty, które sprawią, że go zrozumiem, a może nawet wybaczę. Nie chciałam mu przerywać lub zadawać zbędnych pytań. Chciałam wiedzieć dlaczego. Dlaczego to wszystko zrobił. Dlaczego tak mnie potraktował. Nadal czułam kłucie w sercu, myśląc o jego zdradzie. Szczególnie, że wciągnął w to wszystko Olivera. Gdy wciąż milczałam, odchrząknął, kontynuując. – Od kiedy tylko ustalono system oddziałów dla Obdarowanych, najlepszym pomysłem wydawało się stworzenie dla każdego kraju osobnej jednostki. Jednak ja uważałem, że to wcale nie jest dobry system. Może, gdyby założyć jeden oddział, który zarządzał by wszystkimi, tak jak prezydent zarządza całym państwem ułatwiłoby to komunikację między Obdarowanymi. Nikt nie czułby się lepszy, bo należy tu, a nie tam.
            Na chwilę przerwał, aby nalać sobie kolejną porcję whiskey. Słuchałam z uwagą każdego jego słowa, jednocześnie nie rozumiejąc, dlaczego mi o tym wszystkim mówi i dokąd właściwie ta opowieść zmierza. Co prawda zaczynałam powoli łączyć wątki, ale nie chciałam robić niczego pochopnie. Siedziałam więc cicho, czekając, aż ojciec wznowi swój monolog. Gdy napełnił szklankę, przez chwilę mi się przyglądał, po czym ponownie spojrzał na fotografie za nim. Najbardziej zainteresował się zdjęciem, gdzie był  razem z bratem.
            – Niestety, nikt nie podzielał mojego zdania. – Powiedział to w taki sposób, że aż się wzdrygnęłam. Skąd tyle jadu w jego głosie? – A do tego zupełnie się nie liczyłem. Nie miałem żadnej władzy. Za to mój braciszek. Jego zdanie było świętością, przecież był starszy.
            – Zaraz, zaraz – przerwałam. Miałam tego nie robić, ale coś mi tu nie pasowało i musiałam to wyjaśnić. – Jak to starszy? Mówiłeś, że to ty byłeś starszy.
            – Nie przerywaj mi! – wrzasnął, aż wbiłam paznokcie w krzesło. Patrzyłam na niego wielkimi z przerażenia oczami. Po chwili zorientował się, co zrobił. Powoli wypuścił powietrze ustami i rozluźnił krawat. Momentalnie przybrał cyniczny wyraz twarzy. Wyglądał tak samo jak ojciec Aidena, gdy rozmawiał ze mną w celi. Ten sam przerażający uśmieszek. – To nie jedyne kłamstwo, które ci wcisnąłem. Nie mogłem przestać myśleć o tym, że mógłbym rządzić wszystkimi Obdarowanymi. Zacząłem planować, rozmawiać z ludźmi. Udało mi się nawet zebrać małą grupę osób, którzy byli gotowi mi pomóc. Pewnie teraz byłbym najważniejszym Obdarowanym, gdyby nie Jeremy. Dowiedział się o moich planach i chyba nie muszę mówić, że nie był zadowolony z tego powodu. Na szczęście skończyło się na krótkim wykładzie. Myślami był gdzie indziej. W końcu lada moment miała mu się urodzić śliczna córeczka.
            Wypowiadając ostatnie zdanie spojrzał na mnie z politowanie. Zaczęłam powtarzać pod nosem „Nie, to nie może być prawda”. Poczułam straszne duszności. Nagle w gabinecie zrobiło się zbyt duszno i zimno na przemian. Miałam ochotę wybiec stamtąd, żeby więcej nie usłyszeć ani jednego słowa z ust tego fałszywego mężczyzny, który przez tyle lat nazywał się moim ojcem. Z trudem łapałam każdy oddech.
            – Spokojnie, kochana, musisz wytrzymać do końca historii. Władzę nad Orionem Jeremy właściwie podał mi na tacy, kiedy oddał mi stery, żeby zająć się rodziną, ale nadal byłem ograniczony. Miałem świadomość, że kiedy tylko podrośniesz, Jeremy ponownie wróci za biurko. Dlatego musiałem coś z tym zrobić. Dzień twoich narodzin wydawał się idealnym momentem. Wtedy mój braciszek był najbardziej rozkojarzony. Ściągnąłem go tu pod pretekstem buntu pracowników. Nawet, gdy stanął w drzwiach, nie przeszło mi przez myśl, żeby się wycofać. Podałem mu jego ulubioną whiskey, z której każdym łykiem wypijał swoją śmierć. Nie możesz mi zarzucić okrucieństwa. Przynajmniej mu smakowała.
            – Ty gnoju! – Zerwałam się z krzesła, przewracając je, kiedy do moich uszu dotarł jego śmiech. Zabił swojego własnego brata i jeszcze się z tego śmieje. Jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła. – Śmierć mamy to też była twoja sprawka?
            – Upozorowałem wypadek samochodowy. Wszyscy uwierzyli. Twojej załamanej mamie, Esther, która również wiedziała o moich planach, zaproponowałem umowę. Oszczędzę ją i ciebie, jeśli za mnie wyjdzie i będzie siedziała cicho, a tobie wmówimy, że to ja jestem ojcem. Uczciwy układ, prawda? Poza tym wasza śmierć mogłaby wyglądać już podejrzanie, ale kilkanaście lat później już nie. Sama się o to prosiła. Znów zaczęła węszyć, zadawać pytania, więc sama rozumiesz. Z wprowadzeniem w życie moich planów musiałem poczekać, aż zdobędę odpowiednie uznanie wśród Obdarowanych, do tego zebranie większej grupy ludzi również jest czasochłonne. Czekałem na to dziewiętnaście lat. Dogadałem się nawet z Arthurem Hansonem.
            – Zamknij się już! Nie chcę tego więcej słuchać! – krzyknęłam, zakrywając uszy. Cisnęłam w niego małym pociskiem, jednak miał on zbyt małe natężenie, żeby cokolwiek mu zrobić.  – Nienawidzę cię z całego serca. Pozbawiłeś mnie rodziny i miałeś czelność nazywać się moim ojcem?
            Nagle mężczyzna ruszył w moją stronę i trzymając rękę na mojej szyi przycisnął mnie do ściany. Jego uścisk był zbyt mocny. Nie mogłam złapać oddechu, a do tego uleciały ze mnie wszystkie siły. Przestałam się szarpać, patrząc na niego z załzawionymi oczami.
            – Ty mała, niewdzięczna suko! Zapewniłem ci dom i spokojne życie, a mogłem wyrzucić na bruk, a ty mi się tak odpłacasz? – wysyczał, puszczając moją szyję i odchodząc kawałek ode mnie. Od razu zaczęłam łapać powietrze, masując obolałe miejsce. – Moje przedstawienie już dawno się zaczęło, a ty nic nie możesz z tym zrobić. Twój pobyt u Hansonów, więzienie – to wszystko tylko po to, by odwrócić twoją uwagę. Jesteś jak kula u nogi.
            Korzystając z tego, że stał tyłem do mnie, zaczęłam formować pocisk. Kula w mojej ręce robiła się coraz większa, a ja zadbałam o wystarczająco wysokie napięcie. Tym razem nie będzie to już lekkie łaskotanie. Ted, gdy tylko usłyszał strzelające pioruny, odwrócił się i wyciągnął przed siebie ręce.
            – Nie zrobisz tego. Nie zabijesz mnie – wyszeptał, patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami. Niewiele myśląc, cisnęłam w niego kulą. Pocisk uderzył w niego z taką siłą, że poleciał na regał z książkami, który stał kawałek za nim. Jeszcze przez moment jego ciało trzęsło się od porażenia. Podeszłam do leżącego mężczyzny i spojrzałam na niego z obrzydzeniem.
            – Dlaczego miałabym tego nie robić? W końcu mam to we krwi. 

