Przez dobre
kilkanaście sekund stałam jak wryta i patrzyłam w głąb tajemniczego korytarza.
Następnie przeniosłam wzrok na drzwi pokoju. Zanim zniknę za regałem, wolałam się
upewnić, czy nie będę miała żadnego świadka.
Niepewnie zrobiłam
krok w głąb ciemnego korytarza. Od razu zaczęłam się rozglądać za jakimkolwiek
źródłem światła. W końcu ktoś korzystający z tego tunelu, musi jakoś widzieć,
co jest przed nim. Kiedy tylko przeszłam dwa metry, usłyszałam skrzypienie i
moja ewentualna droga ucieczki zamknęła się. Podeszłam do miejsca, w którym
przed chwilą było przejście, żeby poszukać jakiegoś guzika. Na magiczną książkę
nie miałam co liczyć, a musiałam to później otworzyć. Zaraz po zasunięciu się
regału nastały egipskie ciemności. Zdecydowanie utrudniało to poszukiwania.
Zanim całkowicie straciłam widoczność, wydawało mi się, że na suficie widziałam
halogeny. Pstryknęłam i zapaliłam kilka pierwszych. Od tej strony regał był
metalowy. Po prawej zobaczyłam czerwony guzik. Wolałam teraz nie sprawdzać, czy
działa on tak, jakbym tego oczekiwała. Lepiej nie kusić losu. Znając życie,
gdybym ponownie otworzyła drzwi, wpadłabym prosto na którąś z pokojówek albo,
co gorsza, na Aidena.
Zaczęłam
iść przed siebie, zapalając po kolei światła. Miałam nadzieję, że cokolwiek
znajduje się na końcu tego przejścia, usłyszy mnie lub zobaczy jak najpóźniej.
Ściany, sufit oraz podłoga były szare. Było tak cicho, że słyszałam swoje przyśpieszone
bicie serca. Nie wyczułam również żadnego zapachu. Może nie oczekiwałam
lawendy, ale gdyby w powietrzu unosiły się, na przykład męskie perfumy byłabym
pewna, że ktoś tędy przechodził. Przydałyby się w takich momentach wyostrzone
zmysły mojego ojca. Automatycznie złapałam się za prawy bok, a następnie pomacałam
rękaw. Tata zawsze przypominał mi, żebym miała przy sobie jakikolwiek sprzęt.
Nawet na, z pozoru, mało niebezpiecznych misjach. Nadal miałam do ukrytego pod
bluzką pasa wsunięty jeden ze sztyletów, drugi trzymałam w specjalnie
przystosowanym do tego rękawie. W każdej bluzce na długi rękaw miałam kieszonki
na broń od wewnętrznej strony, które umożliwiały jej szybkie wysunięcie w razie
zagrożenia.
Szłam wciąż
przed siebie od jakichś dziesięciu minut i wciąż nie widziałam końca. Żadnych
zakrętów, odgałęzień czy innych drzwi. Jedynie prosty tunel prowadzący, jak na
razie, donikąd. Zaczęłam się już niepokoić, czy w ogóle coś mi ten spacer da.
Na szczęście po kolejnych kilkunastu minutach, które trwały dla mnie wieczność,
doszłam do jakichś drzwi. Wyglądały identycznie jak tamte na początku.
Odniosłam wrażenie, jakbym zrobiła kółko. Ten sam guzik po prawej stronie, to
samo metalowe obicie.
Wzięłam
głęboki wdech, wysunęłam sztylet z rękawa i nacisnęłam przycisk. Tak jak
poprzednio, drzwi wsunęły się odrobinę do środka, a następnie przesunęły w bok.
W międzyczasie przybrałam odpowiednią postawę, abym w każdej chwili mogła
zaatakować potencjalnego przeciwnika, a takiego oczekiwałam po drugiej stronie.
Z nerwów mój oddech przyśpieszył, a na czole pojawiły się kropelki potu. Jednak
nic się nie stało. W pomieszczeniu, do którego trafiłam, nie było nikogo. Pokój
był łudząco podobny do gabinetu pana Hansona. Jedynie dywan miał inny kolor, a
na biurku było więcej dokumentów starannie ułożonych w trzy stosy.
Niepewnym
krokiem podeszłam do mebla stojącego na środku. Spojrzałam na papiery. To były
jakieś dane. Na każdej stronie widniało zdjęcie i kilka informacji o danej
osobie. Pierwsza była Andrea Clarke, która panowała nad ziemią oraz wytwarzała pole
siłowe jako tarczę. Zajmowała stanowisko… zabójcy?! Kiedy tylko przeczytałam
ten jeden wyraz, od razu zorientowałam się gdzie jestem. Moje oczy przybrały
wielkość złotówek. Stałam w gabinecie pana Hansona w Horologium, naszym wrogim
oddziale.
Moje
rozmyślania przerwały odgłosy rozmowy pod drzwiami. Czy ja mogę w spokoju
przeszukać czyjś pokój, czy ciągle ktoś musi mi przeszkadzać? Niewiele myśląc,
wśliznęłam się pod biurko. Mało to rozsądne, ale w tamtym momencie nie miałam
czasu na szukanie innej kryjówki. Kiedy tylko zniknęłam z pola widzenia,
zobaczyłam strużkę światła wpadającą do pomieszczenia i do środka weszły dwie
osoby. Usłyszałam ich rozmowę. Mimowolnie przygryzłam dolną wargę oraz
zacisnęłam oczy. Może jeśli ja nie zobaczę ich, oni mnie również. Naiwna.
– Poczekaj
tylko zostawię kartkę dla Hansona – powiedział jeden z mężczyzn, a następnie
ruszył w stronę biurka. Powoli otworzyłam oczy. Chyba lepiej widzieć
przeciwnika. Kiedy jego buty pojawiły się zaraz przy mojej dłoni, serce zaczęło
mi bić dwa razy szybciej. Gdyby przesunął swoje czarne lakierki o choćby
centymetr, najprawdopodobniej by mnie dotknął. Nie podobała mi się ta wizja.
Niestety, przesunąć się również nie mogłam. Bałam się wywołać jakikolwiek szmer.
Patrząc na buty i spodnie, wywnioskowałam, że mężczyzna był ubrany w garnitur.
– Co ty mu
tam miłość wyznajesz? Pośpiesz się, zaraz mamy zebranie! – pieklił się drugi z
mężczyzn. Po głosach stawiałam, że obaj są po trzydziestce, a na pewno są dużo
starsi ode mnie. Zaraz, zaraz. Dlaczego oni organizują spotkanie, które na
pewno jest bardzo ważne, pod nieobecność zarządcy całego oddziału? W jednym
momencie dostałam oświecenia. Dosłownie, jakby mała żarówka zapaliła mi się nad
głową. Pan Hanson nie wyjechał zbyt daleko. Po prostu na dłużej przeniósł się
tutaj. To by wiele wyjaśniało, na przykład to czemu pracownik zamiast zadzwonić
do szefa, zostawia mu informację na biurku. Zdecydowanie powinnam była, jak
najszybciej się stamtąd wynieść.
Zaczęłam
się coraz bardziej denerwować. Niech sobie już idą na to cholerne zebranie, bo
jeszcze chwila i zejdę na zawał! Nagle kilka centymetrów ode mnie spadł
długopis. Jeśli się po niego schyli, to mnie zobaczy. Dlaczego nie potrafię
robić się niewidzialna? Najbliższe sekundy trwały dla mnie wieczność. Czekałam
aż mężczyzna sięgnie po przedmiot, ale on tego nie zrobił. Zamiast tego jego
ręka się rozciągnęła, złapała za długopis i znów przybrała normalną długość.
Całą siłą woli powstrzymałam się od głośnego wypuszczenia powietrza. Szczęście
mi dziś dopisuje. Kiedy ja starałam się uspokoić, dwóch mężczyzn opuściło pokój
i wciąż się o coś sprzeczając, ruszyli na tajemnicze zebranie.
Wstałam z
podłogi na chwiejnych nogach, a mój wzrok powędrował na kartkę z informacją
pozostawioną na biurku. Było na niej napisane: „Nasze przypuszczenia się
potwierdziły. Wszystko jest już gotowe. Możemy zacząć działać. Paul B.” Ostatni
raz rozejrzałam się po pomieszczeniu, po czym ruszyłam do wyjścia. Kolejne
kłody pod nogi. Skąd miałam wiedzieć, która książka otwiera przejście? Z tego
co pamiętałam, w tamtym pokoju była na środkowy regale, na czwartej półce od
dołu. W pośpiechu zaczęłam drżącymi rękoma wysuwać każdą książkę. Kiedy doszłam
do przedostatniej, usłyszałam skrzypienie. W tamtym momencie był to dla mnie
najpiękniejszy dźwięk.
Drogę
powrotną przebyłam, prawie że biegnąc. Zwolniłam dopiero, gdy na horyzoncie
pojawiły się drzwi. Przyłożyłam do nich ucho, mając nadzieję, że usłyszę jakiś
hałas, jeśli ktoś zdążył wejść do gabinetu. Straciłam poczucie czasu, więc nie
wiedziałam nawet, ile mnie nie było. Oby awaria prądu była wystarczająco
absorbująca i nikt nie zauważył mojej nieobecności.
Po dłuższej
chwili nasłuchiwania stwierdziłam, że albo nikogo nie ma, albo te drzwi są zbyt
grube, żeby cokolwiek przez nie usłyszeć. Licząc, że moja szczęśliwa passa
nadal trwa, nacisnęłam czerwony przycisk. Procedura się powtórzyła i kilka
sekund później mogłam przejść do gabinetu. Kolejny raz dzisiaj kamień spadł mi
z serca, gdy zobaczyłam, że w pokoju nie ma ani jednej żywej duszy. Pozostało
już tylko przejść niezauważona do sypialni.
Już łapałam za klamkę, kiedy usłyszałam kroki na korytarzu. Wypuściłam głośno powietrze przez nos, próbując się uspokoić. Przeczekałam chwilę i ponowiłam próbę, wcześniej uważnie nasłuchując, czy jest już czysto. Uchyliłam lekko drzwi. W widocznej dla mnie części korytarza nikogo nie było. Wysunęłam się z pomieszczenia i rozejrzałam na boki, a następnie szybkim krokiem poszłam do siebie.
Już łapałam za klamkę, kiedy usłyszałam kroki na korytarzu. Wypuściłam głośno powietrze przez nos, próbując się uspokoić. Przeczekałam chwilę i ponowiłam próbę, wcześniej uważnie nasłuchując, czy jest już czysto. Uchyliłam lekko drzwi. W widocznej dla mnie części korytarza nikogo nie było. Wysunęłam się z pomieszczenia i rozejrzałam na boki, a następnie szybkim krokiem poszłam do siebie.
Dopiero
leżąc na łóżku, odetchnęłam z ulgą. Moje serce nadal biło jak oszalałe, ale
powoli zaczęłam się uspokajać. Przez głowę przebiegało mi tysiące myśli. Odkryłam
coś arcyważnego. Muszę to jak najszybciej przekazać tacie. Tylko jak, skoro nie
mogę się stąd ruszać? Jedynym sposobem jest pojechanie na kolejne zakupy. Po
raz pierwszy od wejścia do pokoju spojrzałam na zegarek. Była dopiero
dwudziesta. Zniknęłam na dwie godziny. Postanowiłam pokazać się w kuchni. Przy
okazji zapytam Samantę, czy mogę jutro zastąpić ją na zakupach.
W trakcie schodzenia po schodach, zorientowałam się, że naprawili już awarię prądu. Sądziłam,
że zajmie im to więcej czasu. Wszedłszy do kuchni, zobaczyłam Sam mieszającą
coś mikserem w misce. Dzisiaj kolacja była później niż zawsze przez
niedziałającą kuchenkę.
– Pomóc ci
w czymś? – spytałam trochę głośniej, aby kobieta mnie usłyszała mimo hałasu,
które wydawało urządzenie. Zaskoczona moim głosem lekko podskoczyła. Jak zawsze
miała związane w koka włosy i biały fartuszek, który dzisiaj zakrywał błękitną
sukienkę sięgającą lekko przed kolano.
– Zaraz
będziesz smarować naleśniki. – Brunetka odwróciła się do mnie, posyłając mi
promienny uśmiech, a wcześniej wyłączyła mikser.
Nie
wiedząc, co ze sobą na razie zrobić, usiadłam na wysokim taborecie i
przyglądałam się pracy kucharki. Chwilę później kobieta nalała pierwszą nalewkę
ciasta na patelnię. Czekając aż się usmaży, nuciła razem z radiem nieznaną mi
piosenkę. Bardzo lubiłam Samantę. Była chyba jedyną życzliwą dla mnie osobą w
tym domu. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, mało tego, zarażała nim. Przy niej
nie dało się być smutnym. Kiedy Aiden mnie denerwował, przychodziłam po prostu
do kuchni. Humor od razu mi wracał. Do tego świetnie gotowała. Mogłam nawet
zaryzykować stwierdzenie, że wychodziło jej to lepiej niż Elen.
– Samanto,
będziesz jechać jutro na zakupy? – zaczęłam, kiedy smarowałam kolejnego
naleśnika dżemem.
– Tak,
Aiden planuje urządzić małą imprezę, więc przydałoby się pojechać – stwierdziła
po dłuższym namyśle. Imprezę? No ładnie, ojciec wyjechał, a synek szaleje.
– To może
ja pojadę. Na pewno będziesz miała dużo do przygotowania. – Mówiąc to,
patrzyłam się na kobietę z lekkim uśmiechem. Znów zanim odpowiedziała minęła
chwila. Wyglądała jakby w głowie rozważała wszystkie za i przeciw. Przecież to
tylko zakupy, nad czym tu rozmyślać.
– Dobrze,
możesz pojechać, ale ostrzegam, że lista będzie długa.
– To nic.
Poradzę sobie. – Na koniec posłałam w stronę Samanty jeszcze szerszy uśmiech,
po czym zadowolona z siebie wróciłam do naleśników.
–
Zapomniałabym. Posmaruj kilka czekoladą. Aiden takie woli.
W odpowiedzi kiwnęłam jedynie głową,
a następnie sięgnęłam do szafki po słoik. Kiedy wszystkie naleśniki były już
gotowe, musiałam zanieść kilka chłopakowi. Wzięłam więc talerz oraz szklankę
soku na tacę i ruszyłam do jego pokoju. Cząstka mnie miała nadzieję, że po
tamtej nocnej rozmowie Aiden trochę zmienił swój stosunek do mnie. Oczywiście
ja mu nie wybaczyłam, nie wiem czy kiedykolwiek będę do tego zdolna, ale takie
uprzykrzanie sobie życia również do niczego nie prowadzi. Byłam gotowa oznajmić
zawieszenie broni. Kiedy pokonałam już schody i korytarz, znalazłam się pod
drzwiami chłopaka. Złapałam tacę w jedną rękę (nareszcie nabrałam w tym
wprawy), a następnie zapukałam. Po usłyszeniu krótkiego „Wejść” nacisnęłam
klamkę. Gdy znów trzymałam tacę w dwóch rękach, weszłam do pokoju. To, co tam
zobaczyłam, sprawiło, że zatrzymałam się w połowie kroku. Aiden w leżał na
swoim łóżku w samych bokserkach, a na nim siedziała jego blond przyjaciółka,
której imienia nie poznałam. Dziewczyna bardzo dokładnie studiowała ustami tors
i twarz chłopaka. Na szczęście jedynym ubytkiem w jej garderobie była koszulka,
która leżała na ziemi. Co prawda krótka spódniczka za wiele nie zakrywała, ale
chyba lepsze to niż nic. Kiedy wyrwałam się z oniemienia, cicho odchrząknęłam,
aby zwrócić na siebie uwagę pary. Blondynka powoli oderwała się od warg Aidena
i odwróciła w moją stronę. Gdyby można było zabijać wzrokiem, leżałabym już
martwa.
– Mogłeś
uprzedzić, że masz gościa – stwierdziłam, unikając spojrzenia chłopaka. Nie
miałam ochoty oglądać jego głupkowatego uśmieszku. Po chwili dodałam: – Przyniosłabym
więcej naleśników.
– Długo
jeszcze będziesz tak stała? – spytała blondynka. Jej ton głosu dosłownie
ociekał niechęcią do mnie. W końcu podniosłam wzrok, który od razu wbiłam w
dziewczynę.
– Już was
zostawiam – odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem, po czym podeszłam do szafki
nocnej stojącej przy łóżku, które zdecydowanie było jeszcze większe od mojego.
Mimo to nie wyróżniało się aż tak bardzo. Sam pokój był ogromny. Ściany zostały
pomalowane na ciemno szary, jednak w większość pokrywały je plakaty wszelkiej
maści. Sugerując się nimi, stwierdziłam, że mamy podobny gust muzyczny. I chyba
na tym skończyłyby się podobieństwa.
Zostawiłam
tacę, po czym przeniosłam wzrok na Aidena. Śledził każdy mój ruch z
nieodgadnionym wyrazem twarzy. Mimowolnie spojrzałam na jego nagą klatkę
piersiową. Nie była ona jakoś przesadnie umięśniona, była w sam raz. Jednak nie
to najbardziej przykuło moją uwagę, a tatuaże jakie na niej widniały. Miał
również kilka na rękach. Wcześniej chodził ciągle w bluzach lub koszulach, więc
nie miałam okazji ich zauważyć, a szkoda. Wyglądały naprawdę nieźle. Kiedy
zorientowałam się, że zbyt długo im się przyglądam, spojrzałam wyżej. Niestety,
chłopak zauważył moją fascynację, czego dowodem był zadziorny uśmiech na jego
twarzy. Świetnie, dałam mu kolejny powód do kpin. Aby już bardziej się nie
kompromitować, pośpiesznie wyszłam z pokoju.
Rano ze snu
wyrwał mnie budzik. Pan Hanson wymagał, abym wstawała o siódmej rano, a ja z racji
tego, że nie należałam do rannych ptaszków, musiałam posłużyć się budzikiem.
Dopiero, gdy doszłam do siebie, zorientowałam się co mnie dzisiaj czeka. Wielka
impreza Aidena Hansona. Coś czuję, że nie będzie to kameralne przyjęcie.
Skomentowałam to głośnym jęknięciem, po czym zwlokłam się z łóżka.
Udało mi
się namówić Samantę, żebym na zakupy pojechała jak najwcześniej. W taki o to
sposób o ósmej siedziałam już w samochodzie z długą listą w ręce. Widząc ilość
rzeczy, jakie mam kupić, na mojej twarzy pojawił się grymas. Zanim jednak
zwiedzę każdy kąt sklepu, muszę pojechać do Orionu. W końcu informacje jakie
zdobyłam, nie mogły czekać. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam
przerzucić się na swój samochód. Byłam skłonna uwierzyć, że pan Hanson zamontował
urządzenie namierzające u Samanty. Ostrożności nigdy za wiele. Zostawiłam auto
Sam pod sklepem, po czym zamówiłam taksówkę. Półgodziny później jechałam swoim
mercedesem w stronę Oddziału.
Będąc pod
drzwiami od biura mojego taty, zapukałam dwa razy, tak jak to miałam w zwyczaju
i weszłam do środka. Tym razem był sam. Usiadłam na fotelu, czekając, aż na mnie
spojrzy.
– Witaj,
Vanesso. – Podniósł głowę i posłał w moją stronę szeroki uśmiech. Byłam gotowa
na wybuch złości, bo nie powinnam tu być albo przynajmniej zaskoczenie. A tu
nic, zwykłe przywitanie.
– Cześć,
tato – odpowiedziałam zdezorientowana.
– Co cię do
mnie sprowadza?
– Znalazłam Horologium
– oświadczyłam z dumą w głosie.
~~~~~~~~~~
Hej!
Opisy, opisy wszędzie. Nie są one moją mocną stroną, więc jestem gotowa na krytykę. Mam nadzieję, że nie wyszły one zbyt sztywne i wymuszone. Oceńcie sami.
Wybaczcie, że tak długo nie pisałam. Moja wena stwierdziła, że jej też się należą wakacje i chyba zgadała się razem z chęcią do pisania, a ja nie miałam tu nic do gadania.
Doczekałam się zwiastuna, do którego oglądania serdecznie zapraszam. Mi się bardzo podoba, zobaczymy jak wam. :)
Pierwsza?
OdpowiedzUsuńTak, tak pierwsza :)
UsuńWitaj kochana :)
Wreszcie rozdzialik i to jak zwykle cudnyy.
No ciekawe co to za papiery i co oni tam knują. Nie za wiele nam zdradziłaś. I tej jej ojciec jest jakiśdziwny. O co w tym chodzi? Trochę jakby sie spodziewał, że ona coś znajdzie. Może wysłał ja tam żeby mu nie przeszkadzała w tych jego ciemnych sprawkach .
no nie mam pojęcia.
OOO a Aiden z tą blondyna ?? Fee nie lubię jej już! Tatuaże? kocham juz go :)
Mam nadzieję, że cos między nimi będzie. Niby juz te ich stosunki nie sa takie straszne, ale ta akcja to trochę wyglądała jak na pokaz. Może chciał żeby była zazdrosna ?? Hmm ??
Yh czekam na następny :)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nowy rozdział :)
Marzycielka <3
Ps. Świetny zwiastun! ten chłopak z tatuażami to Aiden ???
Usuńmam jedno słowo : Mniam :***
Zacznę od tego, że oglądałam zwiastun. Jest świetny! Szczególnie muzyka, też myślałam o Shatter Me do mojego. Kocham to!
OdpowiedzUsuńWięc Horologium było na wyciągnięcie ręki! Ale ciągle mam przeczucie, że mydlisz nam oczy co do złej i dobrej strony :) Może się mylę, ale nie podoba mi się ojciec Vanessy. No cóż, okaże się :)
Aiden mmm prowokuje. Wyobraziłam sobie jego zadziorny uśmiech i tak, podoba mi się mm :D
Pozdrawiam :)
Witam!
OdpowiedzUsuńW imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Shiibuya z przyjemnością informuję, że Twój blog znalazł się na trzeciej pozycji w ramce "Najwyżej ocenione". Gratulujemy!
Hej, komentuję dopiero teraz, bo wcześniej nie miałam czasu. W każdym razie, rozdział elegancki. ;) Zaczął się ciekawie. Zastanawia mnie kim są ci mężczyźni, którzy się o coś wykłócali. Z pewnością nie są to przyjaciele.
OdpowiedzUsuń"No ładnie, ojciec wyjechał, a synek szaleje." - to zdanie mnie położyło, hahahah. :D
Dziwi mnie tylko dlaczego Aiden tak po prostu pozwolił pierwszej przypadkowej osobie wejść, podczas tych pieszczot, przecież to takie... intymne. No ale cóż, jak kto woli. Nie mogę się doczekać tej jego imprezy.
Pozdrawiam i zapraszam na nowość do mnie ;)
Szablon już jest gotowy! http://grafika-tu-i-tam.blogspot.com/2014/08/sokoko.html :)x
OdpowiedzUsuńOpisy wcale nie wyszły Ci źle, nie wiem czego od nich chcesz. Vanessa ma szczęście. Nie dość, że odnalazła to czego szukała, to jeszcze nie sprawiło jej to żadnych kłopotów. No, pomijając dwóch mężczyzn wparowujących do pokoju, ale i wtedy jakoś udało jej się schować :)
OdpowiedzUsuńTylko mi nie mów, że teraz będzie wzdychać do Aidena, przez ten moment w jego pokoju? jego zachowanie coraz bardziej mnie dziwi. Mógł nie zgodzić się na wpuszczenie kogoś do pokoju, wiadomo w jakiej sytuacji znajdował się z dziewczyną, ale widocznie niczego się nie wstydził... Tylko co on tym chciał osiągnąć? :D
Śliczny szablon tak na marginesie ;*
Pozdrawiam xx
Nareszcie przeczytałam wszystko, więc wypowiem się szybko, ale za nim to zrobię, to wspomnę o szablonie.
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam w jednym rozdziale napisałaś, że Vanessa nie lubi sukienek, a na nagłówku widnieje dziewczyna w... sukience! Ale podoba mi się połączenie szarego z fioletem, tak że przymknę na to oko.
Pomysł na historie przypadł mi bardzo do gustu - oprócz tej, znam bodajże jedną/dwie o podobnej tematyce. Jestem więc ciekawa, jak to się dalej rozwinie.
Proszę jednak, abyś nie łączyła Aidena i Vanessy w parę! To już taki stary schemat, że nie zdzierżę go w dobrze zapowiadającym się opowiadaniu.
Podoba mi się Twói styl, jak i dialogi. No i Nathaniel, z którym widzę Vanesse.
Jeszcze tu zajrzę, zobaczymy, czy zostanę na dłużej.
Pozdrawiam!
Nie wiem, po co Ci ten blog, skoro dodajesz posty tutaj jak na stronie Quku.org . Proszę o częściej dodawanie postów :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://katalogowo.blogspot.com/2014/08/recenzje.html#more
OdpowiedzUsuńZamówiona recenzja już na Ciebie czeka. :)
Ojciec Vanessy mi się nie podoba. Ale pomysł z przejściem ukrytym bardzo udany :) Cieszę się że bohaterka znalazła to czego szukała, a przy tym nie została nakryta. Opisów było dużo ale brakuje mi ich szczególnie w dialogach. I to jak mi brakuje. - wypowiedź - powiedziałam, oświadczyła, rzekłam, wykrzyknęłam itd itd. Czcionka szablonu jest trochę ciemna, przez co muszę zaznaczac tekst żeby cokolwiek odczytać i to jest minus. Sam szablon nie jest jakiś wspaniały, raczej przeciętny, ale nagłówek niczego sobie
OdpowiedzUsuń