20 czerwca 2014

Rozdział 4

            Kiedy ściągnęłam powoli słuchawki, dotarły do mnie słowa chłopaka.
            – Oddzwonię – rzucił do telefonu, po czym schował go do tylnej kieszeni spodni. Przez cały ten czas utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Zmarszczyłam brwi. Nie mogłam sobie przypomnieć, skąd go znam. Zaczęłam dokładnie studiować twarz bruneta.
            – Co ty tu robisz? – spytał po kilku sekundach niezręcznej ciszy. Wyglądał na tak samo zdezorientowanego jak ja. Spojrzałam na mop w mojej dłoni.
            – A co mogę robić z tym? – Machnęłam przedmiotem. – Już wiem. Maluję.
            – Widzę, że cięty języczek ci został, Żarówka – powiedział kpiącym głosem.
            Nagle dostałam oświecenia. Wiedziałam już skąd go kojarzyłam. Cztery lata temu byłam na obozie dla Obdarowanych. Miałam tam ćwiczyć swoje zdolności. To były moje początki w tej branży. Dodatkowo miał to być sposób na odreagowanie po śmierci mamy. Bardzo to przeżyłam. Praktycznie zamknęłam się w sobie. Na szczęście z pomocą najbliższych otrząsnęłam się. Kiedy tata zaproponował mi ten obóz, z początku nie byłam zbyt chętna. W końcu Matias mnie przekonał. Twierdził, że wyjdzie mi to na dobre. Odpocznę od tego całego zamieszania, a przy okazji stanę się silniejsza. Uległam. Tydzień później trenowałam wraz z rówieśnikami. Podczas ćwiczeń zapominałam o wszystkich problemach. Skupiałam się jedynie na walce. Zatracałam się w niej jak artysta, tworzący nowe arcydzieło. Już miałam nadzieję, że te krótkie wakacje będą najlepszymi jakie przeżyłam. Och, jak bardzo się pomyliłam. A to wszystko przez jedną, jedyną osobę, Aidena Hansona. Pewne wydarzenie sprawiło, że ta niesamowita przygoda zmieniła się w istne piekło. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie.
            – Aiden? – spytałam z czystej formalności. Byłam już pewna, że to on.
            – We własnej osobie. – Wciąż nie schodził z jego twarzy ten głupi uśmieszek. W tej kwestii się nie zmienił. Przygryzłam dolną wargę, starając się nie zacząć krzyczeć, by pozbyć się wściekłości, która we mnie rosła przez te cztery lata. Poprzednio nie miałam nawet okazji porządnie się z nim pokłócić.
            – Nie wierzę – mruknęłam bardziej do siebie niż do niego.
            – Też tęskniłem – zakpił.
            W jednej sekundzie przed oczami przeleciał mi cały obóz. Kilka dni przed moim planowanym wyjazdem, dołączył do nas pewien chłopak. Od razu wiedziałam, że będą z nim kłopoty. Wyczuwałam takich na kilometr. I tym razem mój instynkt nie zawiódł. Upatrzył sobie właśnie mnie jako ofiarę. Do dzisiaj nie wiem, co nim kierowało. Uprzykrzył mi życie jak to tylko było możliwe. Wykorzystał do tego swoją moc – przejmowanie kontroli nad innymi. Był w stanie jakby wejść w drugą osobę i decydować o tym, co ona robi. Oczywiście posiadał jednocześnie jej specjalne zdolności. Przejął nade mną kontrolę tylko raz. O jeden raz za dużo.
            Było już dość późno. Wszyscy siedzieli w swoich domkach po kolacji. Nagle na zewnątrz rozpętała się straszna ulewa. Zaczęło błyskać i grzmieć. Wszystkim wydało się to dziwne, ponieważ w tej okolicy rzadko kiedy padało, nie mówiąc już o burzach. Cały obóz znajdował się na wyspie. Nie mogliśmy ćwiczyć blisko ludzi, ponieważ groziło to naszym ujawnieniem, no i nasze moce stanowiły realne niebezpieczeństwo dla ich życia. Fale stawały się coraz większe, przez co obozowicze wpadli w panikę, a opiekunowie nie byli w stanie nad nimi zapanować. W pewnym momencie w stołówkę uderzył piorun. Budynek stanął w płomieniach. Od razu zajęło się nim kilkoro ludzi, którzy panowali nad wodą. Wcześniej próbowali zapanować nad sztormem. Na marne, burza była zbyt potężna. Dopiero po godzinie walki ktoś zorientował się, że za całym tym zamieszaniem nie stoi matka natura, a właśnie ja. Kiedy rozkazali mi zakończyć to wszystko, znów zapanowałam nad ciałem. Rozejrzałam się dookoła. Nie mogłam uwierzyć, że ta tragedia jest z mojej winy. Niestety nikt mi nie uwierzył, że nie byłam w pełni świadoma, a karę powinien ponieść Aiden. Od razu wiedziałam kto za tym stoi. W miarę możliwości mój tata wyjaśnił sytuację. Oczywiście musiał zapłacić za wszelkie szkody. Do dzisiaj dostaję mniej pieniędzy za wykonane zadania.
            – Jest tyle ludzi na świecie, a ja akurat musiałam trafić do twojego domu – warknęłam, zaciskając palce na drewnianej rączce mopa.
            – Będziemy się świetnie bawić. Znaczy ja się będę świetnie bawić, patrząc, jak się męczysz. – Nawet nie próbował ukrywać rozbawienia, wiedząc, że tylko bardziej mnie tym denerwuje. Zapewne to było jego celem. Wywołać u mnie napad furii. Niestety, udało mu się. Moje zdenerwowanie wciąż rosło, a gdy usłyszałam jego słowa, nie wytrzymałam. Rzuciłam mopem, który jednocześnie przewrócił wiadro. Cała jego zawartość pokryła podłogę.
            – Ups – rzuciłam ze sztucznym uśmiechem, po czym wybiegłam z pokoju, kierując się do swojej sypialni. Przyznaję, nie było to zbyt profesjonalne zachowanie, ale nie chciałam przebywać ani sekundy dłużej w jednym pomieszczeniu z tym człowiekiem. Działał mi na nerwy jak nikt inny. Nawet Mary przy nim nie wydaje się tak straszna.
            Mimo kategorycznych zakazów ojca, zamówiłam taksówkę i pojechałam do swojego domu. Wsiadłam do mercedesa, po czym udałam się do oddziału. Wciąż byłam bardzo zdenerwowana i zdecydowanie jechałam za szybko. Jestem pewna, że po drodze złamałam  kilka zasad ruchu drogowego. Na szczęście nikt, poza mną, tego nie zauważył.
            Będąc na miejscu, z prędkością światła wbiłam kod i tak samo szybko znalazłam się w biurze taty. Trzasnęłam drzwiami. Była tam dwójka pracowników, których nie kojarzyłam. Widocznie dopiero zaczynali. Na rozkaz ojca opuścili pomieszczenie. Podczas mojego krótkiego pobytu w pokoju w domu Hansonów, coś sobie uświadomiłam.
            – O wszystkim wiedziałeś – rzuciłam od razu oskarżycielskim tonem.
            – Usiądź, uspokój się i dopiero zaczniemy rozmawiać – odpowiedział, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Kiedy wzięłam kilka głębszych wdechów, zajęłam miejsce na fotelu.
            – Wiedziałeś, że synem Hansona jest Aiden – prychnąwszy, wyrzuciłam ręce w górę, ukazując swoją irytację. – Oczywiście, że wiedziałeś. Musiałeś skojarzyć nazwisko, a mimo to wysłałeś mnie tam.
            – Owszem, przyznaję ci rację. – W końcu przestał grzebać w dokumentach i podniósł na mnie wzrok. – Nie zmienia to faktu, iż nie powinno to mieć dla ciebie znaczenia.
            – Dobrze wiesz, że nienawidzę tego chłopaka. Zresztą, co ja ci będę tłumaczyć. Znasz sprawę.
            – Vanessa, ty masz tam znaleźć informacje, a nie zaprzyjaźniać się z ludźmi, którzy tam mieszkają.
            – Mogłeś mnie chociaż ostrzec – stwierdziłam z wyrzutem.
            – Nic by to nie zmieniło, a do tego jeszcze bardziej nie chciałabyś tam jechać.
            W tej kwestii musiałam mu przyznać rację. Gdybym wiedziała o wszystkim wcześniej, w ogóle nie podjęłabym się tego zadania. No cóż, pozostało mi zignorować fakt, iż będę przez dwa tygodnie mieszkać pod jednym z dachem z moim największym wrogiem.
            – Vanesso, nie powinno cię tu być – zauważył po chwili.
            – Tak, wiem. Zabraniałeś mi się z tobą kontaktować, ale to była wyjątkowa sytuacja – powiedziałam już o wiele spokojniejszym głosem.
            – Mam nadzieję, że chociaż sprawdzałaś czy ktoś cię nie śledzi.
            – Chyba nawet nie zauważyli, że wyszłam. Co to byli za ludzie przede mną? – spytałam, żeby zmienić temat.
            – Oni to… Nowi pracownicy – wydukał, jakby wymyślał tę odpowiedź na poczekaniu. Zmrużyłam oczy. Przecież to było zwykłe pytanie, a tata sprawiał wrażenie, jakbym spytała o coś tajnego. Może tylko mi się wydawało.
            – Dobra, zbieram się. Narobiłam tam trochę kłopotów.
            – Co?
            – Nic, nic. Cześć, tato! – krzyknęłam przy zamykaniu drzwi.
            Obeszłam ogromną posiadłość i weszłam do domu tylnymi drzwiami przeznaczonymi dla służby. W duchu dziękowałam za to, że nie muszę wchodzić głównym wejściem. Byłam pewna, że wtedy zauważyłby mnie Aiden albo pan Hanson i musiałabym się tłumaczyć z mojej nieobecności. Szybko wspięłam się po schodach, stawiając nogę co drugi stopień. Wpadłam do pokoju, a następnie przebrałam się w swój „roboczy strój”. Spojrzałam na zegarek. Było po szesnastej. Powinnam pójść pomóc w kuchni przy robieniu kolacji. Najpierw jednak postanowiłam się w końcu rozpakować. Wcześniej nie miałam na to czasu. Mój nowy szef kazał mi od razu brać się do pracy. Po kolei wyciągałam ubrania z walizki i wkładałam do wielkiej szafy, która stała po lewej stronie pokoju. Kiedy dotarłam do dna, wyciągnęłam swoją broń. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zastanawiałam się, gdzie to wszystko schować. Raczej pokoju przeszukiwać mi nie będą, ale na widoku przecież tego nie zostawię. Wybór padł na tradycyjny sposób. Wzięłam pudełko po butach, zawinęłam w chustkę i wsunęłam pod dwuosobowe łóżko. Póki nie znajdę lepszej kryjówki, ta musi wystarczyć. Chwilę później schodziłam do kuchni. Zastałam tam kucharkę, która mieszała coś w garnku. To coś bardzo ładnie pachniało. Mimowolnie uniosłam kąciki ust.
            – Dzień dobry – odezwałam się, aby zacząć w jakiś sposób rozmowę. Jeszcze nie zapoznałam się z resztą służby – Jestem Emma. Dzisiaj zaczęłam tu pracę.
            – O, dzień dobry. – Posłała mi promienny uśmiech. Kobieta była po czterdziestce. Miała kasztanowe włosy związane w koka, zapewne, żeby nie przeszkadzały w pracy. Sprawiała wrażenie przyjaznej osoby. Od razu zrobiło mi się milej. Bałam się, że reszta personelu będzie oschła.
            – Mogę w czymś pani pomóc? – spytałam łagodnym głosem.
            – Mów mi Samanta. – W odpowiedzi kiwnęłam głową. – Możesz pokroić kurczaka.
            Kilka minut później stałam przy jednej z szafek, a na desce miałam kawałek mięsa. Dobrze, że czasami Elen uczyła mnie gotować. Przynajmniej mogę stwarzać pozory, że na coś się tu przydam. Kuchnia była bardzo przestronna i jasna. Meble były białe z brązowymi blatami. Na środku pomieszczenia znajdowała się wysepka. Właśnie przy niej stałam. Za moimi plecami znajdowały się wielkie okna, które dawały światło na całe pomieszczenie oraz wyjście na ogród. Przeszklone drzwi były otwarte, więc czułam miły powiew letniego wiatru.        W pewnym momencie usłyszałam dzwonek telefonu. Mój został w pokoju, więc spojrzałam na Samantę. Wyciągnęła komórkę i posyłając mi uśmiech, wyszła na dwór. Wróciłam do krojenia. Nagle poczułam czyjąś obecność. Spojrzałam za siebie. Kobieta wciąż rozmawiała. Przeniosłam więc wzrok przed siebie. O framugę drzwi opierał się Aiden, a na twarzy tradycyjnie miał ten głupkowaty uśmieszek. Mimowolnie ścisnęłam mocniej nóż, co nie uszło jego uwadze.
            – Chyba nie chcesz mnie tym zabić? – Kiwnął głową na ostrze.
            – Dźgnięcie nożem jest mało oryginalne. Wymyślę dla ciebie coś lepszego.
            – No tak, ty wolisz usmażyć człowieka piorunem – zakpił.
            – Przynajmniej ze mną ludzie rozmawiają z własnej woli. Nie muszę ich do tego zmuszać. – Praktycznie już na niego warknęłam. Muszę zacząć kontrolować moje nerwy.
            – Spokojnie, Żarówka, bo mi prąd w domu wyłączysz.
            – Nie mów do mnie żarówka. – Podniosłam wzrok. W tym momencie żałowałam, że nie potrafię nim zabijać. To zabawne przezwisko wymyślił, gdy siedząc w gabinecie dyrektora obozu, zdenerwowałam się tak, że rozwaliłam gościowi żarówkę w lampce. Aiden był tego świadkiem.
            – Imię Emma jakoś do ciebie nie pasuje – stwierdził, podchodząc do mnie bliżej. Usiadł na jednym z wysokich stołków.
            – To niech zacznie.

            Jasne, że nie pasuje. W końcu to nie było moje prawdziwe imię. Ta misja to nie był pierwszy raz, kiedy przybrałam tożsamość Emmy Adams. Ostatni raz był na feralnym obozie. Tata wolał, żeby nikt nie skojarzył tego, że jestem córką zarządcy Orionu. Zaczął zwracać na to uwagę po śmierci mamy. Zbyt wiele osób chciało się pozbyć całej rodziny Edgarów. 

8 komentarzy:

  1. Ciekawy rozdział, podoba mi się ;3
    Polubiłam Aidena ^^
    Całe szczęście, że nasza Vanessa przybrała to imię już na obozie, bo gdyby on znał jej prawdziwe nazwisko... byłoby źle. xd
    W każdym razie, nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Życzę dużo weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Może nie zdarzyło się nic konkretnego, ale zdecydowanie jest tutaj zapowiedź kłopotów :D Oj tak, Aiden jeszcze dużo krwi jej popsuje.

    A co do uwag: O ile dobrze rozumiem Aiden nazywa ją "żarówką", prawda? Jeśli jest to przezwisko to traktujemy to jako nazwę własną i piszemy z dużej litery :D

    Życzę mnóstwo weny :D Żeby kolejny rozdział powstał jak najszybciej
    Pozdrawiam
    Kostka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak, racja. Jakoś nie zwróciłam na to uwagi. Dziękuję za pomoc :)

      Usuń
  3. Świetnie piszesz :) Życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne,czekam na kolejną część z niecierpliwością:)
    Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takiego hmm rozdziału. Podoba mi się. Ich relacja będzie zapewne trudna albo i może prosta? Zalezy jak na to spojrzeć, aczkolwiek jestem pewna, że polecą iskry ;)
    PS zapraszam i do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Heejj :* bardzo mi się podoba twój styl pisania i nie mogę się doczekać kiedy pojawi się coś nowego. Jakoś mam takie przeczucie ze Vanessa i ten cały Adiens.... Coś między nimi będzie :* jakbyś mogła dawaj mi znać o nowych rozdziałach u mnie na blogu :* pozdrawiam gorąco i życzę weny :* Jocelyn

    OdpowiedzUsuń