3 komentarze:

  1. Zwątpiłam, że jeszcze coś dodasz i nagle taka niespodzianka :) no cóż mogę powiedzieć jak zawsze część rewelacyjna xD

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko.
    Ten rozdział to była jakaś... super, nie wiem co mogę napisać!
    Na początku chciałam zawrzeć, że od początku całe to zamieszanie śmierdziało mi złymi zamiarami ojca Vanessy. A teraz patrzę i okazało się, że jej ojciec to brat jej ojca... przed chwilą przeczytałam na prolog i wszystko zaczęło układać mi się w logiczną całość! Cieszę się, że Ted został zabity, należało mu się! Chociaż ja wolałabym go przetrzymać w więzieniu, żeby tam gnił! Trzeba jeszcze załatwić Arthura oraz wrogie oddziały. Arthur może w każdej chwili się wyrwać. Myślę, że to właśnie on będzie chciał wszystko przejąć :x
    I to ostatnie zdanie idealnie wpasowuje się do bloga. Ideolo!
    A co do odnowionego prologu, to jestem całkowicie na tak! Ślicznie napisany, gratuluję pomysłu :D
    Pozdrawiam ;*
    the-soul-of-thunder.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. JESTEM UZALEŻNIONA, tak jestem uzależniona od tego opowiadania. Brakuje mi przymiotników żeby je opisać, bo genialne to stanowczo za mało. To teraz postaw się w sytuacji UZALEŻNIONEJ mnie, która codziennie wchodzi na Twojego bloga z nadzieją na nowy rozdział, na który czasami trzeba sporo poczekać, ale nie ważne, bo jak mają one być takie to ja mogę poczekać, bo warto ! Ale jakby Ci się udało dodawać rozdziały trochę częściej to będzie mega. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń